Dużo się działo ostatnimi czasy. Mało się pisało. Dużo się fotografowało.
I tak:
W ubiegły czwartek mieliśmy pracowniczego grilla z okazji obrony pracy magisterskiej sekretarki Oli. Obok wina (mój faworyt - delikatne różowe) było wiele dobrych rzeczy, takich jak np. kurczak marynowany w maślance, szaszłyki warzywne, caprese w wersji z pesto genovese, przygotowane przez mamę Oli, delikatną karkówkę, ajvar (który uwielbiam), kawa frappe zrobiona przez Olę i ananas w miętowym cukrze, którego przyniosłam ja.
Swoją drogą, czas przypomnieć Wam ten smakołyk, ponieważ znajduje się on w zakurzonym archiwum mego blogu, a wart jest wypróbowania - dzięki rześkości ananasa i świeżości mięty jest idealny na upalne dni. Więc przepis na ananasa w miętowym cukrze znajdziecie TU.
W piątek popołudniu byliśmy już w drodze do Wielunia (zjazd rodzinny). W sobotnie przedpołudnie odbyliśmy z Tomaszem podróż sentymentalną szlakami m o j e g o Wielunia: tu chodziłam na basen, tu babcia zabierała nas na lody, tam było przedszkole mojej mamci... Na tym nie koniec atrakcji, bowiem wybraliśmy się również na przejażdżkę białym maluchem dziadka. Dziadek sunął po ulicy z prędkością światła, a my, wciśnięci w foteliki Fiata 126p,* szczerzyliśmy zęby z radości.
Maluch dojechał na wymuskaną i pełną skarbów działkę dziadków. Porzucając zasady savoir-vivre, rzuciłam się na grządki poziomek, splądrowałam krzaczek czerwonej porzeczki i szukałam fioletowych borówek. Na koniec dostaliśmy od dziadków reklamówkę bobu, pęk zaróżowionych główek czosnku, doniczkę jędrnej, niesamowicie aromatycznej zielonej i fioletowej bazylii..

W poniedziałek zdążyłam pochodzić boso po trawniku w ogrodzie rodziców, pobujać się na ogrodowej huśtawce w zielone paski, zerwać kilka cukinii, miskę fasolki szparagowej, pęczek szpinaku i mięty z grządek za domem, przyrządzić niewielki, ale zróżnicowany obiad (smażona cukinia, marynowana w cukinii, czosnku i odrobinie balsamico, fasolka szparagowa z bułką tartą i masłem oraz sałatkę z makaronu razowego, szpinaku i pomidorów).
Była też miska czereśni na deser i woda mineralna z miętą - kwintesencja lata.
Dziś też była cukinia, ale w trochę innej wersji:
CUKINIA SMAŻONA Z CHILLI I CYTRYNĄ
2 średniej wielkości cukinie
oliwa
pół suszonej papryczki chilli, pokruszonej
1 ząbek czosnku, pokrojony na cienkie plastry
sok z połowy cytryny
1 łyżeczka masła
sól i pieprz
Cukinię kroję w supercienkie plastry (nie więcej niż grubości 0,5 cm). Rozgrzewam patelnię i wlewam na nią ok. 2-3 łyżki oliwy, po czym wrzucam plasterki cukinii i smażę je przez 2-5 minut (w zależności od pożądanej struktury cukinii) z czosnkiem i chilli.
Kiedy zaczną nabierać koloru, przyprawiam je, skrapiam sokiem z cytryny, dodaję masło i smażę ok. 2 minuty. Gdy sok z cytryny wyparuje, zdejmuję patelnię z ognia i podaję.
Uwagi:
1. Przepis pochodzi z książki "Gotuj z Oliverem", w której jest mnóstwo fajnych pomysłów na warzywa. Tę cukinię miałam na oku już od dawna!
2. Jaki jest smak cukinii, kazdy wie. Jej słodycz i delikatność aż się prosi o ostre akcenty. I tak mamy tu aromatyczny czosnek i ostrrre chilli, które nadają cukinii pazura. Bardzo dobra rzecz.
*Tomek ma blisko 2 metry wzrostu i wierzcie mi, zmieścił się w maluchu bez najmniejszego problemu!
To masz smakowite lato. My też mieliśmy zjazd rodzinny. 85 lat bezglutenowej babci. Ależ było miło. I to w Gdańsku.
OdpowiedzUsuńWspaniałe letnie chwile :] ależ mi brakuje takich rodzinnych spotkań.., ale już niedługo :]
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Aniu, cudowne chwile rodzinno - ogrodowe. To moje klimaty... Mój dziadek ma "cinke - ciento" (przesiadła się 15 lat temu z Warszawy!)i 89 lat!Autkiem pomyka jak sie patrzy...
OdpowiedzUsuńCudowne, takie chwile, kiedy można znów poczuć się jak mała dziewczynka będąca na wakacjach u dziadków :)
OdpowiedzUsuńnajbardziej zazdroszczę bobu! i tej podróży maluchem...
Zawsze tak pięknie wszystko opisujesz , że nawet zdjęć nie potrzeba (ale cieszę się , że są) :-)
OdpowiedzUsuń*Ja wierzę , mój brat ma 198 cm wzrostu i też się mieścił ;-)
Jaka fajna relacja. Aż czuć lato, radość i świetną zabawę!:)
OdpowiedzUsuńha!
OdpowiedzUsuńmoje przeczucie mnie nie zawiodło, jednak poszłam spać godzinę wcześniej :(
ale za to ranek jaki przyjemny:) fajne lato masz Aniu! :)
ps. ciągle czekam na bakłażanowy przepis :)
pozdrowienia!
Oj Aniu, ale fajnie Ci!:)
OdpowiedzUsuńIle wspaniałych wspomnień, ile cudownych myśli, słów tu przekazujesz.
Za każdym razem gdy do Ciebie wpadam mam wrażenie, że byłam tam z Tobą i bacznie Cię obserwowałam, szalenie obrazowo piszesz.
Dziękuję Ci i pozdrawiam :)
Aniu czytałam to wszystko na jednym wdechu. Wspaniałe wspomnienia, wspaniałe chwile. Takie wpisy lubię najbardziej :)
OdpowiedzUsuńNiesamowite te twoje uczty! Być tam obok i próbować aż do bólu brzucha...
OdpowiedzUsuńAleż fajny tydzień miałaś! I za każdym razem, kiedy czytam o przydomowych grządkach z pysznościami, zazdrość mnie zżera. To znaczy... i w naszym ogródku coś rośnie, ale są to ilości niezmiernie śladowe i niezmiernie mało różnorodne.
OdpowiedzUsuńMiasto.
A kiedy wyobraziłam sobie Tomka w maluchu i Dziadka za kierownicą, pędzącego z prędkością światła... Nie można się nie uśmiechnąć. ;))
Pozdrawiam!
fantastyczne są takie chwile spędzone razem nad pysznościami :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę takiego miłego tygodnia. Przypomniało mi się pewne wydarzenie z zeszłej niedzieli. Miałam bliskie spotkanie z dziadkami za kierownicą. Państwo mnie nie zauważyli....na szczęście mój samochód ma świetne hamulce. było mooocne hamowanie.Jestem za testami sprawdzającymi dla kierowców seniorów.
OdpowiedzUsuńWspaniałe zdjęcia, super letnia opowieść. Lubię do Ciebie zaglądać, bo... bo lubię po prostu. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZrób kurki duszone w śmietanie z cukinią pokrojoną w kostkę.
OdpowiedzUsuńSzok jakie to dobre :-)
Genialne zdjęcia, ostatnie mi się szczególnie podoba. Takie artystyczne, twórcze.
OdpowiedzUsuńPyszne te smaki tygodnia. No i taki weekend to ja rozumiem;-) I bardzo podoba mi sie ostatnie zdjecie:D
OdpowiedzUsuńAnanas z miętą czeka w swojej kolejce do opublikowania na moim blogu - bardzo lubię:)
OdpowiedzUsuńŚlicznie u Ciebie.
I te szerokie kadry..
mMm.
piękne miałaś dni
OdpowiedzUsuńz kolorami i smakami
z miłością
Mmm cukinia brzmi pysznie. Musze wypróbować!
OdpowiedzUsuńPięknie spędziłaś czas Aniu:) Piękne zdjęcia zrobiłaś, a cukinia musi smakowac rewelacyjnie w takiej wersji.
OdpowiedzUsuńUściski:*
Jej, Truskawka, ale fajno! :) A my jutro z Piwnymi u niego zakawasowca pieczemy, a ja połażę boso po trawniku. Laaaato jest fajne! :)
OdpowiedzUsuńcmokam
Ale smakowity tydzień :))) Taka działka to skarb, ja też uwielbiam działkę moich Dziadków - te porzeczki, agrest, maliny, ach :) I poziomki takie jak na Twoim zdjęciu :)
OdpowiedzUsuńTo ostatnie zdjęcie to zza szyby malucha?
Pozdrawiam upalnie :)))
uwielbiam takie chwile w maminych i babcinych ogródkach pełnych grządek z pysznościami... pozdrawiam wakacyjnie :-)
OdpowiedzUsuńFajne takie spokojne ogrodowe letnie chwile. Szkoda, że ja nie mam nikogo, kto obdarował by mnie chociaż woreczkiem bobu prosto z grządki. Opis podróży z dziadkiem mnie zachwycił i zastanawiam się, czy sama miałabym jeszcze odwagę wejść do "malucha".
OdpowiedzUsuńwłaśnie jem sobie tę cukinię i nie potrafię powiedzieć jak smakuje; jest dobra- jakby słodko kwaśna, smakiem niepodobna do niczego...
OdpowiedzUsuń:)
Aniu, wierzę, że Tomek zmieścił się w maluchu! Wierzę! :) Swego czasu (a było to jeszcze zanim nasze pierwsze dziecię na świat przyszło), wraz z mężem byliśmy szczęśliwymi posiadaczami cudnego, maleńkiego zabytkowego autka Mini Morrisa. I w tymże maleńkim autku bez problemu mieścił się nasz wieeelki wzrostem kolega. :) Zabawy było co nie miara, ale dało radę.:D
OdpowiedzUsuńNie wiem co bardziej chwalić, czy dobroci, które serwujesz Aniu, czy piękne fotki... Zwłaszcza te grillowe, ogrodowe zachwycają...
hmmm uwielbiam cukinie, napewno sprawdze ten przepis wyglada pysznie
OdpowiedzUsuńAniu, milo Cie widziec na grzadce :-) Ciesze sie, ze napisalas o zjezdzie rodzinnym i ze udal Ci/Wam sie czas w Wieluniu!
OdpowiedzUsuńTwoj ananas w miętowym cukrze zas to niebo w gebie, wiem bo robilam jeszcze z izraelskimi pysznymi ananasami, chociaz chyba sie nie przyznalam... Sciskam mocno :*
PS. U mnie niestety sie zanosi na brak zjazdu rodzinnego w tym roku :(