Syndrom pourlopowego dołka dopadł mnie szarego poniedziałkowego poranka. W zestawieniu z zapachem kaszubskiego lasu, drżącą warstwą jeziora i długimi wędrówkami z paczką ciastek owsianych w plecaku, gdański chłód, sznurek samochodów przeciskających się przez Grunwaldzką i perspektywa spędzenia przed komputerem najbliższych godzin wypadały doprawdy kiepsko.
Nastrój poprawiło mi dopiero wieczorne porządkowanie zdjęć, które podzieliłam na trzy grupy: fotografie rozklekotanych pomostów przecinających czystą taflę wody, zdjęcia obrazujące leśne wędrówki w towarzystwie mamci i pokaźną kolekcję zdjęć ze skansenu.
No właśnie, skansen - tfu! -
Kaszubski Park Etnograficzny im. Teodory i Izydora Gulgowskich- we Wdzydzach Kiszewskich! Byliście? Ja byłam w zeszłym tygodniu i ciągle jestem pod jego urokiem. Takie zwiedzanie lubię – otwarte przestrzenie, pobudzające wyobraźnię wycinki wnętrz z przeszłości. Bez upychania eksponatów w gabloty,
bez smutnych strażniczek o ziemistej cerze, uważnie obserwujących każdy ruch zwiedzającego.
Po wizycie w skansenie zostało mi kilka pocztówek, średniej wielkości koszyk z korzeni sosny (kaszubska specjalność), pewne mocne postanowienie i sporo zdjęć (których część poświęconą głównie kulinariom właśnie oglądacie).
Zwiedzanie wdzydzkiego skansenu przypomniało mi również o ruchankach, bo – jak powiedziała mamcia – jadła je niegdyś w przyskansenowej karczmie i po dziś dzień je wspomina. Ponoć były pyszne. Musiałam wierzyć matuli na słowo, bo poza sezonem turystycznym, który oficjalnie rozkwita w maju, karczma zamknięta jest na cztery spusty.
Ruchanki.
Gdy przeczytałam o nich po raz pierwszy (a było to w jakimś starusieńkim numerze Kuchni) głupawy uśmiech wypełzł mi na usta. Kilka lat i kilkadziesiąt książek kucharskich później, ruchanki kojarzą mi się tylko i wyłącznie z regionalnym deserem z okolic Kociewia, a ich brzmienie dawno straciło dwuznaczny posmak. Och, starzenie się to straszny proces, nawet z ruchanek nie można się głupkowato pośmiać!
Na fali rozmów o ruchankach, postanowiłam, że przyrządzę je po powrocie do domu. Pomyślałam, że fajnie będą się komponowały z kolekcją zdjęć ze skansenu. Pomyślałam również, że napiszę o ruchankach kilka mądrych słów – o genezie nazwy, o sposobach przyrządzania i o tym, że ruchanki od 2008 r. znajdują się na liście tradycyjnych produktów województwa pomorskiego (oczywiście podając
link do strony, z której zaczerpnęłam te informacje).
A potem wróciłam do domu i przypomniałam sobie, że rano wyniosłam do pracy wielkie jabłko, jeden ze składników
ruchanek. Jako że sklep spożywczy jest zdecydowanie za daleko od mojej kuchni, a na dworze jest zdecydowanie za zimno, by przemóc lenistwo, ruchanki wylądowały na liście
Zrobię w przyszłości (niewiemkiedy).
Mój wzrok padł na resztkę owsianki, którą porzuciłam w porannym pędzie na autobus.
I tak zamiast kociewskich ruchanek, na stole pojawiły się amerykańskie penkejki. Kardamonowe, z migdałami i morelami.
KARDAMONOWE PANCAKES Z OWSIANKI (Z MORELAMI I MIGDAŁAMI)
(porcja na ok. 10 placuszków)
1/4 filiżanki mąki razowej
1/4filiżanki mąki pszennej
2 filiżanki zimnej owsianki (bez dodatków)
1/4filiżanki płatków owsianych błyskawicznych
1/3szklanki posiekanych migdałów
1 łyżeczka proszku do pieczenia (niekoniecznie)
1 łyżeczka zmielonego kardamonu
1/2 łyżeczki soli
1 jajko
1/2filiżanki mleka
1/3filiżanki suszonych moreli, posiekanych w paseczki
olej do smażenia
miód do polania
W misce mieszam jajko, mleko i zimną owsiankę. W drugiej misce mieszam wszystkie suche składniki, po czym wsypuję je do owsianki i mieszam do połączenia składników. Nie miksuję.
Na rozgrzanym oleju smażę niewielkie placuszki – po 2-3 minuty z każdej strony. Ilość oleju zależy od preferencji, ja staram się go dawać niewiele.
Usmażone placuszki układam jeden na drugim, polewam miodem, ozdabiam ziarnami kardamonu i natychmiast podaję.
Uwagi:
1.
Przepis znalazłam u „mojego” Marka Bittmana i od razu wiedziałam, że to będzie strzał w dziesiątkę. Jego niewątpliwym atutem jest fakt, że pozwala na wykorzystanie r
esztek owsianki (nie wiem, czy też tak macie, ale u mnie zawsze jest o kilka łyżek owsianki za dużo – podgrzewam ją później w mikrofali i dojadam…).
2. Placuszki pięknie pachną (kardamon!), płatki owsiane i migdały nadają im chrupkości (najlepsze są brzegi takiego penkejka), a morele stanowią pewne urozmaicenie smakowe. Miód wieńczy całość, tworząc na języku świetny duet z kardamonowo-owsianym smakiem. Ten przepis jest dla mnie wielkim odkryciem – koniec z odgrzewaniem pozostałości owsianki!
3. Tak, w przepisie nie ma cukru, początkowo też mi się wydawało, że to przeoczenie autora. Ale tak ma być: cukier jest tu zbędny, bo polewamy placuszki miodem, który nadaje im wystarczającej słodkości.
Etykiety: kaszuby, morele, na słodko, na śniadanie, orzechy, płatki owsiane, podróże