Całkiem niedawno, po bezowych szaleństwach, zapragnęłam czegoś
prostego
bezpretensjonalnego
i pysznego.
Nie muszę pisać, że wybrałam moje ciasteczka? Z najmłodszą z sióstr ulepiłyśmy dwie blachy owsianych kuleczek i już kilka minut później dom tonął w korzennych aromatach.
Następnego dnia powędrowałam do pokoju z trzema ostatnimi ciastkami i szklaneczką morelowej maślanki. Otworzyłam książkę i – po raz kolejny łamiąc zasady dobrego wychowania (
nie czytaj przy jedzeniu!) – pochłonęłam wszystkie trzy rzeczy (maślankę, książkę i ciastka).
Chwilo, trwaj.
MOJE CIASTECZKA OWSIANE
Skladniki:
1 1/2 szklanki mąki
ok. 3/4 szklanki płatkow owsianych (czasem mieszam je z innymi, np. pszennymi)
3/4 szklanki stopionego masła (czasem, z braku masła, używałam oleju albo margaryny)
1/2 szklanki cukru (można dać troszkę więcej)
1/2 szklanki wymoczonych rodzynków
1/2 szklanki posiekanych orzechów włoskich/laskowych/słonecznika/migdałów (albo mieszanki orzechów)
1 jajko
1/2 łyżeczki cynamonu
2 łyżki miodu
3 goździki (utłuczone moździerzu)
szczypta kardamonu
W misce łączę wszystkie składniki, aż zrobi się gładka masa. Z ciasta robię kuleczki. Rozpłaszczam je na basze (nie musi być natłuszczona). Ciasteczka powinny być dosyć cienkie.
Piekę je w temperaturze 170 C. przez ok. 15 minut. Po wyciągnięciu z piekarnika ciasteczka są miękkie i delikatne, więc czekam, az trochę ostygną.
Najbardziej lubię je z orzechami włoskimi i słonecznikiem. Zawsze daję do nich rodzynki, bo to jedyny wilgotny element. No i namoczone rodzynki po upieczeniu tak uroczo pęcznieją, uwielbiam to :)
Ciasteczka pięknie pachną i są bardzo chrupiące. I choć piękne nie są, to śmiało mogę powiedzieć ze w tym przypadku piękno ukryte jest wewnątrz. Wystarczy tylko zamknąć oczy, zrobić kęs ciastka i odpłynąć.