
Dziś wracam do tematu, o który zahaczyłam w skwaszonej notce, a do którego obiecałam wrócić. Będzie o małej wyprawie w piękne miejsce. Nie bójcie się, nie będę zamęczać Was quasi-reportażami z podróży z dziesiątkami nudnych zdjęć! Chcę Wam tylko pokazać coś fajnego, bowiem…
…. jakieś pół godziny jazdy samochodem z Gdańska-Wrzeszcza, po przekroczeniu chyboczącego się mostu pontonowego, znajduje się wyspa
ze storczykiem kruszczykiem bladoczerwonym*,
ze smażalnią ryb z przemiłym właścicielem,
rozłożystą plażą otuloną wydmami oraz
wąską ścieżką przecinającą Wisłę i Jezioro Ptasi Raj (z Morzem Bałtyckim w tle).
Na Wyspie Sobieszewskiej, bo o niej mowa, spędziliśmy z Tomaszem pół dnia, co tylko zaostrzyło mój apetyt na więcej. Ptaki śpiewały, słońce grzało jak szalone, a my przedzieraliśmy się na Mierzeję Messyńską, na której zrobiliśmy sobie mały piknik z kupnymi ciastkami i gruszką w roli głównej**.
Po koniec wędrówki zawitaliśmy do centrum Sobieszewa, gdzie obok śmierdzącego frytkami snack-baru z hałasującymi fliperami znajdowała się niepozorna smażalnia ryb. Widząc nasze niezdecydowanie, właściciel polecił nam kilka świeżo złowionych gatunków. I choć bardzo sceptycznie podchodzę do informacji o „świeżych rybkach”, tym razem skusiłam się na polecaną mi belonę (w dużej mierze dlatego, że po raz pierwszy słyszałam o tej rybie).
Na stół wjechała podłużna ryba o białym delikatnym mięsie i… niebieskich ościach. Moje obawy, że ryba jest bliską koleżanką radioaktywnej pangi rozwiał właściciel smażalni, który wyjaśnił, że belona ma niebieskie ości i to nie jest żaden handlowy trik, a cecha tego gatunku i że przypływa ona do Bałtyku z Oceanu Atlantyckiego tylko na 2 miesiące w roku, na tarło i że oprócz niebieskich ości ma jeszcze ciekawy wygląd. W tym momencie pojawił się pracownik smażalni i pokazał mi rzeczoną belonę: podłużną rybę z długim „dziobem” z drobnymi i ostrymi zębami***.
Ze smażalni wyszliśmy bogatsi o wiedzę na temat belony i 10 wędzonych śledzi (dwa dostaliśmy gratis).
Po powrocie, zajadając pachnące crumble z błękitnego naczynia, oglądaliśmy zdjęcia z błękitnej wyprawy.
ORZECHOWE CRUMBLE Z RABARBAREM I TRUSKAWKAMI
(składniki na ok. 5 porcji)
na kruszonkę:
85 g mąki
85 g uprażonych na patelni orzechów włoskich (można również użyć orzechów laskowych)
45 g błyskawicznych płatków owsianych
50 g cukru
szczypta soli
60 g roztopionego masła
na owoce:
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
50 g cukru
250 g truskawek
350 g rabarbaru
W misce mieszam mąkę, lekko posiekane orzechy, płatki owsiane, sól, cukier, po czym wlewam roztopione masło i dłońmi mieszam składniki aż do ich połączenia. Chowam ciasto do lodówki.
Truskawki kroję na połówki, rabarbar kroję na ok. 2-3 cm cząstki. Owoce zasypuję 3 łyżkami cukru i odstawiam do momentu aż puszczą sok.
Następnie odcedzam sok (robię z niego kompot), zaś owoce mieszam z cukrem i mąką ziemniaczaną, przekładam do żaroodpornego naczynia. Owoce posypuję schłodzoną kruszonką (kruszonka powinna być w formie większych lub mniejszych grudek), tak aby tworzyła ona jednolitą warstwę.
Crumble piekę 35-40 minut w 190 st. C.
Uwagi:
1.Przepis na crumble pochodzi z blogu 101 Cookbooks, powyżej lekko zmodyfikowana przeze mnie wersja. To, co wyróżnia to crumble spośród setek wypieków tego rodzajów, to dodatek orzechów i płatków owsianych, które czynią go zdrowszym i bardziej chrupiącym.
2. Rabarbar i truskawki pod złocistą chrupiącą kuszonką, czyż może być coś lepszego na deser w majowe popołudnie? Podczas pieczenia owoce pokrywają się lepkim sosem, którego rubinowe języczki po bokach przebijają się przez warstwę kruszonki. Jako że wcześniej lekko odsączyłam owoce, kruszonka nie zapadała się i tworzyła ładną, rumianą skorupkę.
Całość warta grzechu.
*musiałam wspomnieć o tym storczyku, choć jeszcze 5 minut temu o nim nie słyszałam (Wikipedia uczy i bawi); nosi on jednak tak uroczą nazwę, że grzechem byłoby o nim nie napomknąć!
**wyprawa była niespodzianką, więc nie miałam okazji przygotować odpowiedniego prowiantu na tę okazję, a szkoda, bo okolica aż się prosiła o piękny kawałek tarty ze szpinakiem albo muffina z rabarbarem;
***wiem, że zęby były ostre, bo pan pozwolił mi włożyć palec do paszczy belony :)
Tez przymierzam się do crumble z rabarbarem a z orzechami musi byc pyszne:)
OdpowiedzUsuńOj ja tęsknię za tym twoim Bałtykiem. Też tam zawsze robię crumble, bo piekarnik babci tak zepsuty, że tylko to można bezpiecznie zrobić. A ta wyspa to gdzie? A łodzią dopłynie?
OdpowiedzUsuńJuż sprawdziłm na mapie. To prawdziwy rzut beretem od naszej drogi do Gdańska. Kiedyś nim rzucimy, bo wygląda pięknie. Jak patrzę na te zdjęcia, to me serce szlocha z tęsknoty za morzem. Odliczam dni...
OdpowiedzUsuńLubię takie odkrycia. A to crumble w męskich dłoniach na 3cim od końca zdjęciu podoba mi się szalenie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło Aniu!:)
Nie mialam pojecia o tej Wyspie Sobieszewskiej; ciekawia mnie takie miejsca i szkoda, ze nie vede mogla zawitac na polnoc Polski w najblizszym czasie.
OdpowiedzUsuńA jezeli chodzi o crumble, to niecaly miesiac temu robilam wlasnie ze 101 cookbooks, tylko z piniolami. Ale nie do konca podeszla mi kruszonka z platkami i na mace z pelnego przemialu, ktora proponuje heidi; jezeli kiedys znowu zrobie crumble, to jednak na bialej mace. Niby te wypieki z bio makami sa zdrowsze, ale dla mnie mniej smaczne...
A zdjecia super. Strasznie mi sie teskni za polskim morzem. Ostatni raz bylam nad nim 6 lat temu.
Milego wieczoru, Aniu.
Wyspy Sobieszewskiej niestety nie znam (tylko Wolinka, na ktorej w dziecinstwie co roku spedzalam wakacje :)), ale Wasza niebieska wyprawa mnie urzekla :) Z reszta ta niebieska forma do tarty rowniez :) A o polaczeniu rabarbaru, truskawek i orzechowo-owsianej kruszonki wole nawet nie myslec teraz przed snem ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Aniu! I zycze blekitnych snow :)
Aniu, juz sie chcialam pochwalic jak to sie znam na geografii polnocnej Polski i napisac, ze jedyna wyspa jaka znam na ktora prowadzi most pontonowy to Wyspa Sobieszewska, ale doczytalam dalej i nie bylo konkursu :) A Sobieszewo to pierwsze miejsce gdzie bylismy razem z Lukaszem nad morzem... Szkoda, ze nie wiedzielismy o smazalni...
OdpowiedzUsuńA czy to naczynie w ktorym jest owe kuszace mnie crumble, mysle ze godzi sie uzyc pekany, co? A czy owo naczynie jest pamiatka z pewnej wycieczki? ;0
:*
Kocham morze. Długie spacery brzegiem plaży. I takie miejsca, jak ta wyspa. Chciałabym mieć to wszystko na wyciągnięcie ręki. Będę pamiętała o tej wysepce. I o rybie ;) Może kiedyś będę miała to szczęście, żeby jej spróbować.
OdpowiedzUsuńnie bylam jeszcze na tej wysepce, ale po takiej reklamie juz nie wypada mi tam nie pojechac ;-)) a crumble bossskie!
OdpowiedzUsuńDziękuję i jest mi przemiło, że mogłam Cię u mnie gościc! Z beloną mialam już kiedyś do czynienia, ponieważ mój tato jest wędkarzem i pasjonatem ryb pod każdą kulinarną postacią, w związku z czym kiedyś z Bóg raczy wiedziec jakiego źródła nas tą rybką uraczył. Moje zdziwienie co do ości było również wielkie, ale starsza siostra wytłumaczyla mi, że belona jest przyjaciółką ośmiornic więc ma ości niebieskie od ośmiorniczego atramentu. Szczerze mowiąc, przyjemnie jest mi nadal w to wierzyc :) Pozdrawiam ciepło! :]
OdpowiedzUsuńZazdroszcze bliskości cudownych miejsc nad polskim Bałtykiem. Ja też mam Bałtyk, ale jest pięknie jakoś inaczej;)
OdpowiedzUsuńA orzeczhowe crumble z jakimiś owocami notuję. Bardzo przemawia do mnie ich chrupkość.
Pozdrawiam serdecznie
Piekna i pouczajaca opowiesc w kolorze blue :) Przepis na crumble zapisuje. Mam w lodowce truskawki i rabarbar, pozostale skladniki tez sie znajda. Przyda mi sie cos tak pysznego w ten pochmurny i deszczowy dzien :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Aniu :)
Przepiękne miejsce, ciekawe doświadczenie, piękne zdjęcia, cudna tarta. No a co z tymi śledziami?
OdpowiedzUsuńTo crubmle tak apetycznie wygląda, że chyba się w końcu skuszę (...nie jadłam nigdy)...:)
OdpowiedzUsuńsuper zdjęcia no i wpis jak na zamówienie, zaraz wyślę tam rodziców :)
OdpowiedzUsuńCudowna wyprawa i szczerze ci zazdroszcze, ze masz w zasiegu reki takie miejsca. Mam nadzieje, ze i ja kiedys zawitam na ta wysepke.
OdpowiedzUsuńA crumble apetyczne i juz sobie wyobrazam ten smak.
pozdrawiam
Tęskni mi się za moją północą... A co do crumble, to jedyne, jakie jadłam - wstyd przyznać w tym doborowym towarzystwie - to w krakowskiej Dyni. Malinowe i jabłkowe. Pyszne z sosem waniliowym z wanilią:) Wiele razy chciałam sama zrobić i może niebawem się skuszę, bo Twoje wygląda wyśmienicie, Ania!
OdpowiedzUsuńWidzę, że "bumu" na niebieski ciąg dalszy. To dobrze. Piękny kolor. Taki spokojny...
OdpowiedzUsuńA o belonie choć słyszałam, to nigdy, przenigdy nie miałam okazji ani widzieć, ani jeść. Niebieskie ości! To ci dopiero ciekawostka!
Co do truskawek z rabarbarem... jestem jakaś zacofana. Nigdy jeszcze nie próbowałam. Acz przyjdzie czas, kiedy uda mi się na pewno. Kiedy mam przed sobą wizję tak pysznego deseru bez wątpienia będę wyszukiwać obu składników. ;)
Pozdrawiam!
zdjęcia cuuudowne! ale teraz jeszcze bardziej tęsknię za morzem...
OdpowiedzUsuńbelonę trochę znam, na pewno widziałam i spodobał mi się właśnie ten jej "dziób"
miłych godzin popołudniowych :)
Przepiękne zdjęcia. Super cramble. Narobiłaś mi na nie apetytu. Chyba dziś też je zrobię. Miłego dnia.
OdpowiedzUsuńAniu, odważna Kobieto! Ja bym palca nie wsadziła do paszczy nawet wówczas, gdyby belona wyjechała usmażona wprost z patelni. :D
OdpowiedzUsuńNo i jakże Ci ta belona smakowała? Swoją drogą tak się zastanawiam..., w czasie tarła połowy chyba są zabronione...?
Chciałam jeszcze powiedzieć, że błękitna miseczka cudnej urody jest i i jej zawartość również. :)
Buziaki! :*
Ależ pyszne crumble! :) Zjadłabym takie z wielkim apetytem.
OdpowiedzUsuńSliczne zdjęcia znajomych okolic ;)
Pozdrówki Aniu:**
Bardzo ciekawa opowieść, aż miło morską bryzą zawiało. Też lubię crumble z płatkami i orzechami. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTaak! Zazdroć to brzydka rzecz, ale... wtym wypadku :)
OdpowiedzUsuńA pangi podobno nawet foki w zoo nie chcą jeść... powinno się "to" wpisać na listę dopalaczy!
Cudowności. A o tej rybie pierwszy raz słyszę.
OdpowiedzUsuńjaki sliczny mix zdjeciowy ten na samej gorze! :)
OdpowiedzUsuńOch, przypomniałaś mi, że cały rok nie byłam nad morzem!
OdpowiedzUsuńSobieszewo ma dużo uroku.. :)
OdpowiedzUsuńI jakie piękne słońce na zdjęciach! A niebieskie ości? Aż niewiarygodne, chociaż widziałam niedawno niebieskie żabki więc uwierzę :)))
Crumble pychota :)
piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńale przyjemne te Twoje opowieści.. pełne ciepła. nigdy nie byłam w tym miejscu, a przecież wcale nie mam tak daleko.. może uda mi się kogoś namówic?
OdpowiedzUsuńA zdjęcie ości gdzie?
OdpowiedzUsuńCzuję się nieusatysfakcjonowana;]
w sumie mam dosyć blisko (ok 90 km )na tą wyspę a jakoś tam jeszcze nie byłam teraz widzę co straciłam-piękne zdjęcia :) muszę tam pojechać-koniecznie!!!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Fajna relacja...najbardziej podobalo mi sie , ze wlozylas palec do paszczy belony...wogule jaka nazwa ryby - nigdy nie slyszalam, o tym kwiatku tez nie:)))
OdpowiedzUsuńwiec wpisuje w googla zeby sprawdzic jak wyglada i w pierwszych wynikach co mi wyskakuje??? - blog strawberries from Poland :)))
super! lubie takie nowinki!
Ale tu u Ciebie pięknie, a to zdjęcie grobli .. no po prostu się rozmarzyłam ... I połączenie płatków, orzechów i truskawek z rabarbarem mmmm... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAch jak pięknie! mogę sobie w duchu zakrzyknąć z umiarkowaną zazdrością, bo już za miesiąc rozpoczną się moje wymarzone od dawna wakacje nad polskim morzem, więc może i o wyspę Sobieszewską uda się zahaczyć, a wtedy wizyta w smażalni obowiązkowa. Z crumble sprawa ma się gorzej, bo mogę sobie je zrobić już teraz (bez rabarbaru, ale truskawki są), co powoduje, że moje dobre postanowienia topnieją jak lody w gorący dzień, którego próżno czekamy.
OdpowiedzUsuńPoproszę o przetłumaczenie tytułu posta :) Nic a nic z niego nie rozumiem, chociaż czytam go na wszystkie możliwe i znane mi sposoby :)
OdpowiedzUsuńZa to doczytała, że mieliście wspaniały weekend i że Ania jesteś odważna bo ja się nowych nieznanych mi smaków raczej boję :)))
A w ogóle skoro wszystkich odwiedzacie to ja mam nadzieję, że i tutaj zawitacie póki tu jesteśmy na obcej ziemi :)
Śpij i śnij słodko :*
Ale piękny piknik na wyspie!I jeszcze belona na obiad.Mniammmmm.
OdpowiedzUsuńAle tym kruszczykiem mnie całkowicie rozbroiłaś! Hoduję amatorsko storczyki, a kruszczyk jest naszym rodzimym,naziemnym.Bardzo ciekawe.
Można Anulka czytać i wracać i chcieć zrobić kruszonkę blisko północy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
M.
Jak u Ciebie ładnie i miło i smacznie i niebiesko :)
OdpowiedzUsuńBędę wpadać, mogę?
Pozdrawiam.
Dziękuję Wam za komentarze, ponizej dotykam wątków przez Was poruszonych:)
OdpowiedzUsuńGospodarna Narzeczona, Wyspa S. miesci się w granicach administracyjnych miasta Gdańsk. Można na nią dopłynąć :)
Lo, polecam taką wyprawę! :)
Magdaleno, mąka z pełnego rpzemiału to i dla mnie przegięcie, za dużo 'dobrego' w jednym wypieku. Ja uzywałam zwykłej i było super, z resztą piniole nie do końca mi pasują, wydają mi się za miekkie na crumble.
Basia, a ta smażalnia już od 15 lat ponoć działa! :)
Pekany jak najbardziej pasują :)
A naczynie... Dobrze pamiętasz :) Prawda,że śliczne?
Olu, wytłumaczenie koloru belony cudowne :) A poza tym to witam Cię! :)
Nobleva, a śledzie zjedzone :)
JSwm i co, rodzice byli na WS?
Marta, malinowe szczególnie do mnie przemawia... Gorąco Cię namawiam do upieczenia tego, wg mnie to hicior wśród crumbli! :)
Paulina J., zrobiłaś? :)
Małgoś, nie wiem, czy z beloną sprawa tak się ma, ale być moze masz rację z tym tarłem...
Folkmyself, zastanawiałam sie nad tymi fotkami... I kurczę, zmysł estetyczny wygrał. Ale w archiwum takowe posiadam...
Pola, już Ci pisałam o naszym jeżdżeniu ;)
Yba, zapraszam Cię, jak najbardziej! :)))
Pozdrawiam Was ciepło, dziękuję za komentarze i mam nadzieję, ze zachęciłam choć część z Was do odwiedzenia Wyspy SObieszewskiej...? ;)
Też mam taki koc :D Ech jaki to luksus mieć blisko do morza! Piękne zdjęcia, jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńTo była pierwsza rzecz, którą zrobiłam po powrocie do Polski - nie mogłam się najeść, tak było pyszne :) Powtórzę na pewno jeszcze raz...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Misia
Aniu, wlasnie wczoraj zrobilam to crumble. Smakuje nieziemsko :) Jestem zachwycona :)
OdpowiedzUsuńPyszne crumble i wspaniałe zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńMisia, Majka, dziękuję za informację, ze zrobilyscie to crumble! :) Najwazniejsza wiadomosc to ta, ze Wam smakowalo :)
OdpowiedzUsuńdziekuje za miłe słowa pozostalym komentujacym :)
Aniu, wlasnie wrzucilam Twoj przepis na mojego bloga. Jeszcze raz dzieki za ten boski, grzeszny smak :)))
OdpowiedzUsuńWypróbowałam dziś na rodzinie. Opis wkrótce. (no nie tak szybko ale na pewno)
OdpowiedzUsuńWłaśnie jestem po zjedzeniu tego crumble, i chciałam tylko napisać, że było wspaniałe - dzięki!
OdpowiedzUsuńCrumble uwielbiam, najadłam się po pas na pewnych wakacjach i zakochałam się w kruszonce z owocami. Twoje zrobię napewno!
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie kruszonkowe ciacha:)A z kwaśnym rabarbarem i słodką truskawką muszą być BOSKIE:)
OdpowiedzUsuńAnuś niebo w gębie:) Dziękuję za przepis:)
OdpowiedzUsuńCudownie spędzony czas,
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia.
Ach.. czego tu jeszcze chcieć od życia?:)
Mam 250g truskawek mrożonych, a te naturalne jeszcze kosmicznie drogie. Mogę ich uzyć?
OdpowiedzUsuńTak, spokojnie. Tzlko truskawek nie rozmrażać i zasypać cukrem rabarbar.
UsuńRobię drugi raz :D Mogę użyć masła klarowanego?
Usuń