W kuchni z dziadkiem (bliny)





Jak większość mężczyzn, dziadek Janek przeżył renesans kuchenny w późniejszym wieku. Zawsze robił pyszną tłustą jajecznicę na boczku, czasem usmażył kotleta schabowego i przygotowywał z babcią przetwory na zimę, ale po kuchni zaczął się krzątać na emeryturze.

Dzisiaj ma swoim repertuarze kilka żelaznych pozycji, które przygotowuje na nasz przyjazd. Jedną z nich jest babka dziadka (właśnie pod taką nazwą wypiek funkcjonuje w naszej rodzinie), czyli ucierane ciasto waniliowo-kakaowe. W któreś święta dziadek dostał w prezencie formę do muffinów i papilotki w kropeczki, w związku z czym babka czasem zmienia formę i przeistacza się w babeczki dziadka.




Niekiedy jesteśmy częstowani długo pieczoną, mocno czosnkową karkówką, czasem smażoną na klarowanym maśle rybą, ale od zawsze największym rarytasem, jaki wychodzi spod rąk dziadka są bliny. Jak na Kresowiaka przystało, przepis na bliny wyniósł ze swojego domu, gdzie wypiekała je jego mama, babka i zapewne prababka. 

Wilgotne, upstrzone siateczką dziurek placki tradycyjnie podaje z wysmażonymi plastrami boczku i jajkami sadzonymi. Jako dziecko najbardziej lubiłam maczać je w kwaśnej, gęstej śmietanie, dzisiaj bardziej smakuje mi opcja z jajkiem, co nie zmienia faktu, że drugiego blina jem ze śmietaną.

Nie pytajcie o kaloryczność tego dania, to nie wypada!

Przepis na bliny razem z naszą "blinową" historią już kiedyś publikowałam na blogu (o, tutaj), ale lojalnie uprzedzam, że nigdy nie wyszły mi takie, jak spod ręki dziadka.

A zdjęcia, które oglądacie, zrobiłam w tym samym czasie, co sesję kuchenną z babcią, która z kolei smażyła moje ukochane racuszki z twarogiem...


Etykiety: , ,