O czym dzisiaj napisać?
O nadciągającej znad wody ciemności, pożerającej każdy promień słońca, któremu udało się przebić przez warstwę puszystych chmur? O cichym spacerze brzegiem morza? O tym, że we śnie Nigella Lawson pokazywała mi swoją bibliotekę, a potem robiła nam zjeżdżalnię z marmurowego blatu stołu z jej jadalni?
A może od razu o wieczornym umilaczu, który ostatnimi czasy pojawia się u mnie w towarzystwie kieliszka wina…?
Oto cała historia:
Pierwsza była kromka chleba. Po przyrumienieniu pajda przeistoczyła się w grzankę i na tym mogłabym zakończyć opowieść, bo po natarciu owej grzanki ząbkiem czosnku uzyskałabym podwieczorek, który w ciężkich, pochmurnych czasach komuny robiła nam babcia, a który po dziś dzień darzę wielkim sentymentem.
Ale tym razem na grzance się nie zakończyło, bo do akcji wkroczyła marmolada pomarańczowa. Na tym również mogłabym zakończyć, bo przyrumieniona kromka chleba i łyżeczka pysznej marmolady to pełnia szczęścia dla podniebienia. Ale pojawił się arystokrata – ser z żyłkami niebieskiej pleśni. W zasadzie ser mógłby postawić kropkę w tej opowiastce, ale nie! Bo ser aż się prosi o orzechy. A jeśli się prosi, to ma, bo na kuchennym blacie, w koszyku z pędów młodej sosny kupionym za niewielkie pieniądze we wdzydzkim skansenie, trzymam przywiezione z domu orzechy włoskie.
To już naprawdę cała historia.
MARMOLADA POMARAŃCZOWA
1,5 kg pomarańczy (im większe, tym wygodniej)
500 g cukru
skórka otarta z 1/3 ilości pomarańczy wykorzystanych do marmolady
sok z 1 cytryny
Wyszorowane pomarańcze okrawam ze skórki (skórek nie wyrzucam) i filetuję je (pozbawiam błonek wewnętrznych i wszelkich białych części), uważając przy tym, by nie tracić cennego soku pomarańczowego. Skórki z 1/3 pomarańczy wykorzystanych do marmolady kroję w cieniutkie paski (przed obraniem pomarańczy można również zetrzeć z nich skórkę na grubej tarce) i gotuję w niewielkiej ilości wody przez ok. 10 minut.
Wyfiletowane pomarańcze zasypuję cukrem, dodaję ugotowane skórki i doprowadzam całość do wrzenia. Następnie zmniejszam gaz, dodaję sok z cytryny i gotuję całość do odparowania płynu o połowę, mieszając co jakiś czas. Gorącą marmoladę przekładam do wyparzonych słoików. Z podanej porcji wychodzi ok. 1/2kg marmolady.
GRZANKI: MARMOLADA POMARAŃCZOWA + LAZUR + ORZECH WŁOSKI
bagietka/biały chleb/ciabatta
oliwa do podsmażenia pieczywa
marmolada pomarańczowa
ser lazur z niebieską pleśnią
kilka orzechów włoskich
Na patelni rozgrzewam oliwę i przygotowuję niewielkie grzanki. Na ciepłej grzance rozsmarowuję marmoladę pomarańczową. Na marmoladę kruszę ser, a wierzch posypuję orzechami włoskimi. Zajadam.
Uwagi:
1. Marmolada pomarańczowa przewijała się już u mnie na blogu (np. przy okazji owsianki czekoladowo-pomarańczowej), dzisiaj w końcu zagrała pierwsze skrzypce. Pierwszy raz skosztowałam jej u Basi i ja, wielka przeciwniczka kandyzowanych skórek pomarańczowych, zakochałam się w tym orzeźwiającym, słodkim i lekko cierpkim zarazem smaku. Swoją marmoladę przygotowałam wg receptury Basi.
2. Kiedy filetowałam pomarańcze zrozumiałam, czemu w przepisie mowa była o dużych owocach – z małymi jest dziesięć razy więcej pracy! Jeśli więc zobaczycie duże pomarańcze, nie zastanawiajcie się, czy są dobre na tę marmoladę – one są dla niej stworzone!
3. Pomysł na grzanki pojawił się sam. Połączenie słodkiej marmolady i słonego sera jest dla mnie tak oczywiste, jak połączenie lekko cierpkiego, chrupkiego orzecha włoskiego z lepkim, słonym serem. Całość jest przepyszna, co może potwierdzić np. moja mamcia, która podczas ostatniej wizyty wyjadła mi pół słoika marmolady ;)
Etykiety: chleb, cytrusy, marmolada, na słono, na śniadanie, orzechy, pomarańcze, przetwory, ser