Duchota za oknem przywodzi mi na myśl toskański żar. Póki pogoda nastraja do wspomnień, wrócę myślami do Lukki i okolic, do krętych ścieżek usłanych cyprysami, kamiennych domów i pachnących bazylią i świeżym praniem uliczek. Czas na drugą, ostatnią część toskańskich impresji.
ŚCIANY
Od zawsze głosiłam wyższość obdrapanego nad wygładzonym. Nad nową, pięknie wydaną książkę przedkładam tę starą, z notatkami na marginesach i poplamionymi kartkami, od nowoczesnych talerzy wolę te stare albo przynajmniej udające stare... Na pastelowych, wymuskanych, austriackich domkach z przyjemnością zawieszę oko, ale to na widok starych kamienic w Lukce czy willi porozsiewanych po całej Toskanii jęknę z zachwytu.
Bo Toskania to kraina obdrapanych ścian.
W każdym miasteczku pyszniły się wyblakłe od słońca, nakrapiane dziurami ściany, nierzadko z malowniczym zaciekiem, ze starym rowerem opartym o krzywe schody, z rododendronem okalającym zielone okiennice... Na podziwianiu tych ŚCIAN mogłabym spędzić całe dnie; każda z nich mogła się poszczycić idealną kolorystyką, cichym przenikaniem kolorów i ścieraniem się faktur. Lśniące nowością wille (kórych z resztą było niewiele) wyglądały przy nich co najmniej blado. To tak, jakby zestawić wyroby z masy cukrowej z domowymi, może trochę koślawymi jagodziankami. Te pierwsze mogą ująć kunsztem i precyzją, ale to te drugie mają duszę i smak.
FAKTURY
Jak zapamiętać fakturę przedmiotu? Są trzy wyjścia: zabrać rzecz ze sobą, zrobic jej zdjęcie lub ją opisać. Stosuję wszystkie.
W mojej różowej kosmetyczne obijają się o siebie trzy niewielkie kamyki, dwa szare i jeden czarny. Są idealnie płaskie i gładkie – wyciągam je czasem z torebki, przekładam w palcach i czuję niewysłowioną, trudną do opisania przyjemność.

Pamiętam fakturę rzeźb na Piazza della Signoria w pulsujacej od turystów Florencji.
Pamiętam freski w katedrze Santa Maria del Fiore, tak realistyczne, że święci i przeklęci umieszczeni na sklepieniu katedry wyglądali, jakgdyby mieli zaraz wyskoczyć.*
Pamiętam złuszczoną korę platanów, tę plątaninę beżu, khaki i delikatnych brązów...
PLAŻA
Od morza dzieliło nas jakieś 35 km, więc dwa dni poświęciliśmy na plażowanie. I choć nic nie zastąpi złotego delikatnego piasku znad Bałtyku, ten nad morzem Liguryjskim, pełen pastelowych muszelek, był całkiem przyjemny.
A woda? Była ciepła i lekko słona. I gdyby nie parzydełka, które przy odrobinie pecha zostawiały na ciele czerwone ślady, byłoby sielankowo...**
Kojący rytm morza, gryz świeżego kokosa, szum fal, kolejny gryz...
SZCZEGÓŁY
Dużo ich. W każdym miasteczku, na placyku, w pokoju, w kawiarence.
Cienie, kamienie, szelest firanek w oknie...
Nie sposób ogarnąć wszystkiego. W kilku miejscach robiłam zdjęcia, ale nie chciałam, by aparat przesłonił mi podziwianie, więc po prostu to oglądałam i zapamiętywałam.
ROWERY
Początkowo fotografowałam każdy napotkany dwuśladowiec, ale szybko zorientowałam się, że to syzyfowa praca, bo przez wąskie, duszne uliczki przewija się morze rowerów i każdy z nich zasługuje na uwagę.
(W tym momencie warto wspomnieć o stylu włoskim stylu jazdy, którego jedyną zasadą jest brak jakichkolwiek zasad. Tu jeździ się pod prąd, tu wymusza się pierwszeństwo, tu zdziera się klakson. I o ile nas, Polaków to bardzo nie dziwi, wyobrażam sobie ułożonego, grzecznego Szweda, któremu przyszłoby przemierzać włoskie ulice...;)
ROŚLINNOŚĆ
Po przekroczeniu bram naszego domostwa, przywitały nas wielkie, kamienne donice z pokaźnymi drzewkami cytrynowymi, z kumkwatami i mandarynkami. Z tyłu ogrodu rósł rozłożysty figowiec z ociekającymi sokiem owocami, wokół których kłębiły się osy.

Mogłabym tak opowiadać bez końca, posiłkując się zdjęciami, ale wtedy lapidaria zatraciłyby swój kształt. Dlatego cicho sza - chowam Toskanię do barwnych i smakowitych wspomnień.
A żeby nie było tak do końca niekulinarnie, podaję przepis na toskańskie guacamole, które popołudniami pochłaniałyśmy siedząc na tarasie i słuchając koncertu jednej, jedynej cykady, która przycupnęła nieopodal.
GUACAMOLE
2 dojrzałe pomidory średniej wielkości
1 czerwona cebula
sok z 1 cytryny
sól i pieprz
Następnie sparzam pomidory, obieram je ze skórki i kroję w drobną kosteczkę.
Czerwoną cebulę także drobno kroję.
Wszystkie składniki wrzucam do awokado, dodaję dużo pieprzu, sporo soli, po czy dokładnie mieszam.
We Włoszech nazwałabym to brushettą z guacamole, w Polsce będzie to grzanka. Tak czy siak, jest to pyszna, aromatyczna i niezwykle prosta rzecz.
1. Moje guacamole było bez papryczki chili.
W Wikipedii przeczytałam, że chili nie jest konsytytutywnym skladnikiem guacamole, więc pozwoliłam sobie pozostać przy tej nazwie. Braki chili rekompensował ostry smak czosnku i duża ilość pieprzu.
2. Z pomidorów nie usuwałam środków, bo uważam to za barbarzyństwo. Ich wnętrze jest dla mnie równie ważne i równie smaczne, co jego sprężysty „wierzch”.
3. W guacamole winna być limonka. Z braku tejże znalazła się tu cytryna.
"Nie sposób ogarnąć wszystkiego. W kilku miejscach robiłam zdjęcia, ale nie chciałam, by aparat przesłonił mi podziwianie, więc po prostu to oglądałam i zapamiętywałam."
OdpowiedzUsuńSkojarzenie.
"Wychodzę z katedry na rozgrzany i oślepiający plac. Przewodnicy krzykliwie poganiają stada turystów. Spoceni farmerzy z dalekiego kraju filmują każdy kawałek muru, który wskazuje objaśniacz i posłusznie wpadają w ekstazę dotykając kamieni sprzed kilku wieków. Nie mają zupełnie czasu na oglądanie, tak bardzo pochłonięci są fabrykowaniem kopii. Włochy zobaczą wtedy, gdy będą u siebie, kolorowe, ruchome obrazy, które nie będą w niczym odpowiadały rzeczywistości. Nikt już nie ma ochoty studiować rzeczy bezpośrednio. Mechaniczne oko niezmordowanie płodzi cienkie jak błona wzruszenia." Z.Herbert, Barbarzyńca w ogrodzie.
napiszę tylko ... Ach!
OdpowiedzUsuńAniu, właśnie czytałam M fragmenty wspomnień toskańskich I (o kawie, bo dokładnie rozumiemy, o czym piszesz, i podobnie zachwyceni snuliśmy się po Rzymie rok temu). A teraz zrobiłam się oczywiście głodna ;) i spragniona dobrej kawy (a tu na działce tylko ekspres kap-kap, bu).
OdpowiedzUsuńPS. Masz bardzo, bardzo ładną sukienkę na ostatnim zdjęciu ;)
Toskania powoli staje się moim marzeniem - dzięki opowieściom takim jak Twoja :) Na dodatek właśnie skończyłam czytać "Winnicę w Toskanii" Ferenca Mate... Ach... Mam ochotę wykrzyczeć za Leszkiem Talko: "ten facet ukradł moje życie" :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia.
Pozdrawiam!
Aniu, jak ja tęskniłam za Twoim pisarstwem, za nastrojem jaki tworzysz, a teraz jeszcze Toskania i to cudowne drzewko cytrynowe ... powiem krótko ... hmmmmm ... i oddaję się chwili rozmarzenia, by za minutek kilka wrócić do szorowania i rozpakowywania :)))
OdpowiedzUsuń... powiem jeszcze jedno ... dobrze być w "domu", a Twój blog jest nieodłączną częścią mojego miejsca na ziemi, gdzie mi dobrze i szczęśliwie :)
Ja_n, dziękuję za ten cytat! Przepięknie powiedziane... Właśnie o to mi chodziło, z tym że Herbert, co oczywiste, mówi o tym o wiele piękniej.Nie czytałam jeszcze "Barbarzyńcy..." i gdy tylko uporam się z natłokiem pracy (czyli we wrzesniu), zdobędę tę książkę.
OdpowiedzUsuńKAsiu, to ja napiszę tylko: :)
Ptasiu, cieszę się, że mamy podobne wrażenia z Włoch, przynajmiej w części :) Sukienka na ostatnim zdjęciu nie moja, a najmłodszej siostry, nad czym bardzo ubolewam, bo nie mogę pożyczyc tej kiecki. Za mała!
Anczito, znając Wasze tempo i miłosć do podróży, lada moment będę czytać reportaż z wyprawy do Toskanii :)
Tili, jak miło, że tu zaszłaś :) Trochę się obawiałam, że już CI się odechciało blogować!
Pozdrowienia ciepłe zasyłam!
No to ja się chyba do tej Toskanii wybiorę wreszcie... Klimatycznie u Ciebie, jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńAniu, Barbarzyńca to najlepszy przewodnik po Toskanii. Można i trzeba go czytać tam, na miejscu, patrząc na to co Herbert w nim opisuje. Takie czytanie Barbarzyńcy to najlepszy chyba sposób zwiedzania Toskanii. Bardzo polecam, bo sam tak poznawałem tę krainę gdy byłem tam pierwszy raz.
OdpowiedzUsuńslicznie opisujesz piekno Toskani, moim marzeniem jest wyjazd w te rejony, zoabczymy co to bedzie ale czytajac Twoje i innych wspomnienia z Toskani czuje coraz wieksza ochote, moze za rok? hmmm...
OdpowiedzUsuńKolejny cieply i klimatyczny wpis, no i te zdjecia! Jak dobrze, ze tu jestes Aniu i ze zechcialas nam o tym wszystkim opowiedziec! :*
OdpowiedzUsuńAż mnie skręca jak to czytam... z zazdrości i tęsknoty:) Zazdroszczę, ze właśnie stamtąd wróciłaś i tęsknię za Włochami.
OdpowiedzUsuńJa miałam tak samo z rowerami, kiedy teraz przeglądam zdjęcia, dokumentacja rowerowa jest bogata bardzo. Tak samo z drzwiami, bramami i okiennicami.
Nie wiem co to jest, ale Włochy mają w sobie coś takiego, że choćby raz tam zawitać, zawsze chce się wracać i tęskni się, jakby zostawiło się tak kawałek serca.
Twoje plastyczne, płynące jak sny na jawie opowieści przeniosły mnie do tych miejsc:)
Zdjęcie z kamykami jest mi bliskie, mam baardzo podobne i też lubię kamyki. Szczególnie te pastelowe:)
Cudnie się Ciebie czyta, ale to i tak już wiesz Aniu:)
Pozdrawiam Cię!
P.S. Podoba mi się:
* lakier na paznokciach, i kamyki
** sukienka
*** generalnie WSZYSTKO
pięknie to wszystko opisałaś, niezwykle wciągająca relacja
OdpowiedzUsuńHm ,rozmarzyłam się Aniu jak tak ciebie czytam ,hm....
OdpowiedzUsuńp.s a zdjęcia pierwsza klasa
Aniu, wpadłam tu dziś po południu, zmęczona upałem i wyszłam w dużo lepszym stanie. Wiesz, tu u Ciebie jest taka oaza, azyl. Od razu lepiej się żyje ;).
OdpowiedzUsuńA o Toskanii nic nie mówię. Ty powiedziałaś już wszystko.
Czuję się dzięki Tobie jakbym tam była :)
OdpowiedzUsuńA kolorowe mosiężne drzwi? ;)
Jejku... jak cudnie... Czuje jakbym dotykała tych chropowatych ścian, jakbym chodziła "Twoimi uliczkami", jakbym właśnie zostawiła jeden z rowerów stojących pod ścianą...
OdpowiedzUsuńToskania we mnie dojrzewa...
Dziekuję:)
Aniu, przeczytałam (z przyjemnością nieukrywaną), obejrzałam (z przyjemnością nieukrywaną równie), zamyśliłam się, przywołałam w pamięci wspomnienia i odkładam na półkę w prawej półkuli. (Nie wiem dlaczego w prawej). Kiedyś znów wyciągnę i będę dalej składać w niekończący się toskański obraz... :)
OdpowiedzUsuńB.fajny sposób na odstraszenie natrętnych handlarzy :)
OdpowiedzUsuńAle piekne masz te wspomniena,ach.. czuje sie jakbym tam była wczoraj,albo nie -przed chwilą..
Pięknie piszesz o Toskanii To także moja miłość, od wielu już lat.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Aniu Kochana :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytalam sobie jeszcze raz Twoj opis. Powoli. Bez pospiechu. Obejrzalam kazde zdjecie po kolei. I o ile przyznaje, ze Opowiesci z krainy Bobu byly dla mnie trosze niezrozumiale (ale ja juz Tobie pisalam, ze nie mam tak wrazliwej duszy jak Ty), o tyle ten wpis jest genialny. A najlepsze jest to, ze zdjecia moglby istniec bez opisu, a opis bez zdjec, a razem tworza cos wspanialego!
Jesli kiedys napiszesz ksiazke o podrozach, to ja juz dzisiaj zamawiam jeden egzemplarz :)
Fajnie, ze potrafisz tak chlonac piekne wspomnienia i z taka latwoscia je umiesz opisac :)
Sciskam mocno i ciesze sie, ze piszesz pomimo tego, ze wiekszosc czasu poswiecasz na nauke :*
Upał jak w Toskanii. Niedawno czytałam ”Wzgórza Toskanii” Ferenca Mate. U Ciebie klimat jest tego regionu Włoch dużo bardziej toskański... :)))
OdpowiedzUsuńKONIEC ??? już ??? powiedz, że to jeszcze nie koniec, proooszę ......
OdpowiedzUsuńAn-no, cieszę sie, że Cię przekonałam ;))
OdpowiedzUsuńJa_n, zaluję, że o tym nie pomyślałam wczesniej - teraz nie mam czasu na czytanie, a wtedy, przed wyjazdem do Toskanii, poświęciłam go na ksiażkę Tessy C-Borawskiej o Toskanii...
Viridianko, mam nadzieję, że uda Ci się zrealizowac plany i wybierzesz się w te piękne rejony :) Warto.
Beo, dziękuję za ciepłe słowa!!
Patrycjo, dziękuję za ten komentarz. Tak sobie myślę, że większośc osób przjeżdzających z Toskanii bedzie mieć podobne zdjęcia, bo chyba nie sposób nie zachwycać się tymi ścianami, rowerami i całym KLIMATEM Włoch... Ciekawa jestem Twego zdjecia z kamykami :)
Margot, Aga-aa, cieszę się, ze spodobała się Wam moja relacja:)
Olalala, dziękuję.
Oczko, oczywiście, ze drzwi też! Ale te częsniej były juz jakieś takie błyszczące, odnowione, więc rzadziej pojawiały się na zdjęciach. Choć mam też ze trzy pary wyjątkowo starych i pięknych wrót :)
Ewelajna, to ja dziękuję! Za te słowa :)
Małgosiu, jak ładnie to zabrzmiało "niekończący się toskański obraz"... Bardzo nostalgicznie. Ja mam te obrazy w głowie. Mam nadzieję, że kiedyś je odświeżę...
Beato, dziękuję za miłe słowa!
Polko, egzemplarz książki masz jak w banku, z dedykacją ;) Wiesz, blog jest mi odskocznią i na pewno będę tu zaglądać, bo przeciez nie wytrzymałabym tak ciągle zauwając. Z tym, ze nie moge już tak mocno się udzielać, często czytam wpisy, ale już nie komentuję. Ale do czasu...:)
Śnieżko, a ja po raz pierwszy słyszę o tej ksiązce- tytul brzmi zachęcająco! Ale mi komplement powiedziałaś, dziekuje :)
Ki_ma, nooooo... KOniec...:) NIe chcę mnożyć odcinków o TOksnii, bo za jakiś czas wszyscy będą mieli już mnei dosyć :)
coz moge napisac?? moja milosc do toskanii jest jeszcze wieksza i choc w tym roku nigdzie nie wybywam na urlop ze wzgledu na kruszynka to juz planuje nastepne wakacje w... toskanii!!
OdpowiedzUsuńp.s. gdyby ktos kiedys poprosil mnie o ubranie w slowa moich mysli, zglosze sie do Ciebie, bo chyba zrobisz to lepiej ode mnie...
uwielbiam Cie czytac! w Twoich "opowiesciach" jest zawsze swiatelko nadziei...
pozdrawiam serdecznie!
Czy Ty czasem nie byłas u Pani Marii w posiadłosci Willa Costa w Marlii niedaleko Lukki ?? :) My bylismy tam w maju, pieknie tam było, a znam to miejsce z Subiektywnego przewodnika po Toskanii, który tez czytałas. Jest tam nawet zdjecie naszego "czerwonego domku: Casa Domenica, moze znasz to miejsce??:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
GosiaSamosia
Cudawianko, jestem do Twych usług (jesli chodzi o opisywanie wrazen z podrozy) :)))
OdpowiedzUsuńGosiu, zgadzam się! :) Bylismy u p. Marii, ale trafilismy tam przez znajomych, ktorzy wczesniej tam rezydowali. My mieszkalismy w głównym domu, jesli tak to mogę nazwać. Ale malutki jest ten świat :)
Jakie piękne są te wakacyjne zdjęcia!:) Można poczuć klimat Twoich wakacji:)
OdpowiedzUsuńI zazdroszczę umiejętności pięknego pisania!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tą wyższością odrapanych ścian nad gładkimi ;) Świetne fotki- sama przyjemność odkrywania.
OdpowiedzUsuńDelie (tak mogę do Ciebie pisać?:), jak miło, że tu zajrzałaś! Dziękuję Ci za ten słowa...:)
OdpowiedzUsuńRaincloud, witam Cię serdecznie :)
Aniu, ach... wspomnienia wracają.. Wspomnienia z Włoch. Z pięknej Toskanii i Umbrii. Dzięki Tobie czuję jakbym znowu tam była. Oj, chcę być, bardzo, bardzo chcę.
OdpowiedzUsuńKocham Włochy miłością wielką. Kocham te cykady wrzeszczące w upale, kocham cyprysy i platany, kawę, te samochody, które jeżdżą jak chcą...:) A jednocześnie zatrzymają się zawsze widząc kobietę z dziećmi czekającą przed przejściem dla pieszych (nawet nie tylko przed przejsciem). Są grzeczni, mili i maja na wszystko czas.
Och... alez wspomnien, mnóstwo, mnóstwo..
Dziękuję:)
Witaj Aniu,
OdpowiedzUsuńa ja 2-tygodnie temu byłam z rodziną u Pani Marii - niezapomniane wakacje, cudowne widoki i nawet te odrapane ściany mają ogromny urok.
Robisz piękne zdjęcia, w piękny i osobliwy sposób uchwycone szczegóły.
Majano, mam podobne uczucia, jesli chodzi o Włochy :)
OdpowiedzUsuńSanFran, dziękuję Ci za te miłe słowa! Prawda, ze fajnie się oglada miejsca, w których się było, a widziane oczami innej osoby? :)