Truskawkowa panna



Jeszcze do niedawna nie wiedziałam, że np.:

- dziurka w klusce śląskiej jest po to, żeby zołza (= sos) nie spływała
- istnieje coś takiego jak pufki, czyli kluski, na które zarabia się ciasto jak na śląskie, formuje "pufki" i smaży, a następnie podaje z sosem czosnkowym
- Maria Iwaszkiewicz napisała jeszcze – oprócz uroczych „Gawęd o jedzeniu” – „Gawędy o przyjęciach”
- mleko ryżowe dobrze zastępuje mleko sojowe, a nie ma nieprzyjemnego, strączkowego posmaku
- (...)


Jeszcze do niedawna nie wyobrażałam sobie, że np.:

- moje posty mogą sprawić, że wyciągnę z czyjejś pamięci okruch wspomnienia albo skrawek myśli, który będzie towarzyszyć komuś przez pół dnia i skłoni do dalszych przemyśleń
- jest wiele osób gotowych poświęcić dla Truskawek smsa i oddać swój głos w konkursie, w którym zachciało mi się brać udział
- znajdą się chętni na ciasteczka z ziarnami kawy ; )


Jeszcze do niedawna nie mieściło mi się w głowie, że np.:

- będę dostawać maile od nieznajomych osób, pełne ciepła i słów, które mobilizują do dalszego pisania/gotowania/fotografowania
- będę czytać na długie, osobiste, pełne wspomnień i ciekawych przemyśleń komentarze
- wirtualne znajomości będą powolutku ewoluować w realne spotkania przy herbacie i makaronikach, że ktoś zupełnie bezinteresownie prześle mi lnianą serwetkę, konfiturę z róży, foremkę na tartaletki, czy zestaw przypraw (…).

---

Nie przypuszczałam, nie wierzyłam, nie myślałam. Ale coś szczęśliwie mnie pchnęło do napisania Raz dwa trzy, próba głosu i od tego wszystko się zaczęło.

To już trzy lata, odkąd założyłam Truskawki. Najpierw skrzętnie je ukrywałam przed światem, traktując jak pisanie wypracowań w podstawówce – nikt oprócz nauczyciela nie mógł ich przeczytać, bo akt pisania od zawsze był dla mnie krępujący i napawał mnie wstydem. Pewnego razu, zaskoczeni widokiem swej córki/siostry, robiącej zdjęcia kawałkowi ciasta, dowiedzieli się o blogu domownicy. Potem przyszła kolej na znajomych i dalszą rodzinę, zaś ja z czasem oswoiłam się z tym, że ktoś mówi „Czytałam na Twoim blogu, że…”. Ba, dzisiaj mnie to już nie zawstydza, a sprawia mi przyjemność!

Dziś, klejąc tę sentymentalną notkę (m u s i a ł a m, wybaczcie!), chcę Wam podziękować z wszystkie ciepłe słowa, jakie wnieśliście do tego blogu. Bo nie ma co ukrywać, gdyby Was nie było, to Truskawkom na pewno nie strzeliłaby trójka.



TRUSKAWKOWA PANNA COTTA (light)

80 g mrożonych albo 50 g świeżych truskawek
1i 3/4 szklanki maślanki
6 łyżek cukru
2,5 łyżeczki żelatyny
1/4 szklanki mleka
1/4szklanki śmietanki 30% (albo 36%)

Jeśli używam mrożonych truskawek, to je rozmrażam i lekko odciskam z nich sok. W miseczce miksuję maślankę z cukrem i truskawkami. Przecieram masę przez gęste sito. Żelatynę zalewam mlekiem. Śmietankę zagotowuję, po czym lekko ostygniętą mieszam z mlekiem z żelatyną. Mieszam, dopóki żelatyna się nie rozpuści.

Następnie wlewam do truskawkowej masy śmietankę z żelatyną i szybko mieszam. Masa truskawkowa nie może być zimna, ponieważ dolana do niej żelatyna, zamiast pomieszać się z masą, zetnie się w drobne grudki. Aby temu zapobiec, można nawet leciutko podgrzać truskawkowo-maślankową masę.

Gotowy płyn przelewam do małych salaterek albo specjalnych foremek. Schładzam w lodówce kilka godzin.

Przed podaniem moczę chwilę salaterki w ciepłej wodzie, dzięki temu zabiegowi panna cotta bez problemu odejdzie od naczynia. Wykładam deser do góry dnem na talerzyki. Panna cotta świetnie smakuje ułożona na kałuży z truskawkowego przecieru albo polana sosem owocowym.



Uwagi:

1.Przepis zaczerpnęłam z newslettera Ugotuj.to, który przychodzi na moją skrzynkę od kilku lat. Jako że jego głównym składnikiem jest maślanka, nie jest to prawdziwa panna cotta, a panna cotta light (tak ją nazwijmy, bo ładnie to brzmi).

2. To moja pierwsza panna w karierze. Była delikatna, kremowa i truskawkowa (rzecz jasna…). I jak ślicznie się prezentowała w foremkach od Poli!

Etykiety: , , , ,