
A dziś - po praskich i toskańskich - lapidaria berlińskie (ze szczyptą Lipska), czyli: co rzuciło mi się w oczy podczas pierwszej wizyty u zachodnich sąsiadów.
BETON, METAL, PRZESTRZEŃ
To, na co od razu zwróciłam uwagę w Berlinie, to wielkie przestrzenie i monumentalne budowle. W Polsce wszystko wydaje się jakby bardziej ściśnięte, wąskie i upchnięte, co oczywiście wcale nie jest czymś złym, a jedynie odmiennym od tego, co zobaczyłam w Niemczech.
Dużo w Berlinie industrializmu, nowoczesnych brył, przestrzennych rzeźb. Spodobało mi się tu podejście do zieleni miejskiej, która wyłaniała się w najmniej spodziewanych miejscach: wielkie połacie trzciny przed biurowcami, drzewka wrośnięte w budynek Reichstagu, trawnik "pocięty" w symetryczne paski, prostokątne bryły żywopłotów, tak bardzo zgrane z nowoczesnymi budynkami.


ZIELEŃ I ROWERY
Stare, nowe, trzeszczące, różowe, porzucone, wypożyczone, lśniące, kwieciste, szpanerskie, malutkie, udziwnione, obdrapane, w Lipsku, w Berlinie… Ogromne ilości rowerów. Dla turystów możliwość wypożyczenia jednośladu za ok. 8-10 euro za dzień.
A w parkach panie opalające się topless (ach, ta niemiecka swoboda), dużo grillowania (bez głośnej muzyki i hektolitrów piwa), tu i tam ktoś przycupnął z książką, dziewczyny w Charlottenburgu tańczą na trawie, a czwórka znajomych gra w kometkę. Ale najbardziej podobało mi się w Lipsku, gdzie w parku zebrało się kilkaset osób i wspólnie słuchało jakiegoś audiobooka.

My też korzystaliśmy z dobrodziejstw zieleni miejskiej – w Charlottenburgu urządziliśmy piknik z szynką szwarcwaldzką, korniszonami i piwem Berliner w roli głównej, zaś w Tiergarten ucięliśmy sobie małą drzemkę.


LUZ, BLUES
Berlińczycy są zdecydowanie mniej szykowni niż Paryżanie, ale to wcale nie zmienia faktu, że patrzy się na nich z ciekawością. Panuje tu moda na różowe włosy – nigdzie nie widziałam tylu czupryn w tym kolorze, a kobiety często noszą się w męski sposób (ubierają t-shirty, porozciągane bluzy, bojówki i palą papierosy w mało zachęcający sposób).
BERLINER WURST
Niemcy wurstem stoją. Na ulicach pełno sprzedawców kiełbasek, którzy na plecach dźwigają cały swój kram (na ruszcie z przodu skwierczą kiełbasy, na plecach znajduje się zbiorniczek z gazem z przymocowaną doń parasolką, która chroni sprzedawcę przed słońcem.) Upał nie zraża amatorów wurstów, którzy zajadają się nimi przy temperaturze 27 stopni Celsjusza.
W niemal każdym barowym menu jest po kilka rodzajów kiełbas – biała, w sosie curry (currywurst), z kminkiem, sardelki i wiele innych przez nas nierozszyfrowanych. Podaje się je najczęściej w towarzystwie bułki, ale czasem pojawia się obok nich sałatka kartoflana albo frytki.
Będąc przy bułkach: pieczywo w Niemczech było bardzo dobre. Sprężyste precle, chrupkie, ale niesmakujące jak trociny bułki, ciemne chleby. Słodkie wypieki były jeszcze lepsze – drożdżówki z czerwoną porzeczką i kruszonką, wielkie kawałki drożdżowego placka z lukrem, francuskie ciastka ze świeżymi owocami czy croissanty z czekoladą – to wszystko kusiło mnie na tyle mocno, że każde z moich niemieckich śniadań było na słodko. Do takiej bułeczki obowiązkowo kawa i tu pora na moje rozczarowanie: jedynie w Lipsku wypiłam dobrą, mocną, aromatyczną milchkaffee, a wszystkie kawy wypite w Berlinie były zupełnie pozbawione smaku.


Niemcy to również misz-masz kuchni imigrantów. Kebaby (równie niedobre, co u nas – z bryły „mięsa”, które konsystencją przypomina mielonkę), dużo chińszczyzny i trochę kuchni indyjskiej. Przez ulice przetaczają się fale zapachów – smażonej chińszczyzny, pieczonego mięsa i curry.


Ale najpiękniejszy zapach poczuliśmy pierwszego ranka na naszym campingu (który znajdował się w samym centrum Berlina, w starym enerdowskim ośrodku sportowym dla pływaków - zdjęcia campingu poniżej), kiedy to Niemka z namiotu obok smażyła sobie na śniadanie jajecznicę na boczku…









dowiedziałaś się może kto zamordował jelonka ?
OdpowiedzUsuńfajny ten basen
można by w środku zrobić taki ogród, że ach!
Fajnie opowiadasz :). Chcę jeszcze:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Aniu, bardzo prawdziwy jest Twój Berlin. Bez upiększeń, choć zdjęcia piękne same w sobie ;) Mieszkałam kiedyś w Niemczech, poznałam ten kraj trochę od kuchni i kiedy czytałam dzisiejszego posta, przeniosłam się na chwilę do przeszłości. Z tego, co piszesz, nic się tam od lat nie zmieniło ;)
OdpowiedzUsuńA dobrą niemiecką drożdżówkę lub jak mawiają w Poznaniu - sznekę z glancem (i jakimś owocem koniecznie!) chętnie bym dzisiaj zjadła do porannej kawy.
ach ten Berlin... ja się wybieram na początku sierpnia, póki co byłam tylko jeden dzień w Berlinie i obiecałam sobie, że muszę tam czym prędzej wrócić:) piękne zdjęcia! mam nadzieję, że jak wrócę, to będę się mogła podzielić moimi obrazkami z Berlina:) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńlubię Cie czytać :)
OdpowiedzUsuńAniu, a Prenzlauer Berg? Byliście tam? To moja ulubiona dzielnica Berlina.
OdpowiedzUsuńA na dobrą kawę i wyśmienite śniadanie udajcie się następnym razem do Cafe Einstein:)
Aniu- tak.......wiele prawdy napisalas,ale tez moge Cie zapewnic,ze i pysznego kebaba mozna tu zjesc (najlepiej wybierac budki,ktore maja mieso na roznach nie mielone,tylko zlozone z platow miesa,poza tym w sumie najsmaczniejsze kebaby zjesc mozna w "tureckiej" dzielnicy,czyli Neuköln).
OdpowiedzUsuńPoza tym zapewniam Cie,ze dobra kawusie tez mozna tu wypic :) :)
Za to osobiscie niecierpie currywurst w jakiejkolwiek postaci...
Uwielbiam tu te fajna atmosfere luzu,kocham te wszystkie stare rowery upstrzone kwiatkami czy recznie pomalowane na rozne kolorki...
Uwielbiam Berlin za mase zieleni tutaj i za to,ze jest taki multi-kulti w odroznieniu do konserwatywnego i nudnego Monachium,gdzie przez rok mieszkalam :)...ech....moglabym jeszcze duzo pisac zarowno pozytywnego,jak i negatywnego o Berlinie,ale i tak uwielbiam tu mieszkac.... :)
Pozdrawiam cieplutko :)
Zdjęcia - przepiękne.
OdpowiedzUsuńBlog- zasługujący na nominację!
Nominuję Cię!
http://sniadaniowewariacje.blogspot.com/2011/07/one-lovely-blog-award.html
Bardzo fajna relacja.
OdpowiedzUsuńAż chce się tam pojechać.
Oj, jak miło znów poczytać i popatrzeć na Berlin. My podczas naszej wizyty tam niestety trafiliśmy na grillujących Niemców, którzy pod kiełbaskę wypili za dużo piwa i z huczącą muzyką ;) I wursty też mi nie podeszły. Poza tym - byłam zachwycona. To miasto ma niesamowity klimat, pasującą mi energię. O Berlinie i Prenzlauerberg, o którym wspomniała Delie pisałam tu: http://bombolada.blox.pl/2010/05/Berlin.html#ListaKomentarzy
OdpowiedzUsuńAniu, sama nie wiem czy bardziej lubię Twoje notki kulinarne czy podróżne lapidaria.. :) Fantastycznie oddajesz zawsze klimat miejsc które zwiedzasz!
OdpowiedzUsuńA co powiesz o berlińskim dworcu (Hauptbanhoff)? Jak dla mnie to ideał :-)
Serdeczności :)
M.
http://bombolada.blox.pl/2010/05/W-Berlinie-byla-masa-rowerow-choc-pewnie-nie-az.html#ListaKomentarzy jeszcze tu ;)
OdpowiedzUsuńW Berlinie byłam wielokrotnie ale nigdy nie spojrzałam na niego z tej perspektywy. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńGratuluję i zapraszam Cię po odbiór wyróżnienia :)
OdpowiedzUsuńhttp://ellclavell.blogspot.com/2011/07/kilka-dni-temu-usmiech-na-mojej-twarzy.html
Pozdrawiam, El clavel
To wszystko właśnie kocham w Berlinie. Już w przyszłym tygodniu ponownie będę to wszystko miała w zasięgu ręki :) Berlin - I'm coming :)
OdpowiedzUsuńMam przemiłe wspomnienia z currywurstami. W Berlinie, na Kreuzbergu jadłam tez najlepszego w życiu falafela ze świeżą miętą i kolendrą, wbrew logice wróciłam po drugiego...
OdpowiedzUsuńAniu, widzę, że podobne niektóre berlińskie spostrzeżenia mamy podobne - też te parki, rowery, luz i odjechane ubrania rzuciły mi się w oczy ;)
OdpowiedzUsuńByłam w Berlinie w tym roku na Wielkanoc i moje wizualne wspomnienia są bardzo podobne do twoich.
OdpowiedzUsuńJust found your blog from a link. I live in Nashville, Tennessee USA. love your blog and love your photography!
OdpowiedzUsuńAniu zapraszam do mnie na blog po wyroznienie i szczegoly zabawy http://przysmakikarolki.blogspot.com/2011/07/wyroznienie.html
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Wiedźmo, no niestety nie! Ale w środku były fajne ciuchy za to :)
OdpowiedzUsuńDelie, o Prenzlauer Berg zahaczyliśmy - jako ze to tylko 2 dni, wszystko było na szybko, na chwilę...
Dziękuję Wam za berlińskie spostrzeżenia i wspomnienia! Gosiu,nie byłam świadoma, że mieszkam w Berlinie - wiedziałam o Niemczech, ale nie tak szczegółowo :) Wiesz, domyślam się, że z kawą jak i u nas - trzeba trafic, by dobrze wypić, a zła nie jest zasadą, no ale ja miałam pecha. POdobnie z kebabem, itp. Potrzeba kogoś swojskiego do oprowadzenia! :)
Sue, bardzo mi miło! Dziękuję!
Kemotko, zaraz sobie obejrzę, dzięki za linki, jak fajnie, ze je podesłałaś :)
Moniko, rumieniec :)*
El clavel i Karolko, również bardzo dziękuję! :)))MIło mi!
Aesaint, thanks for nice words! :)
POzdrawiam Was ciepło...
Sluze Aniu pomoca nastepnym razem :) Ja w sumie sama sie w miasto rzadko wypuszczam i najczesciej wlasnie oprowadzajac gosci po Berlinie sama odkrywam wiele ciekawostek po drodze :),ale na dobrego kebaba czy kawke,to pewnie dobrze trafie-hihi :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
Aniu, a smakowały Ci te berlińskie wursty? :)
OdpowiedzUsuńSpędziliśmy w Berlinie kilka dni zeszłego lata (w drodze powrotnej z bawarskich wakacji) i muszę powiedzieć, że jedzenie w ogóle mi tam nie podeszło, za to architektura (dla kontrastu jedzeniowego) - bardzo. :)
O jest Aniu curry-wurst, mawiaja ze bez niego wiztya w Berlinie jest nieudana :) Fajny post-NDR kimat, nei znam takiego Berlina... :*
OdpowiedzUsuńOd roku mieszkam w Berlinie, fajnie zobaczyć go w Twoim obiektywie. Naprawdę dobre, soczyste zdjęcia, ciekawe ujęcia. A co jeszcze możesz powiedzieć o Lipsku?
OdpowiedzUsuńPrecel wygląda super apetycznie, tu we Włoszech niestety nieosiągalny :( Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuń