Lapidaria izraelskie, cz. 2: ŚNIADANIA

Mahane Yehuda, targ w Jerozolimie
Wracamy do Izraela, dzisiaj w końcu ;) będzie o jedzeniu, głównie w wersji śniadaniowej.

1. PIERWSZE ŚNIADANIE:

Tego ranka, gdy zaszliśmy na telawiwską plażę, zjedliśmy pierwsze śniadanie. Rozstawiliśmy swój kram na wilgotnym plastikowym stoliku, rozsiedliśmy się na krzesełkach i zajadaliśmy się kawałkami pity i małymi ogórkami (które  zwą tu się malafafony) maczanymi w hummusie z pieczoną papryką.

Nasz zestaw śniadaniowy przez kolejne dni najczęściej składał się właśnie z pity i kilku kupionych w sklepie pudełeczek – hummusu, pasty z pieczonego bakłażana czy z pieczonej papryki. Po siedmiu dniach pobytu w Izraelu nie miałam go dosyć.


Na targu w Hebronie;
Malafafony z Hebronu;
2. PITU-PITU:

Pita jest tu najtańszym i najpopularniejszym rodzajem pieczywa – niejednokrotnie widziałam robotników, matki, dzieci idące z siatkami pełnymi tego wypieku. Izrael pitą stoi: je się je w Hebronie, w Tel Avivie czy Jerozolimie. Na ulicach w Polsce koło śmietników widać niekiedy suche kawałki chleba, w Izraelu były to kawałki pity.

Jeśli akurat nie jedliśmy pit, to dlatego, że wróciliśmy z marketu z obwarzankiem (z sezamem, za’atarem) albo hallach – „naszą”  chałką. 

Pity z targowiska w Hebronie (Autonomia Palestyńska)
Pity z targowiska w Jerozolimie;
Targowisko w Jerozolimie;  
3. HUMUS/HUMMUS:

Sklepowe półki uginają się od hummusu, w każdym markecie pojemniczki z tym przyrządzonym na tysiąc sposobów dipem zajmują całą ścianę. Wielkie misy hummusu stoją w każdym barze, bo jego miseczka podawana jest niemal do każdej potrawy.

Ten sklepowy był gładszy, a podawany w barach był bardziej ziarnisty, crunchy, nie miał jednolitej struktury i przypominał hummus, który sama robię w domu. Niektóre wersje były mocno czosnkowe, w innych pierwsze skrzypce grała tahina, czasem aromat cytryny był silniejszy. Hummus podawano z tysiącem dodatków, ale moim ulubionym został ten z pieczoną papryką. Pyszne były również pudełeczka z warstwą pieczonego bakłażana, z dodatkiem za’ataru, ostrych papryczek czy kulek ciecierzycy…

Najlepszy hummus jadłam w Hebronie, w barze, do którego zabrał nas kompan, z którym podróżowaliśmy po Autonomii Palestyńskiej. W barze King of Falafel podano nam ogromne misy hummusu hojnie polanego pyszną oliwą. Towarzyszyły mu piklowane ogórki, płaty słodkiej cebuli (ta w ogóle nie miała goryczy), pomidory, kiszony kalafior, falafelki i rzodkiewki… To był najpyszniejszy i najtańszy posiłek w Izraelu – za wielką ucztę zapłaciliśmy 15 szekli, tj. ok. 13 zł od osoby (podczas gdy takie posiłek w Jerozolimie czy Tel Avivie to co najmniej podwójny koszt). 





Na przedzie półka z hummusem;
5. BAKŁAŻANOWE MISTRZOSTWO:

Obok hummusu, na naszym stole pojawiał się kolejny pojemniczek, najczęściej z bakłażanem w oliwie albo sosie pomidorowym, na ostro. Bakłażan często przewijał się w naszym menu, zwykle był pieczony i zalany dobrej jakości oliwą.

Nigdzie nie jadłam tak pysznych potraw z tym warzywem, jak w Izraelu – jego mieszkańcy do perfekcji opanowali sztukę przyrządzania tego warzywa.




5. SER I OLIWKI:

Czasem kupowaliśmy oliwki – ja najbardziej lubię te lekko pomarszczone czarne, choć zielone też smakowały rewelacyjnie.

Jako że ser i oliwki to składowe popularnego w Izraelu śniadania, obok oliwek pojawiał się u nas  labneh (labaneh), kremowy słony serek. Wystarczyło rozsmarować go na pieczywie, chlusnąć nań nieco oliwy i posypać za’atarem. Raz jedliśmy też twardy, słony owczy ser – z oliwkami i świeżym pomidorem stanowił idealne połączenie.

Pewnego dnia na telawiwskim targowisku Karmel, w sąsiedztwie którego mieszkaliśmy, kupiliśmy opakowanie śledzi, były miękkie i delikatne.





Izraelskie śniadanie: ser, oliwki, pomidor, malafafony;
 6. SZAKSZUKA:

Shakshuka to kolejna ważna pozycja śniadaniowa w izraelskim menu. Widnieje w karcie każdej szanującej się restauracji. Oczywiście i ja zjadłam swoją porcję – w telawiwskiej Cafe Barnash* podano mi ją w towarzystwie świeżego pieczywa, klasycznej izraelskiej surówki, która pojawia się na stole przy każdej okazji (pisze o niej w „Jerusalem” też Yotam Ottolenghi, tam widnieje jako „israeli chopped salad”). Surówka składa się z drobno pokrojonego pomidora i ogórka, czasem pojawia się w niej słodka delikatna  cebulka, czasem pietruszka. Obok sałatki podano miseczkę z tahiną, a w oddzielnej misce znalazł się hummus.

Pewnego poranka w Tel Avivie do mojego nosa dobiegł zapach szakszuki – to sąsiadka z domu obok przygotowywała ją na śniadanie.

* więcej o Cafe Barnash przeczytacie w mojej recenzji na stronie Kukbuka;
Szakszuka w Cafe Barnash w Tel Avivie;
Jeden z telawiwskich barów;
6. KAWA, KAWUSIA, KAWUNIA:

Po śniadaniu lubię wypić kawę. Ta izraelska jest naprawdę pyszne - aromatyczna, głęboka w smaku, pachnąca.

Jeśli nie piliśmy jej „na mieście”, siadałam na tarasie naszego telawiwskiego mieszkania i delektowałam się smakiem i zapachem kardamonowej. Jej sekretem jest to, że jej ziarna mielone są bezpośrednio z całymi ziarnami kardamonu. Dzięki temu przyprawa ma taką samą grubość jak kawa i nie osadza się niesympatycznym pyłkiem na dnie kubka.

Kardamonowa kawa w Tel Avivie;


Stoisko z napojami w arabskiej części TA i mrożona kawa z telawiwskiej plaży;
Na filiżance: Cafe Barnash, TA;
Koniec części drugiej lapidariów, nie ostatniej :) W następnym odcinku zahaczę o Jerozolimę, a może też uda mi się zabrać Was do Palestyny.

Relaks z komórą w Jaffie;

Etykiety: , , , , , , , ,