Zwiedziona plotkami o wiosennej aurze, założyłam dziś baletki i - smagana lodowatym wiatrem - srogo zmarzłam.
Siedzę teraz przy kuchennym stole, popijam yerba mate i wsłuchuję się w wiatr, który nie daje za wygraną i z impetem uderza w drzwi balkonowe. To chyba ostatnia szansa, by wrócić do zdjęć z lutowego spaceru. W pierwszej części pokazywałam Wam stare kamienice Wrzeszcza – dzielnicy Gdańska, w której jeszcze miesiąc temu mieszkałam, wcześniej pisałam o opuszczonym budynku nieopodal mojej kamienicy, dziś chcę Wam pokazać moje ulubione miejsce na mapie starego Wrzeszcza.

Na ulicy Traugutta, u podnóża wzgórza Sobótka, stoi opustoszały, zniszczony dwór „Studzienka” (zwany także „Dworek Święty Zdrój”). Po raz pierwszy zobaczyliśmy go spacerując po okolicznych lasach. Dworek objawił się nam znienacka, wyłaniając się zza drzew w miejscu, w którym zupełnie nie spodziewaliśmy się ujrzeć takiej perełki - tuż obok siedziby Wirtualnej Polski i akademików Politechniki. Otoczony zdziczałą zielenią, z połamanymi okiennicami, dziurawym dachem, obłupanym tynkiem momentalnie mnie zauroczył.

Na portalu Wrzeszczan znalazłam rozbudzającą fantazję opowieść o tym miejscu i jego okolicy.
Nazwa dworku - Święty Zdrój – jest oczywiście nieprzypadkowa: niedaleko budynku ma swój początek Studzieniecki Potok, którego źródła służyły kiedyś do produkcji wody mineralnej, której przypisywano niezwykłe właściwości, zwłaszcza w leczeniu chorób oczu. W sąsiedztwie dworku mieściła się wytwórnia wody mineralnej "Heiligenbrunnem Quelle GMBH", po której zostały tylko dwa cokoły bramy wjazdowej, zaś trochę dalej, w głębi lasu stoi wysoki budynek z czerwonej cegły – dawny Zakład dla Ociemniałych.*
Podczas naszego lutowego spaceru spostrzegliśmy wielkie drzewa powalone na ziemię przez ubiegłoroczne wichury. Ten zniszczony przez ludzi i czas park liczył przed wojną 32 gatunki drzew, w tym czterystuletnie dęby i lipy. W okolicy rosły jadalne kasztany! Tam zaś, gdzie straszą nas teraz zombie z PRL-u, czyli akademickie klocki Politechniki, stał sad z 23 drzewkami orzecha włoskiego.
Kiedy czytam o czasach świetności dworku, o wytwórni wody mineralnej, dystyngowanych panach z wywinięty wąsem, kortach tenisowych w Jaśkowej Dolinie i zestawiam to z tandetą oblepionych reklamami ścian, z obrzydliwym Cristalem i brudnym dworcem, marzy mi się tylko jedno: zbiorowe przemycie oczu w Świętym Źródełku.
Więc zamiast brodzić w codzienności, wchodzę w przeszłość. Oglądam stare pocztówki z Wrzeszcza i Jaśkowej Doliny, w myślach zajadam pieczone kasztany i siedzę w pod starym dębem w przydworskim ogrodzie.
A na osłodę codzienności…

BATONY OWSIANE
70 g płatków owsianych błyskawicznych (mogą być normalne)
30 g płatków pszennych
100 g wiórków kokosowych
50 g zarodków pszenicy
70 g ziaren sezamu
30 g siemienia lnianego
100 g ziaren słonecznika
100 g rodzynek
125 g masła
100 g miodu
70 g brązowego cukru
2 łyżeczki zimnej wody
Na dużej, suchej patelni mieszam płatki owsiane, wiórki kokosowe, zarodki pszenicy, sezam, słonecznik i siemię lniane, mieszając co jakiś czas przez ok. 10 minut. Całość ma nabrać złotej barwy.
W rondelku mieszam miód, masło i cukier. Doprowadzam do wrzenia, a następnie zmniejszam gaz i gotuję ciągle mieszając przez ok. 8 minut. Po zdjęciu z gazu mieszam z masą 2 łyżeczki wody.
Na koniec mieszam suche składniki z patelni, masę z rondelka i rodzynki. Wylewam na kwadratową blachę (uprzednio wyłożoną papierem do pieczenia), ugniatam i chłodzę pozwalam masie stężeć (to trwa min. 1 godzinę). Gdy masa zastygnie, kroję ją w prostokąty.
Uwagi:
1. Przepis pochodzi z blogu In cavoletto di bruxelles (Google Translator, dziękuję!). Pozmieniałam w nim trochę składników, ale zachowałam główne proporcje.
2. Prażony na patelni kokos i sezam nadają batonom orzechowego aromatu, a słonecznik miło chrupie. Te batony to coś pomiędzy klasycznymi owsianymi batonami a sezamkami – są bardziej chrupiące niż te pierwsze, ale mniej słodkie niż te drugie. Pyszne.
3. Oczywiście z batonikami można szaleć, wrzucając do nich orzechy, rodzynki i różne rodzaje płatków (pszenne, owsiane, jęczmienne – co dusza zapragnie).
4. A tu inne owsiane słodkości:

* informacje zaczerpnęłam ze strony Spacery po Gdańsku;



Ile śniegu! *__* A batoniki wyglądają niesamowicie apetycznie :D
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeglądam książki i internet w poszukiwaniu owsianych batoników bez pieczenia, co za zbieg okoliczności :)
OdpowiedzUsuńszkoda takich starych dworków, nikt się nimi nie zajmuje, w końcu popadną całkowicie w zapomnienie...
OdpowiedzUsuńBatoniki owsiane uwielbiam, chętnie spróbuję Twoją wersję :)
O jak ja dawno tam u was nie byłam. Ale smaganie to mi się nie podoba, zwłaszcza że wczoraj mi tu w baletkach było całkiem dobrze. A batony owsiane to ja ostatnio trzaskam namiętnie. Ale nic to pokaże też swoje.
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia, lubię takie :) a robienie batonów czas zacząć :)
OdpowiedzUsuńPiękne miejsce i z taka historią... kiedy widzę takie budynki myslę sobie czy nie dałoby się ich przywrócić do życia, fajnie by było. A batoniki w sam raz dla kogoś, kto nadal cierpi katusze bez piekarnika (to już ostatnie łzy wylane nad kupnymi ciasteczkemi:D)! Dzięki!
OdpowiedzUsuńP.S. Piękne ślimaki w oknach:)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcie batonika Aniu
OdpowiedzUsuńa dworek? płakać się chce...
Lubie wyobrażać sobie co się działo kiedyś w starych domach, czy dworkach. I lubię dowiadywać się takich historii, po których, mimo wszystko, tylko żal pozostaje... Żal za dawnymi czasami.
OdpowiedzUsuńA batoniki śliczne, niedawno robiłam podobne od kabamaigi:) Pycha!
Pięknie tam. Z klimatem :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie batony.
Och, ten dwór wygląda niesamowicie. Na którejś z dziecięcych wycieczek miałam do czynienia z takim podupadającym dworem i było mi smutno, że nie ma nikogo, kto się nim zajmie i uratuje przed wyburzeniem. W dobie szkła i plastiku oraz zalewu tandety to co jest klasycznie piękne jest zapominane. Zastanawiam się, czy można wejść do środka Twojego architektonicznego odkrycia...
OdpowiedzUsuńOch, żeby zrobienie zdjęć pięknym zaniedbanym miejscom powodowały, że ktoś się nimi zajmie:( Przyłączyłabym się do takiej akcji. Mam też kilka w zapasie.
OdpowiedzUsuńSmutny jest powrót do takich miejsc po czasie z nadzieją, że może jednak ktoś się tym zajął, a zastajemy co? Kupę śmieci:(((
Pozostaje tylko uwieczniać. Powodzenia.
Piękne zdjecia, piekne spacery. Dworku chyba nie znam, w tamtych rejonach raczej prawie nie bywam.
OdpowiedzUsuńOch,co do Cristalu masz rację ... okropny jest, był. Ciekawe co teraz z niego zrobią.
Mam nadzieje,ze nie coś równie brzydkiego.
A batony są boskie Aniu, zjadam kawałeczek przez ekran.
Kochana, a dokąd sie wyprowadziłas, blizej Sopotu, czy w całkiem inną stronę?
Pozdrowienia:)
Majana
Aniu, tylko nie "ubrałam baletki", please, raczej "założyłam" lub "włożyłam":) Serio
OdpowiedzUsuńLubimy takie same klimaty... Dziękuję za ten piękny wpis.
OdpowiedzUsuńSmakowite zdjęcia:) Zachęcają do prób kulinanych. A Trójmiasto pięknie uchwycone. Przypominają mi się wszystkie moje wakacje z czasu dzieciństwa u Cioci z Sopot . pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKiedy jestem w Gdańsku, zwykle zatrzymujemy się w Brzeźnie i stamtąd wybieramy się na przechadzki - dalsze i bliższe,a stare dworki to ulubiony punkt programu. Żałuję, ze nie zrobiłam im nigdy zdjęć, ale jest to powód by znów odwiedzić Gdańsk i z takimi batonikami w kieszeni zwiedzać Twój magiczny Wrzesz :)
OdpowiedzUsuńNiesamowity ten dworek. I zgadzam się, że zbiorowe przemycie oczu w Świętym Źródełku by się przydało. Patrzę na tą otaczającą nas brzydotę, o to jak często nie dbamy o swoje okolice, o swoje własne podwórka, jak kolejne warstwy reklam przyklejamy, jak nie sprzątamy... mam wrażenie, że czasem tak niewiele trzeba, żeby było ładniej.
OdpowiedzUsuńBatonik - Aniu, idealny! jak Ty to zrobiłaś!?!
Aż żal patrzeć jak zabytki niszczeją. Batony wyglądają bardzo apetycznie - choć mi podobne nigdy sie nie udaja:(
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam za komentarze :)
OdpowiedzUsuńAnonimowy, dziękuję za uwagę - już poprawiam! Ale przyznam, ze byłoby mi o wiele milej, gdybyś się ujawnił/a :)
Pozdrowienia ślę!
Bardzo, ale to bardzo lubię takie batoniki. Myślę, że w niedlugim czasie zrobię je i dla siebie i dla męża :D
OdpowiedzUsuńOJ ja tej zmarzłam i grzeję się fasolką po bretońsku :) trampki to całkiem nie na teraz.
OdpowiedzUsuńPiękne miejsce pokazujesz i prze smakowite batoniki :)
To już na Górnym Śląsku spokojnie można chodzić w balerinach :-). Stare domy mają duszę :-).
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia. Rzeczywiście, takie stare domy mają swój urok...:) A baton pyszności, kilka dni temu też upiekłam podobny, z repertuary kuchni angielskiej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Aha, nie odpowiedziałam Wam na pytania: Majana, w Sopocie pracuję, ale mieszkam teraz na Morenie :)
OdpowiedzUsuńSylvii, ja też się zastanawiałam, czy można tam wejśc, ale całość zagrodzone jest drewnianym płotem, a drzwi i okna zabite deskami. ALE w internecie znalazłam zdjecia wnętrza, ktoś porozumiał się z właścicielami i obejrzał to miejsce.
POzdrawiam :)
PS Jeszcze co do "ubieram" i "zakładam" - nie byłam świadoma tego podziału, ale już zapamiętuję. Jednak warto zaznaczyć, ze "ubieranie" to tylko regionalizm z południa Polski i nie uważam go za straszną wtopę językową.
Rozpieszczasz nas swoimi słodkościami ;-))
OdpowiedzUsuńUzależnimy się jeszcze i co wtedy? :>
www.przysmakiewy.pl
nie mogę czytać takich rzeczy, bo szlag mnie trafia na ten brak szacunku dla otaczającej nas architektury. U nas na Śląsku jest chyba jeszcze gorzej, vide dworzec w Katowicach chociażby :/ Dobrze, że chociaż batonik na osłodę, ech...
OdpowiedzUsuńDziwnie wygląda tam ten dworek prawda? W czasie mojej krótkiej znajomości z wydziałem chemicznym często bywałam w tamtej okolicy, ma swój klimat, w ogóle to chyba jedno z najciekawszych miejsc w Gda..
OdpowiedzUsuńA batoniki Ania świetne, jakie równiuśkie!
Serdeczności moc :)
Oooo, to ciekawe z tymi zdjęciami wnętrz. Z przyjemnością bym tam zajrzała, nawet przez ekran.Czy masz linka? Pozdrawiam nocnie:)
OdpowiedzUsuńZdjecia piekne Aniu...takie nostalgiczne....i rowniez nostalgiczny jest ten batonik.....
OdpowiedzUsuńUsciski :)
Aniu, a to teraz jasne :))
OdpowiedzUsuńJa tam wiosennej pogodzie ani trochę nie wierzę.
OdpowiedzUsuńHołduję mądrościom ludowym "lepiej dźwigać, niż ścigać", "wiosną najłatwiej się przeziębić" i takie tam. Baletki muszę sama sobie kupić:)
Ale na południu, cieplutko. Pozdrawiam!
(oho, kosiński! jak się podoba? okropnie zazdroszczę sopotu, a batoniki idealne:)
OdpowiedzUsuńbatoniki wyglądają rewelacyjnie! Śliczne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńWszystko się zmienia
OdpowiedzUsuńNiestety
Te budynki są przepiękne!!! Ja uwielbiam stare budownictwo, w Poznaniu polecam Sołacz!ppozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńgdy widzę takie budynki (a ten miałam okazję kilka razy zza płotu widzieć na żywo) żal mi, że tak niszczeją ale równocześnie wcale pewna nie jestem czy chciałabym żeby ktoś je odnowił. dużo uroku ma taki budynek.
OdpowiedzUsuńa posłodzony cukierkowym tynkiem z nowymi "plastikowymi" oknami byłby całkiem pozbawiony "tego czegoś"
coś czuję że gdy wrócę do siebie takie fajne batoniki sobie zrobię.
wyglądają pysznie :)
Przypadkowo tu trafilam w poszukiwaniu przepisow i musze powiedziec, ze poprawilas mi humor,to sa tereny na ktorych sie wychowalam. Spedzilam mnostwo czasu w tych okolicach jako dzieciak i mam naprawde wspaniale wspomnienia. W okolo Jaskowej Doliny jest duzo takich kamienic, bardzo pieknych budynkow, ktore potrzebuja renowacji.pozdrawiam a.
OdpowiedzUsuńbrrrrrr
OdpowiedzUsuńStare domy mają niepowtarzalny urok. A batoniki owsiane powtarzalny, ale krótkotrwały. Akurat taki na pyszny raz ;)
OdpowiedzUsuńGrazioso il tuo blog, ciao
OdpowiedzUsuńKarolino-g, ja też nie jestem za przesładzaniem budynków - uważam, że obdrapany stary tynk ma o wiele więcej uroku niż cukierkowa elewacja. NIestety jest wielka różnica między zabytkiem w stanie rozkładu a budynkiem podstarzałym w dobrym stylu... Serce mnie boli, gdy widzę, jak to niszczeje.
OdpowiedzUsuńEstrello, Kosiński przerażający i piękny zarazem. Ostry i poetycki momentami. Ja jestem zachwycona, choć lektura kosztuje mnie sporo nerwów... Ma ogromny ładunek emocjonalny.
Sylvii, chciałam te wnetrza podlinkować, ale własnie nie mogę znaleźć tej strony... To było jakieś forum...
Aninomowy, b. mi miło, że zbiegiem okoliczności trafiłaś akurat do mnie, akurat w momencie, gdy pisałam o Twych okolicach L:)
Dziękuję Wam za komentarze!
aniu, jeśli chodzi o kosińskiego przeczytałam jeśli nie wszystko, to większość, a ostatnio próbowałam ugryźć go w oryginale, po angielsku. przerażający. wracam do niego ostatnio dzięki januszowi głowackiemu, jego dżerzi jest absolutnie fascynujący i świetnie napisany, mogę o nim słuchać godzinami. pozdrawiam i spokoju, mimo wszystko:)
OdpowiedzUsuńAnulka, tytul wpisu niesamowity! A wiesz gdy patrze na te okiennice (to okinnice zdoione wokol okna, jakze inaczej to cos nazwac/) to po raz kolejny powtarzam ze potega czarno-bialej fotografii jest wielka :)
OdpowiedzUsuńBatony nadal przede mna, ale rzeczywiscie pocieszaja gdy drzew juz nie ma...
:*
A możesz zdradzić jakiej blachy użyłaś? Próbowałam wydedukować, ale obawiam się, że z tej dedukcji nie wyjdą takie jak u Ciebie ;)
OdpowiedzUsuńJa wylałąm jej do zwykłej keksówki :)
OdpowiedzUsuńPOzdrawiam!
Bardzo zgrabne i apetyczne batony! Też lubimy różne owsiane wynalazki, pozdrawiamy
OdpowiedzUsuńAniu,
OdpowiedzUsuńczy mogę pominąć płatki pszenne?
MIlena, jak najbardziej, tylko zwiększ odpowiednio ilosc innych platków :)
OdpowiedzUsuń