Pages

środa, 15 lipca 2009

Lapidaria toskańskie, cz. II


Duchota za oknem przywodzi mi na myśl toskański żar. Póki pogoda nastraja do wspomnień, wrócę myślami do Lukki i okolic, do krętych ścieżek usłanych cyprysami, kamiennych domów i pachnących bazylią i świeżym praniem uliczek. Czas na drugą, ostatnią część toskańskich impresji.
ŚCIANY

Od zawsze głosiłam wyższość obdrapanego nad wygładzonym. Nad nową, pięknie wydaną książkę przedkładam tę starą, z notatkami na marginesach i poplamionymi kartkami, od nowoczesnych talerzy wolę te stare albo przynajmniej udające stare... Na pastelowych, wymuskanych, austriackich domkach z przyjemnością zawieszę oko, ale to na widok starych kamienic w Lukce czy willi porozsiewanych po całej Toskanii jęknę z zachwytu.

Bo Toskania to kraina obdrapanych ścian.



W każdym miasteczku pyszniły się wyblakłe od słońca, nakrapiane dziurami ściany, nierzadko z malowniczym zaciekiem, ze starym rowerem opartym o krzywe schody, z rododendronem okalającym zielone okiennice... Na podziwianiu tych ŚCIAN mogłabym spędzić całe dnie; każda z nich mogła się poszczycić idealną kolorystyką, cichym przenikaniem kolorów i ścieraniem się faktur. Lśniące nowością wille (kórych z resztą było niewiele) wyglądały przy nich co najmniej blado. To tak, jakby zestawić wyroby z masy cukrowej z domowymi, może trochę koślawymi jagodziankami. Te pierwsze mogą ująć kunsztem i precyzją, ale to te drugie mają duszę i smak.

Każda ściana jest jak scenografia ustawiana ręką sprawnego scenografa. Doniczki porozkładane na parapetach (które wyglądają, jakby się miały zaraz pokruszyć), wtopione w ściany kafle z wizerunkami świętych, zawieszony na haku wiklinowy koszyk czy falujące w powietrzu pranie...

FAKTURY

Jak zapamiętać fakturę przedmiotu? Są trzy wyjścia: zabrać rzecz ze sobą, zrobic jej zdjęcie lub ją opisać. Stosuję wszystkie.

W mojej różowej kosmetyczne obijają się o siebie trzy niewielkie kamyki, dwa szare i jeden czarny. Są idealnie płaskie i gładkie – wyciągam je czasem z torebki, przekładam w palcach i czuję niewysłowioną, trudną do opisania przyjemność.


W pamięci mam mięsiste, grube płatki białych kwiatów, którymi usłane było wielkie drzewo (o jeszcze bardziej mięsistych, twardych liściach) rosnące przed naszym domem. Zastanawiałyśmy się, cóż to za roślina, tak wielka i silna, z soczystymi, ciemnozielonymi liśćmi, z kwiatami jak lilie wodne... Odpowiedź przyszła ostatniego dnia, podczas wizyty w ogrodzie botanicznym – to była magnolia!

Pamiętam fakturę rzeźb na Piazza della Signoria w pulsujacej od turystów Florencji.

Pamiętam freski w katedrze Santa Maria del Fiore, tak realistyczne, że święci i przeklęci umieszczeni na sklepieniu katedry wyglądali, jakgdyby mieli zaraz wyskoczyć.*

Pamiętam złuszczoną korę platanów, tę plątaninę beżu, khaki i delikatnych brązów...

PLAŻA

Od morza dzieliło nas jakieś 35 km, więc dwa dni poświęciliśmy na plażowanie. I choć nic nie zastąpi złotego delikatnego piasku znad Bałtyku, ten nad morzem Liguryjskim, pełen pastelowych muszelek, był całkiem przyjemny.


A woda? Była ciepła i lekko słona. I gdyby nie parzydełka, które przy odrobinie pecha zostawiały na ciele czerwone ślady, byłoby sielankowo...**

Kojący rytm morza, gryz świeżego kokosa, szum fal, kolejny gryz...


SZCZEGÓŁY


Dużo ich. W każdym miasteczku, na placyku, w pokoju, w kawiarence.
Cienie, kamienie, szelest firanek w oknie...

Nie sposób ogarnąć wszystkiego. W kilku miejscach robiłam zdjęcia, ale nie chciałam, by aparat przesłonił mi podziwianie, więc po prostu to oglądałam i zapamiętywałam.


ROWERY

Rowery mogłabym „podpiąć” pod ŚCIANY, ale myślę, że zasługują na oddzielny akapit. Bo rowerów tu mnóstwo – pastelowe i jaskrawe, stare i stylizowane na stare, z koszykami i kuframi, z kwiatami i wiatraczkami, z paniami w szpilkach i grubymi babciami o ogorzałych twarzach...


Początkowo fotografowałam każdy napotkany dwuśladowiec, ale szybko zorientowałam się, że to syzyfowa praca, bo przez wąskie, duszne uliczki przewija się morze rowerów i każdy z nich zasługuje na uwagę.

(W tym momencie warto wspomnieć o stylu włoskim stylu jazdy, którego jedyną zasadą jest brak jakichkolwiek zasad. Tu jeździ się pod prąd, tu wymusza się pierwszeństwo, tu zdziera się klakson. I o ile nas, Polaków to bardzo nie dziwi, wyobrażam sobie ułożonego, grzecznego Szweda, któremu przyszłoby przemierzać włoskie ulice...;)

ROŚLINNOŚĆ

Pisałam już o Pięknych Plantanach, pisałam o Mięsistych Magnoliach, Różowych Rododendronach, to może czas wspomnieć o Czarujących Cytrusach...? Wszakże to jeden z pierwszych slajdów, jakie wyświetlają mi się w głowie na hasło „Toskania”.

Po przekroczeniu bram naszego domostwa, przywitały nas wielkie, kamienne donice z pokaźnymi drzewkami cytrynowymi, z kumkwatami i mandarynkami. Z tyłu ogrodu rósł rozłożysty figowiec z ociekającymi sokiem owocami, wokół których kłębiły się osy.


Pobocza dróg przetykały strzeliste cyprysy, zbocza pagórków pokrywały oliwne gaje, a wzdłuż ogrodzeń rosły wielkie, białe i różowe rododendrony (o gigantycznych hortensjach, które wzbudzały zazdrość mojej mamy nie wspomnę...).

A na zeschniętych gałęziach siedziały cykady i brzęczały w rytm kolejnych fal upału...

Mogłabym tak opowiadać bez końca, posiłkując się zdjęciami, ale wtedy lapidaria zatraciłyby swój kształt. Dlatego cicho sza - chowam Toskanię do barwnych i smakowitych wspomnień.

A żeby nie było tak do końca niekulinarnie, podaję przepis na toskańskie guacamole, które popołudniami pochłaniałyśmy siedząc na tarasie i słuchając koncertu jednej, jedynej cykady, która przycupnęła nieopodal.


GUACAMOLE

Składniki:

1 dojrzałe awokado
2 dojrzałe pomidory średniej wielkości
1 czerwona cebula
sok z 1 cytryny
sól i pieprz

Awokado przepoławiam na pół, wydrążam łyżeczką. Miąższ przekładam do miski, rozdrabniam i jak najszybciej polewam sokiem z całej cytryny, by awokado zachowało swój seledynowy odcień.
Następnie sparzam pomidory, obieram je ze skórki i kroję w drobną kosteczkę.
Czerwoną cebulę także drobno kroję.
Wszystkie składniki wrzucam do awokado, dodaję dużo pieprzu, sporo soli, po czy dokładnie mieszam.
Podaję na grzankach natartych czosnkiem.

We Włoszech nazwałabym to brushettą z guacamole, w Polsce będzie to grzanka. Tak czy siak, jest to pyszna, aromatyczna i niezwykle prosta rzecz. O jej smaku pisałam już tutaj, więc nie będę się powtarzać.

Uwagi:

1. Moje guacamole było bez papryczki chili.
W Wikipedii przeczytałam, że chili nie jest konsytytutywnym skladnikiem guacamole, więc pozwoliłam sobie pozostać przy tej nazwie. Braki chili rekompensował ostry smak czosnku i duża ilość pieprzu.

2. Z pomidorów nie usuwałam środków, bo uważam to za barbarzyństwo. Ich wnętrze jest dla mnie równie ważne i równie smaczne, co jego sprężysty „wierzch”.

3. W guacamole winna być limonka. Z braku tejże znalazła się tu cytryna.


* jak zwykle niebo, ze wszystkimi świętymi i aniołkami, okazało się lekko nudnawe i oczy zwiedzających spoczywały na piekielnym kręgu pełnym potworów, maszkaronów i torturowanych grzeszników...

** ale nie, idealnie byłoby, gdyby z plaży zniknęli jeszcze natrętni handlarze, którzy średnio co kwadrans pojawiali się przy naszym leżaku; zmęczone ciągłym powtarzaniem „grazie” wymyśliłyśmy, że stanowczym i zezloszczonym tonem będziemy im szeleścić polszczyzną – gdy podchodził kolejny sprzedawca, padały słowa „chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie”, sprzedawca głupiał i odchodził;

33 komentarze:

  1. "Nie sposób ogarnąć wszystkiego. W kilku miejscach robiłam zdjęcia, ale nie chciałam, by aparat przesłonił mi podziwianie, więc po prostu to oglądałam i zapamiętywałam."

    Skojarzenie.

    "Wychodzę z katedry na rozgrzany i oślepiający plac. Przewodnicy krzykliwie poganiają stada turystów. Spoceni farmerzy z dalekiego kraju filmują każdy kawałek muru, który wskazuje objaśniacz i posłusznie wpadają w ekstazę dotykając kamieni sprzed kilku wieków. Nie mają zupełnie czasu na oglądanie, tak bardzo pochłonięci są fabrykowaniem kopii. Włochy zobaczą wtedy, gdy będą u siebie, kolorowe, ruchome obrazy, które nie będą w niczym odpowiadały rzeczywistości. Nikt już nie ma ochoty studiować rzeczy bezpośrednio. Mechaniczne oko niezmordowanie płodzi cienkie jak błona wzruszenia." Z.Herbert, Barbarzyńca w ogrodzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu, właśnie czytałam M fragmenty wspomnień toskańskich I (o kawie, bo dokładnie rozumiemy, o czym piszesz, i podobnie zachwyceni snuliśmy się po Rzymie rok temu). A teraz zrobiłam się oczywiście głodna ;) i spragniona dobrej kawy (a tu na działce tylko ekspres kap-kap, bu).
    PS. Masz bardzo, bardzo ładną sukienkę na ostatnim zdjęciu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Toskania powoli staje się moim marzeniem - dzięki opowieściom takim jak Twoja :) Na dodatek właśnie skończyłam czytać "Winnicę w Toskanii" Ferenca Mate... Ach... Mam ochotę wykrzyczeć za Leszkiem Talko: "ten facet ukradł moje życie" :)

    Piękne zdjęcia.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Aniu, jak ja tęskniłam za Twoim pisarstwem, za nastrojem jaki tworzysz, a teraz jeszcze Toskania i to cudowne drzewko cytrynowe ... powiem krótko ... hmmmmm ... i oddaję się chwili rozmarzenia, by za minutek kilka wrócić do szorowania i rozpakowywania :)))

    ... powiem jeszcze jedno ... dobrze być w "domu", a Twój blog jest nieodłączną częścią mojego miejsca na ziemi, gdzie mi dobrze i szczęśliwie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja_n, dziękuję za ten cytat! Przepięknie powiedziane... Właśnie o to mi chodziło, z tym że Herbert, co oczywiste, mówi o tym o wiele piękniej.Nie czytałam jeszcze "Barbarzyńcy..." i gdy tylko uporam się z natłokiem pracy (czyli we wrzesniu), zdobędę tę książkę.

    KAsiu, to ja napiszę tylko: :)

    Ptasiu, cieszę się, że mamy podobne wrażenia z Włoch, przynajmiej w części :) Sukienka na ostatnim zdjęciu nie moja, a najmłodszej siostry, nad czym bardzo ubolewam, bo nie mogę pożyczyc tej kiecki. Za mała!

    Anczito, znając Wasze tempo i miłosć do podróży, lada moment będę czytać reportaż z wyprawy do Toskanii :)

    Tili, jak miło, że tu zaszłaś :) Trochę się obawiałam, że już CI się odechciało blogować!

    Pozdrowienia ciepłe zasyłam!

    OdpowiedzUsuń
  6. No to ja się chyba do tej Toskanii wybiorę wreszcie... Klimatycznie u Ciebie, jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Aniu, Barbarzyńca to najlepszy przewodnik po Toskanii. Można i trzeba go czytać tam, na miejscu, patrząc na to co Herbert w nim opisuje. Takie czytanie Barbarzyńcy to najlepszy chyba sposób zwiedzania Toskanii. Bardzo polecam, bo sam tak poznawałem tę krainę gdy byłem tam pierwszy raz.

    OdpowiedzUsuń
  8. slicznie opisujesz piekno Toskani, moim marzeniem jest wyjazd w te rejony, zoabczymy co to bedzie ale czytajac Twoje i innych wspomnienia z Toskani czuje coraz wieksza ochote, moze za rok? hmmm...

    OdpowiedzUsuń
  9. Kolejny cieply i klimatyczny wpis, no i te zdjecia! Jak dobrze, ze tu jestes Aniu i ze zechcialas nam o tym wszystkim opowiedziec! :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Aż mnie skręca jak to czytam... z zazdrości i tęsknoty:) Zazdroszczę, ze właśnie stamtąd wróciłaś i tęsknię za Włochami.
    Ja miałam tak samo z rowerami, kiedy teraz przeglądam zdjęcia, dokumentacja rowerowa jest bogata bardzo. Tak samo z drzwiami, bramami i okiennicami.
    Nie wiem co to jest, ale Włochy mają w sobie coś takiego, że choćby raz tam zawitać, zawsze chce się wracać i tęskni się, jakby zostawiło się tak kawałek serca.
    Twoje plastyczne, płynące jak sny na jawie opowieści przeniosły mnie do tych miejsc:)
    Zdjęcie z kamykami jest mi bliskie, mam baardzo podobne i też lubię kamyki. Szczególnie te pastelowe:)
    Cudnie się Ciebie czyta, ale to i tak już wiesz Aniu:)
    Pozdrawiam Cię!

    P.S. Podoba mi się:
    * lakier na paznokciach, i kamyki
    ** sukienka
    *** generalnie WSZYSTKO

    OdpowiedzUsuń
  11. pięknie to wszystko opisałaś, niezwykle wciągająca relacja

    OdpowiedzUsuń
  12. Hm ,rozmarzyłam się Aniu jak tak ciebie czytam ,hm....

    p.s a zdjęcia pierwsza klasa

    OdpowiedzUsuń
  13. Aniu, wpadłam tu dziś po południu, zmęczona upałem i wyszłam w dużo lepszym stanie. Wiesz, tu u Ciebie jest taka oaza, azyl. Od razu lepiej się żyje ;).
    A o Toskanii nic nie mówię. Ty powiedziałaś już wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  14. Czuję się dzięki Tobie jakbym tam była :)

    A kolorowe mosiężne drzwi? ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jejku... jak cudnie... Czuje jakbym dotykała tych chropowatych ścian, jakbym chodziła "Twoimi uliczkami", jakbym właśnie zostawiła jeden z rowerów stojących pod ścianą...
    Toskania we mnie dojrzewa...
    Dziekuję:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Aniu, przeczytałam (z przyjemnością nieukrywaną), obejrzałam (z przyjemnością nieukrywaną równie), zamyśliłam się, przywołałam w pamięci wspomnienia i odkładam na półkę w prawej półkuli. (Nie wiem dlaczego w prawej). Kiedyś znów wyciągnę i będę dalej składać w niekończący się toskański obraz... :)

    OdpowiedzUsuń
  17. B.fajny sposób na odstraszenie natrętnych handlarzy :)
    Ale piekne masz te wspomniena,ach.. czuje sie jakbym tam była wczoraj,albo nie -przed chwilą..

    OdpowiedzUsuń
  18. Pięknie piszesz o Toskanii To także moja miłość, od wielu już lat.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  19. Aniu Kochana :)
    Przeczytalam sobie jeszcze raz Twoj opis. Powoli. Bez pospiechu. Obejrzalam kazde zdjecie po kolei. I o ile przyznaje, ze Opowiesci z krainy Bobu byly dla mnie trosze niezrozumiale (ale ja juz Tobie pisalam, ze nie mam tak wrazliwej duszy jak Ty), o tyle ten wpis jest genialny. A najlepsze jest to, ze zdjecia moglby istniec bez opisu, a opis bez zdjec, a razem tworza cos wspanialego!
    Jesli kiedys napiszesz ksiazke o podrozach, to ja juz dzisiaj zamawiam jeden egzemplarz :)
    Fajnie, ze potrafisz tak chlonac piekne wspomnienia i z taka latwoscia je umiesz opisac :)
    Sciskam mocno i ciesze sie, ze piszesz pomimo tego, ze wiekszosc czasu poswiecasz na nauke :*

    OdpowiedzUsuń
  20. Upał jak w Toskanii. Niedawno czytałam ”Wzgórza Toskanii” Ferenca Mate. U Ciebie klimat jest tego regionu Włoch dużo bardziej toskański... :)))

    OdpowiedzUsuń
  21. KONIEC ??? już ??? powiedz, że to jeszcze nie koniec, proooszę ......

    OdpowiedzUsuń
  22. An-no, cieszę sie, że Cię przekonałam ;))

    Ja_n, zaluję, że o tym nie pomyślałam wczesniej - teraz nie mam czasu na czytanie, a wtedy, przed wyjazdem do Toskanii, poświęciłam go na ksiażkę Tessy C-Borawskiej o Toskanii...

    Viridianko, mam nadzieję, że uda Ci się zrealizowac plany i wybierzesz się w te piękne rejony :) Warto.

    Beo, dziękuję za ciepłe słowa!!

    Patrycjo, dziękuję za ten komentarz. Tak sobie myślę, że większośc osób przjeżdzających z Toskanii bedzie mieć podobne zdjęcia, bo chyba nie sposób nie zachwycać się tymi ścianami, rowerami i całym KLIMATEM Włoch... Ciekawa jestem Twego zdjecia z kamykami :)

    Margot, Aga-aa, cieszę się, ze spodobała się Wam moja relacja:)

    Olalala, dziękuję.

    Oczko, oczywiście, ze drzwi też! Ale te częsniej były juz jakieś takie błyszczące, odnowione, więc rzadziej pojawiały się na zdjęciach. Choć mam też ze trzy pary wyjątkowo starych i pięknych wrót :)

    Ewelajna, to ja dziękuję! Za te słowa :)

    Małgosiu, jak ładnie to zabrzmiało "niekończący się toskański obraz"... Bardzo nostalgicznie. Ja mam te obrazy w głowie. Mam nadzieję, że kiedyś je odświeżę...

    Beato, dziękuję za miłe słowa!

    Polko, egzemplarz książki masz jak w banku, z dedykacją ;) Wiesz, blog jest mi odskocznią i na pewno będę tu zaglądać, bo przeciez nie wytrzymałabym tak ciągle zauwając. Z tym, ze nie moge już tak mocno się udzielać, często czytam wpisy, ale już nie komentuję. Ale do czasu...:)

    Śnieżko, a ja po raz pierwszy słyszę o tej ksiązce- tytul brzmi zachęcająco! Ale mi komplement powiedziałaś, dziekuje :)

    Ki_ma, nooooo... KOniec...:) NIe chcę mnożyć odcinków o TOksnii, bo za jakiś czas wszyscy będą mieli już mnei dosyć :)

    OdpowiedzUsuń
  23. coz moge napisac?? moja milosc do toskanii jest jeszcze wieksza i choc w tym roku nigdzie nie wybywam na urlop ze wzgledu na kruszynka to juz planuje nastepne wakacje w... toskanii!!
    p.s. gdyby ktos kiedys poprosil mnie o ubranie w slowa moich mysli, zglosze sie do Ciebie, bo chyba zrobisz to lepiej ode mnie...
    uwielbiam Cie czytac! w Twoich "opowiesciach" jest zawsze swiatelko nadziei...

    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  24. Czy Ty czasem nie byłas u Pani Marii w posiadłosci Willa Costa w Marlii niedaleko Lukki ?? :) My bylismy tam w maju, pieknie tam było, a znam to miejsce z Subiektywnego przewodnika po Toskanii, który tez czytałas. Jest tam nawet zdjecie naszego "czerwonego domku: Casa Domenica, moze znasz to miejsce??:)

    Pozdrawiam
    GosiaSamosia

    OdpowiedzUsuń
  25. Cudawianko, jestem do Twych usług (jesli chodzi o opisywanie wrazen z podrozy) :)))


    Gosiu, zgadzam się! :) Bylismy u p. Marii, ale trafilismy tam przez znajomych, ktorzy wczesniej tam rezydowali. My mieszkalismy w głównym domu, jesli tak to mogę nazwać. Ale malutki jest ten świat :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Jakie piękne są te wakacyjne zdjęcia!:) Można poczuć klimat Twoich wakacji:)

    OdpowiedzUsuń
  27. I zazdroszczę umiejętności pięknego pisania!

    OdpowiedzUsuń
  28. Zgadzam się z tą wyższością odrapanych ścian nad gładkimi ;) Świetne fotki- sama przyjemność odkrywania.

    OdpowiedzUsuń
  29. Delie (tak mogę do Ciebie pisać?:), jak miło, że tu zajrzałaś! Dziękuję Ci za ten słowa...:)

    Raincloud, witam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Aniu, ach... wspomnienia wracają.. Wspomnienia z Włoch. Z pięknej Toskanii i Umbrii. Dzięki Tobie czuję jakbym znowu tam była. Oj, chcę być, bardzo, bardzo chcę.
    Kocham Włochy miłością wielką. Kocham te cykady wrzeszczące w upale, kocham cyprysy i platany, kawę, te samochody, które jeżdżą jak chcą...:) A jednocześnie zatrzymają się zawsze widząc kobietę z dziećmi czekającą przed przejściem dla pieszych (nawet nie tylko przed przejsciem). Są grzeczni, mili i maja na wszystko czas.
    Och... alez wspomnien, mnóstwo, mnóstwo..
    Dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
  31. Witaj Aniu,

    a ja 2-tygodnie temu byłam z rodziną u Pani Marii - niezapomniane wakacje, cudowne widoki i nawet te odrapane ściany mają ogromny urok.
    Robisz piękne zdjęcia, w piękny i osobliwy sposób uchwycone szczegóły.

    OdpowiedzUsuń
  32. Majano, mam podobne uczucia, jesli chodzi o Włochy :)

    SanFran, dziękuję Ci za te miłe słowa! Prawda, ze fajnie się oglada miejsca, w których się było, a widziane oczami innej osoby? :)

    OdpowiedzUsuń

Ze względu na ogromną ilość spamu, jaka zalewała blog, musiałam wprowadzić weryfikację obrazkową. Za uciążliwości z tym związane przepraszam.