Dlatego nie posiadałam się z radości, gdy po piątkowej fali ciepła nadeszła skąpana w słońcu sobota.
To tutaj piłyśmy przedpołudniową kawę (tudzież soczek),
to tutaj czytałyśmy książki (ja „How to be o domestic goddes”, Ewa „Przypadki Robinsona Cruzoe”),
to tu powstawał nasz obiad.
Lubię, gdy zajęcia kuchenne wychodzą na dwór. Gdybym tylko mogła, zorganizowałabym sobie przenośną kuchnię i – na wzór R. Makłowicza – gotowała w dziwnych miejscach, wyłącznie na świeżym powietrzu.*
Moja weekendowa „przenośna kuchnia” prezentowała się nader skromnie:
dwa stołki (jeden z nich pełnił funkcję blatu kuchennego),
deska do krojenia,
nóż i
miska.
Jednak to w niej powstały nasze dwa obiady: sałatka numer jeden i sałatka numer dwa.
Pierwsza z nich to rzecz spokojna i wyważona. Bo jak inaczej określić połączenie ogórków, rzodkiewki, makaronu sojowego, kurczaka i koperku?
Druga to aaabsolutnie zadziwiająca kompozycja smaków. Kilkakrotnie jadłam ją w barze sałatkowym, w końcu odważyłam się ją odtworzyć. Połączenie składników wydaje się być kompletnie karkołomne, ale działa! A więc… co powiecie na sałatkę, a właściwie surówkę z kalafiora i suszonych moreli, oblepionych koperkowo-czosnkowym sosem? ***
Granola nie zając, nie ucieknie.
Sałatkujemy:
SAŁATKA NR 1, TA SPOKOJNA
Składniki:
paczka makaronu sojowego
2 nieduże ogórki wężowe
4 rzodkiewki
pół piersi z kurczaka
pęczek koperku
na marynatę:
sok z ½ cytryny
kilka chlustów sosu rybnego
dwie łyżki oleju
na sos:
opakowanie wodnistego jogurtu naturalnego**
sól i pieprz
Kurczaka kroję na niewielkie części, najlepiej w paseczki. Mieszam składniki marynaty, polewam nimi mięso, odstawiam na pół godziny.
W międzyczasie kroję ogórka i rzodkiewki (np. w słupki). Przygotowuję makaron sojowy.
Mieszam z resztą składników. Dodaję sos.
Podaję domownikom, leniwie rozłożonym na leżakach w ogrodzie.
Sałatka jest lekka, ale bardzo sycąca. Orzeźwiająca dzięki świeżość ogórka i rzodkiewek. Aromatyczna dzięki koperkowi. Kolorowa i niesamowicie wiosenna.
SAŁATKA NR 2, TA KARKOŁOMNA***
Składniki:
mała główka kalafiora
2 opakowania suszonych moreli
duży pęczek koperku
ząbek czosnku
1 mały jogurt naturalny
2 łyżki majonezu
sól i pieprz
Kalafiora myję, dzielę ma malutkie cząsteczki (odcinając twarde części, „głąby”). Wrzucam do zimnej wody, osolonej łyżką soli. Pozostawiam na pół godziny.
W tym czasie kroję morele na cienkie paseczki.
Siekam koperek. Mieszam jogurt z majonezem, dodaję koperek. Dodaję ząbek czosnku, utarty z dwoma szczyptami soli. Doprawiam pieprzem, ewent. dosalam.
Odsączam kalafiora, mieszam z morelami. Dodaję sos. Podaję w kolorowych miseczkach i zajadam z domownikami, nieświadomymi faktu, jak wywrotową rzecz jedzą!
Ta surówka jest o niesamowita! Strrrrrrrasznie chrrrrrrupka - to dzięki surowemu kalafiorowi. Łagodna - dzięki słodyczy moreli i kalafiora (surowy ma w sobie wiele słodyczy, która przyrównałabym do smaku młodej kalarepki), ale i ostrrrrra – dzięki ząbkowi czosnku.
Jednym słowem p-y-sz-n-a.
* więc jeśli kiedyś zobaczycie szaleńca z przenośnym palnikiem, smażącego omlety na parkowej ławce, możecie być pewni, że to ja ;)
** w innych okolicznościach zrobiłabym do tej sałatki sos z orientalną nutą, ale że obiad miała zjeść i Ewa, musiałam przystopować i zrobić coś bardziej classic;
***wybaczcie: te dwa zdjęcia winny być opatrzone napisem jak należy nie robić zdjęć; a nie należy robić ich w pośpiechu i w pełnym słońcu, tak jak to czyniłam ja; jednak akurat TEJ surówki nie mogę nie pokazać, bo nie uwierzycie, że ją zrobiłam!
obie sałatki kuszą, ale ta druga bardziej! muszę ją spróbować!
OdpowiedzUsuńczyżbyś także miała tę przyjemność próbować zrozumieć kwintesencję tarzania się w błocie i wrzucania w siebie kulkami. a może już jesteś etap dalej i rozumiesz frajdę chłopięcych zabaw :) w każdym razie - lasów tu u nas w bród :)
OdpowiedzUsuńa rzodkiewki też dziś kupiłam, megawielkie. Truskawki też są, ogromne, ale wiadomo, nie takie, na które się czeka całą zimę :)
pozdrawiamy ciepło :)
Glosuje na te pierwsza :))) A to dlatego, ze surowego kalafiora nie jadlam i nie umiem sobie wyobrazic jak smakuje :))) Zazdroszcze ogrodu, lezakow, zielonej trawy...Bardzo zazdroszcze!
OdpowiedzUsuńCalusy! :)
Choć zazdrość to brzydka cech, naprawdę zazdroszczę tak spędzonego dnia!!! :)
OdpowiedzUsuńObydwie sałatki wyglądają przepysznie! :))
OdpowiedzUsuńJak będziesz gotowac na dworze, chętnie zostanę Twoją wierną fanka - publiką :) Uwielbiam programy Makłowicza !:)
Pozdrawiam ciepłO :)
Aniu, dołączam do fali zazdrości, bo i ja nie umiem usiedzieć w domu jak słońce przypieka, a najchętniej miałabym dom z ogródkiem i w nim taki piec jak to ma Jamie w programie "Jamie w domu" :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
tez bym chciala cos na powietrzu pogotowac albo chociaz pogrillowac...kiedy mieszkalam w berlinie, chodzilismy po parkach i grillowalismy. robilo to jednoczesnie mnostwo ludzi, wiec bylo zabawnie i towarzysko. w moim aktualnym miescie jest zakaz grillowania w parkach, wiec troche szkoda...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie:)
Aniu, mój mąż również tarza się w błocie w okolicznych lasach, z karabinem:) Przywykłam do tego i niezbyt nawet mi to przeszkadza:)
OdpowiedzUsuńSałatki wyglądają obłędnie, szczagólnie tą ze światłowodowym makaronem i rzodkiewkami bym zjadła natychmiast:)
Jestem za wersja nr 2 :)
OdpowiedzUsuńAch mężczyźni to często duże dzieci ... ;)
Pozdrawiam!
U mnie też gorąco, w bluzce z długimi rękawami nie ma co z domu wychodzić, bo się ugotować można. Ale to dobrze, niech już tak będzie :).
OdpowiedzUsuńSałatki pyszne :). Ciekawa ta druga, fajne połączenie smaków :).
Aga-aa, probuj koniecznie!
OdpowiedzUsuńPolko, teraz to i sama sobie zazdroszczę... Już jestem odcięta od ogrodu :/
Zwegowani, tarzanie się w błocie tudzież pyle z karabinem mnie nie pociaga, myslę, że to po prostu wbrew mej kobiecej naturze :)
Agato, witaj :)
Majano, to będę wiedziała, ze gdy będę smażyć omlety w parku, to osobą, która będzie mi kibicowała, bedziesz Ty :DDD
Tli, Jamie tez mi się podobał w gotowaniu na powietrzu! Np. jak smazył omlety (ha ha) na targu!
Strony smaku: musisz kiedyś opisac to społeczne grillowanie :) B. ciekawie to brzmi!
Kasiu, to może nawet się mijali, tam w nadmorskich lasach :P Fajnie okresliłaś makaron, rzeczywiscie tak się prezentuje.
Notme, popieram :)
Olalala, tu tak goraco nie jest :/ Ale jest ciepło, z czego się cieszę.
Pozdrowienia słoneczne, dziewczyny :))
Sałatkę z surowego kalafiora znam, bo podobną (ale bez moreli i z kalafiorem startym na tarce) robi moja siostra. Będę jej musiała podsunąć Twój pomysł z morelami, bo bardzo mi się podoba ;-)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tej pięknej pogody i gotowania na dworze. U mnie wciąż jeszcze zimno i śnieg :-(
To Ty wyjdź to parku z przenośnym palnikiem i będziesz smażyć omlety. Ja wytrzasnę jeszcze nie wiem skąd kuchenkę i będę warzyć zupochy. A razem będziemy się gapić na gapiów, którzy będa się gapić na nas. Ale byłaby zabawa haha! ;))
OdpowiedzUsuńKarolciu, też czasem robię sałatkę z tartego kalafiora, jest superprosta i superpyszna :)
OdpowiedzUsuńZemfiroczko, Majana obiecała, ze bedzie robiła za fankę, więc jednego gapia mamy załatwionego :P
No i git! ;)
OdpowiedzUsuńAle ja nie odnosiłam tego do sobie, tylko do czegoś, co trzeba zrozumieć u chłopców ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Ally/ Zwegowani team
Zajrzałam, bo nigdy wcześniej u Ciebie byłam i podoba mi się bardzo przede wszystkim Twój styl pisania. Będę tu stałym gościem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
E! no jasne, że granola nie zając - nie ucieknie! Za to słońce i owszem, więc Aniu, w pełni popieram Twoje "zewnętrzne" poczynania. :) Sama nie moge usiedzieć w domu i ciągle gdzieś mnie niesie. Wszystko jedno gdzie, byle tylko dalej od czterech kątów własnego mieszkania. ;-) Oczywiście skutkuje to tym, że na wszystko inne brakuje mi czasu. I o ile jakiś obiad dla rodziny ugotować się przynajmniej staram, o tyle już przy kompie spędzam dużo mniej czasu niż jeszcze niedawno (no cóż, w związku z tym zaniedbuję życie blogowe, zarówno swoje, jak i cudze ;-)).
OdpowiedzUsuńA co do karkołomnej sałatki... noooo... przyznaję... trzeba mieć odwagę ;-), albo przynajmniej wypróbować w barze sałatkowym ;-, bo wtedy jakoś tak łatwiej uwierzyć, że takie połączenia są jadalne. ;-) No ale, skoro jadasz i sama też robisz - to chyba jednak jadalne... ;-)
Aniu, Ja tez zycze Ci wesolych, spokojnych i slonecznych Świąt:)
OdpowiedzUsuńZwegowani: ahaaaaaa! :)
OdpowiedzUsuńLenko, witam Cię! :)
Małgosiu, widze, ze mniej CIę w blogosferze, ale w pełni to rozumiem: zal siedzieć w domu! Sałatka jest naprawdę pyszna, jestem pewna, że by CI posmakowała :) Buziaki przesyłam!
Olu, dziękuję :)
sałatka z kalafiora jest boska! nigdy wcześniej nie jadłam kalafiora na surowo, teraz wiem, ile straciłam. sos koperkowy fantastyczny! W najbliższym czasie zabiorę się za sałatkę z kurczakiem, pokładam w niej wielkie nadzieje! Dziękuję za przepis, wklejam do mojego notesu:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń