Pages

czwartek, 19 stycznia 2012

Medytacja z łomotem garnków w tle


Miałam wczoraj atak. Kulinarny.

W jakieś dwie i pół godziny zdążyłam upiec dwie blachy muffinów rabarbarowych z cynamonową posypką (w wersji z migdałami i orzechami włoskimi), wykorzystując zamrożone na czarną godzinę porcje rabarbaru.
Zrobiłam rodową czosnkową z grzankami.
Nastawiłam chleb Jima Lahey'a na poranne pieczenie.
Zrobiłam cztery waniliowe panna cotty.
I jeszcze kolejny słoiczek tahiny, bo poprzedni już się skończył.

Czasem tak mam.
A potem siadam przy stole i nie mam ochoty na żadną ze zrobionych przeze mnie rzeczy. Bo nie o jedzenie tu chyba chodzi, ale o mieszanie, miksowanie, smażenie, siekanie i obieranie, całą tę kuchenną medytację z łomotem garnków w tle.


TAHINA/TAHINI - PASTA SEZAMOWA


10 dag ziaren sezamu, uprażonych na złoto na patelni
3 łyżki oleju sezamowego


Uprażone ziarna sezamu (będą gotowe, kiedy sezam zacznie pachnieć - należy uważać, by się nie spalił) mieszam z olejem i miksuję do uzyskania idealnie gładkiej masy. W masie nie moze być żadnych grudek - wtedy będzie gotowa. Tahinę przekładam do słoiczka i trzymam w lodówce.


BABA GHANOUSH


2 duże bakłażany (ok. 600 g)
sok z 1/2 cytryny
2 łyżki jogurtu naturalnego
2 duże ząbki czosnku
sól i pieprz
oliwa
sumak (opcjonalnie)
2 łyżki tahini (opcjonalnie)


Bakłażany nakłuwam w kilku miejscach, układam na naoliwionej blasze. PIekę ok. 45-60 minut w temp. 220 st. C., aż bakłażany się pomarszczą (w trakcie pieczenia przewracam je raz).


Ostygłe bakłażany obieram ze skórki, lekko odsączam z soku. Mieszam bakłażana z sokiem z cytryny, jogurtem, tahini, czosnkiem i miksuję na gładką masę. Doprawiam solą i pieprzem. Pastę podaję w miseczce, skropioną oliwą i posypaną sumakiem. Pyszna do krakersów, nachosów, makaronu, surowych warzyw czy chleba.






Uwagi:


1. Przepis na tahinę znalazłam u Andzi - dziękuję!

2. Tahina to pasta sezamowa, używana jako dodatek do sosów, słodkich wypieków (od wieków chcę Wam pokazać ciasteczka owsiane z tahiną...) i bliskowschodnich klasyków takich jak hummus czy baba ghanoush. Dodaje potrawom lekko orzechowy posmak. Po dodaniu do tahiny miodu otrzymamy słodkie, sezamkowe smarowidło do kanapek - też pyszne!

3. Sos z tahiną pokazywałam już przy okazji jednej z piknikowych opowieści (tutaj). Dzisiaj oprócz słoiczka czystej tahiny, żeby nie było tak nudno, prezentuję Wam przepis na baba ghanoush, czyli pastę z pieczonego bakłażana. Z czosnkiem, z tahiną i oliwą, posypaną sumakiem. Piękne toto nie jest, ale ten smak nadrabia wszelkie niedoskonałości w urodzie tej baby :) Przepisów na baba ghanoush jest mnóstwo, ja zajrzałam do pięknie wydanej książki "Kuchnie świata" Gordona Ramsay'a.

33 komentarze:

  1. Ja na razie jestem na etapie obmyślania co zrobię ;)
    Mięso jest, reszta też się znajdzie :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. o ale fajnie - przepis na tahini bardzo mi się przyda :D kupione kończy się a ja chyba jestem od tego cudu uzależniona ;)
    tym razem zrobię sama. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezły atak! Kuchenny...
    Aniu, napisz, proszę, czy łatwo się takie ziarno sezamowe miksuje i w jakim dokładnie mikserze, bo zawsze mam wątpliwości i - ostatecznie - kupuję gotową thinę/tahinę.

    OdpowiedzUsuń
  4. No co Ty, wcale nie jest brzydka, jest tylko apetyczna inaczej:) Ale na Twoich zdjęciach to nawet taka niepozorna baba wygląda jak należy;) Super przepis na domową tahinę, u mnie idzie masowo, a w sumie taniej własną zrobić:) No i co swoje to swoje:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. też tak miewam! najczęściej w słodkim wydaniu a jak się nagotuje a po drodze popróbuję, to później nie mam już na słodycze ochoty.

    Jakoś nigdy nie pomyślałam by zrobić samemu tahiny (tahine?)...wczoraj w hummusie zastępowałam ją maslem orzechowym (też działa :D)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju, ja też tak mam. Mogę piec bez końca tylko dla samego pieczenia, a potem rodzina musi to zjadać bo ja nie mam już ochoty ;),

    OdpowiedzUsuń
  7. Też miewam takie napady ;)

    A tahinę jutro przed południem "ukręcę"!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Tez tak miewam czasami ;))
    Od niedzieli mam nastawiona kapuste z grzybami na impreze do pracy. Codziennie ja troche stawiam na ogniu, wrzucilam do niej moje najlepsze suszone grzyby, i po prostu nie mam, ale to zupelnie nie mam ani checi ani apetytu, zeby jej sprobowac...
    Tak czasami bywa ;))

    OdpowiedzUsuń
  9. Ha ja też wczoraj miałam dzień kulinarnych szaleństw, a raczek późne popołudnie takowych. Babeczki z budyniem i jagodami, ciasto rafaello, zupa meksykańska i chleb zakwasowy z żurawinami. A w tzw. międzyczasie jeszcze ryż i odgrzewanie szaszłyków :)
    Pozdrawiam pracowita koleżankę :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Super to szaleństwo Aniu:))

    Całuski ślę:*

    OdpowiedzUsuń
  11. Aniu, Ty wiesz, że u mnie też o to chodzi... I ja reaguję tak samo, ale wciąż niezmiennie mam takie ataki:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Też mnie czasem bierze gorączka gotowania, muszę wtedy robić kilka apetycznych dań na raz, a potem mogę spokojnie odpocząć :)
    Niesamowite jest dla mnie to, że przed chwilą powiedziałam do ukochanego : mam ochotę na coś z pastą tahini, po czym chwilę później zawitałam na Twoim blogu. Dzięki za przepis, na pewno zrobię domową pastę sezamową :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Tahinę zawsze kupowałam, ale od teraz to już na pewno będę sama robić;) Pięknie wygląda na twoich zdjęciach Aniu!
    Dobrej nocy!

    OdpowiedzUsuń
  14. Cóż dodać...
    dobry czas!

    serdeczności Aniu :)))
    M.

    OdpowiedzUsuń
  15. tak tak tak...własnie o to chodzi! Kocham ta medytacje!! i napady , kulinarne;-))
    Pozdrawiam Aniu!

    OdpowiedzUsuń
  16. Aniu, też tak mam. (Jak większość dam powyżej). Najczęściej gdy mam zrobić coś z "dedykacją", dla kogoś to tym bardziej mi się chce.
    A wtedy kuchnia ma wszelkie industrialne dźwięki w sobie.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  17. mam podobnie,szczególnie kiedy dopadają mnie negatywne emocje,tylko w kuchni mogę się odprężyć,pomedytować przy zagniataniu drożdżowego na przykład;)
    pozdrawiam ciepło!
    M.

    OdpowiedzUsuń
  18. Takie ataki to samo dobro :)

    OdpowiedzUsuń
  19. kulinarny amok najlepszy ;) i tyle pyszności! zazdroszczam :) i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Dziękuję Wam za komentarze - łaczymy się w atakach :)

    An-na, ziarna sezamu sa b. łatwe do miksowania, to nie to, co np. orzechy ziemne na masło orzechowe albo nawet słonecznik na pesto. Są delikatniejsze i każdy mikser je dźwignie. Ja miksuję końcówką do miksowania zup bo ma mniejsze ostrze, a przy większej ilości sezamu robię to siekaczem i ewentualnie poprawiam tamtą drugą końcówką.

    Pochwal się,jeśli zrobisz! :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Kulinarny atak to najlepsza terapia na oczyszczenie głowy i poprawę samopoczucia, ale często nie ma się ochoty na efekty swojej pracy, najadamy się próbowaniem i zapachem i najzwyczajniej często już nie ma siły żeby jesć.
    Bardzo lubię pastę tahina, choć nigdy sama nie robiłam, ale u mnie do dostania w każdym supermarkecie i w większości restauracji, natomiast słodkich wypieków z tahiną nie znoszę, są paskudne i sama nie wiem czemu, bo lubię sezamki i chałwę. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  22. dodam tylko, że sezam jest niezwykle zdrowy, jest doskonałym źródłem wapnia tylko warto używać niełuskanego (do dostania w sklepach eko, nie jest drogi), bo łuskany jest odarty praktycznie ze wszystkich składników odżywczych. Atak bardzo owocny, tez tak czasem mam :) I też wcale nie po to żeby jeść te wszystkie rzeczy, które przygotowałam :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ania, krótko powiem - szacun! Jakoś mi się wydawało że to mielenie sezamu na pastę to wyższa szkoła jazdy :-)

    Kulinarne ataki czasami dobrze jak się synhronizują z zapowiedzianymi gośćmi :-)))

    Uściski Ania!

    OdpowiedzUsuń
  24. Aniu, bardzo się cieszę, że skorzystałaś z tego przepisu:)
    A wiesz, że ostatnio nachodzi mnie żeby zrobić chociaż słoiczek, tylko olej sezamowy muszę sobie kupić:))
    Niedługo zabieram sie za quinoę podwójnie brokułową z Twojego przepisu...
    Pozdrawiam Cie Aniu serdecznie i życzę udanego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
  25. Oj ja też tak potrafię! Padam potem na twarz i wcale nie chce mi się jeść, ale jakoś tak mi jest miło i lekko na duszy :)

    OdpowiedzUsuń
  26. fajne masz te ataki kuchennej medytacji, powinnas stworzyc Aniu aplikacje na telefony komorkowe.... wiesz zamiast cwierkajacych ptaszkow, Twoje garnki i szklanki brzecace w tle... :)

    Tahini super, kto by pomyslal, ze to takie proste... a w sklepach cena za sloiczek powalajaca... mielgo weekendu

    OdpowiedzUsuń
  27. nie miałam pojęcia, że zrobienie pasty sezamowej jest takie proste!a to przecież podstawowy składnik do hummusu..noo..jak dobrze,że są takie miejsca jak Twoje:))
    uściski!
    J

    OdpowiedzUsuń
  28. Aniu dobrze dobrze. Oby więcej takich medytacji. Mi czasem wystarczy spacer do TKmaxx i wyniesienie pod pachą nowego durszlaka. Czasem muszę sobie zanurzyć dłonie w mące. A czasem powąchać laskę wanilii :)
    Całusy :*

    OdpowiedzUsuń
  29. Aniu, Aniu przypomnialas mi ze kiedysss sama robila, a potem ja leniuch sie przyzwyczilam ze w IL nikt nei robi tahini i dobra sie da kupic na targu :D Tahini jest podstawa kuchni bliskowschodniej, tak jak wymieniasz - wszedzie i w chalwie jeszcze :)

    PS. Jak Ci sie podoba Ania Gaumardżos? Ciekawa jestem :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Aniu, jak ja Cię rozumiem! :) też nie raz już gotowałam coś lub piekłam, frajdę miałam z tego nieziemską, a na koniec... Nie jadłam tego co zrobiłam tylko rozdawałam z uśmiechem na twarzy ;)

    Pozdrawiam ciepło!
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  31. Och, jak ja znam te ataki...a potem tylko błagam znajomych, rodzine i przyjaciół żeby zjedli to wszystko...przecież sami nie damy rady( jakoś zawsze się zgadzają):)

    OdpowiedzUsuń
  32. Aj, Aniu! W takim razie mocno u Ciebie ostatnio łomotało. :D
    Ps. Marcin M. w moich oczach się twórczo zrehabilitował, chociaż były takie fragmenty, że wprost nie mogłam przebrnąć...

    OdpowiedzUsuń
  33. MOnika, tahina to jest łatwizna, a sezam mieli się b. lekko!

    Andziu, dziękuję raz jeszcze :) Jak quinoa?

    Dotblogg :)))

    Pola, łądnie napisane... Mówisz, że TKMax pomaga...?

    Basiu, G. podoba mi się bardzo, tylko sama grafika jest wg mnie be - za duża, brzydka czcionka i zdjecia, które ... głowy... nie urywają :) Ale to w sumie reporterska rzecz, więc okej. A czyta się b. dobrze.

    Małgoś, cieszę się z powodu Marcina M. ;)))

    Dziękuję Wam za komentarze i pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń

Ze względu na ogromną ilość spamu, jaka zalewała blog, musiałam wprowadzić weryfikację obrazkową. Za uciążliwości z tym związane przepraszam.