Pages

środa, 7 listopada 2012

Listopad bez kościotrupów. Chałka drożdżowa Liski


Tchnące spokojem, monochromatyczne dni listopada. 

Nie przebieramy się za kościotrupy, nie ozdabiamy parapetów sztucznymi pająkami, nie robimy krwawych deserów. Marzniemy na cmentarzach, po których hula wiatr, delektujemy się zapachem gasnących zapałek (miłośników tego aromatu z pewnością jest tu więcej...), odkrywamy stare płyty nagrobkowe i podziwiamy jaskraworóżowe sztuczne kwiaty, zatopione w błotnistej kałuży.


A w domu popijamy białe wino o delikatnej owocowej nucie, gramy w Scrabble i pieczemy. Z piekarnika wychodzą sprężyste ciabatty, karmelowe serniki, cynamonowe szarlotki i delikatne chałki. Ciepły zapach drożdżowego ciasta wywabia z kanapy nawet Bogdana, naszego leniwego kota

I między jednym a drugim kęsem chałki z korzennymi powidłami śliwkowymi myślimy sobie, że momentami listopad bywa znośny.



CHAŁKA DROŻDŻOWA
(składniki na 1 duuużą chałkę)

15 g świeżych drożdży
200 ml ciepłej wody
45 g cukru
1/2 łyżki soli
425 g + 75 g mąki pszennej
2 małe jajka, rozbełtane
50 g masła, roztopionego

Drożdże kruszę do miski, zalewam ciepłą wodą i mieszam. Kiedy się rozpuszczą, dodaję 425 g mąki, cukier i sól. Cały czas mieszając, dodaję jajka (zostawiam ok. 2 łyżeczki rozbełtanych jajek na posmarowanie chałki) i masło (musi być ostudzone).

Dobrze wyrabiam ciasto i powoli dodaję do niego +/- 75 g mąki (ciasto ma być luźne i elastyczne, niezbyt zbite, nie klejące - czasem mąki daje się mniej niż 75 g, czasem więcej). Kiedy ciasto zacznie odstawać od ścianek miski, wykładam je na blat i wyrabiam kolejne 5-10 minut. Formuję kulę, spryskuję ją lekko olejem i układam w misce do odrośnięcia na ok. 2 h (miskę przykrywam płócienną ściereczką), w ciepłym miejscu. 

W czasie, kiedy ciasto rośnie, odgazowuję je 2 razy, wbijając w nie pięść. Następnie dzielę ciasto na 4 lub 6 części, formuję z nich wałki i zaplatam z nich warkocz. Przekładam chałkę na wyłożoną papierem do pieczenia blachę i odstawiam do wyrośnięcia na 30-40 minut. Kiedy chałka wyrośnie, smaruję ją jajkiem i posypuję makiem.

Chałkę piekę w 180 st. C. przez 30-40 minut, jeśli za mocno się przypieka, przykrywam ją folią aluminiową. Chałkę studzę na kratce kuchennej.


Uwagi:

1. Przepis pochodzi z książki Liski "White plate. Słodkie", podałam tu proporcje na 1 dużą chałkę.

2. Ten przepis jest świetny - piekłam chałkę po raz pierwszy i sama byłam zaskoczona efektem końcowym. Może się wydawać przydługi, ale świetnie wszystko opisuje i nawet osoba, która  boi się drożdżowych wypieków (ja!) upiecze dzięki niemu piękną chałkę. Moja świetnie wyrosła, była puszysta i delikatna w smaku. Cudnie smakuje ze świeżym masłem i szklanką zimnego mleka. 

24 komentarze:

  1. Uwielbiam czytać Twojego bloga! I do tego zdjęcia rewelacyjne! Pozdrawiam gorąco, mimo że listopadowo :-) Aneta

    OdpowiedzUsuń
  2. Znośny ? Listopad jest fajny. Wszystkie te światełka, wieczorne spacery (jakoś w listopadzie zawsze mam na nie więcej czasu)i zapach zbutwiałych liści i mokrej ziemi. A zimno to dopiero będzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Liska jest niezawodna. Chałka jest u mnie w kolejce. I także lubię nasze listopadowe święta. Tą nostalgię, spokój, to, że z żywymi bliski mogę napić się gorącej herbaty.
    Pozdrawiam
    Anuszka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię chałkę z masłem, lubię rodzinne odwiedzanie cmentarzy - rytuał, ceremoniał, który porządkuje i harmonizuje...

    OdpowiedzUsuń
  5. Pozdrowienia od tych co także bardzo niekościotrupowi i straszni - w listopadzie...a raczej zadumani.
    Piękny blog, świetne zdjęcia....o smakach nawet nie wspomnę:)
    uściski z Kaszub:)

    OdpowiedzUsuń
  6. o tak, gasnące zapałki to zapach listopada. I ten wiatr... Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  7. Gasnące zapałki, to jest to :)
    Moja kochana N. na ten miesiąc mówi "glistopad"... ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. listopadowa jesień jest zimna, a chałka ciepła i puchata.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo mądry wpis. W moim domu też nie ma paluchów wiedźmy. Niech dzieci wiedzą, że w tych dniach wspominamy zmarłych, odwiedzamy dziadzia. Pojawiają się wtedy pytania o śmierć i okazja do rozmowy.
    Tak samo jest z ciastem. Dzieciaki chcą wyrabiać ciasto i zamiast śmieci ze sklepiku szklonego jedzą domową drożdżówkę..... Pozdrawiam ciepło....

    OdpowiedzUsuń
  10. Pieknie napisalas...chcialabym,zeby moje dziecko
    o dniu Wszystkich Swietych tez w ten sposob pamietalo.
    Chalki uwielbiam,czesto pieke na niedzielne sniadanko :o)
    Pozdrawiam serdecznie
    Frida

    OdpowiedzUsuń
  11. pamiętam moją pierwszą chałkę/również liskową;)ciepłą i puchatą jak obłok,przyjemnie,nienachalnie słoną z delikatnym posmakiem waniliowej słodyczy.idealny domowy wypiek na śniadanie!:)
    +własnoręcznie przygotowane powidła i jesień wraz zimą Nam nie straszna:)

    pozdrawiam!
    m.

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja odwrotnie - przebieram sie, ozdabiam, za to po cmentarzach nie spaceruje. Tak juz mam.
    Za to pyszna chalka nie pogardze!
    A listopad... Listopad wcale nie jest taki zly.

    OdpowiedzUsuń
  13. też nie przepadam za ty halołinowym szałem :) chałka też ląduje do zeszytu... mam nadzieję, że niebawem ją upiekę mniam mniam

    OdpowiedzUsuń
  14. bywa bardzo znośny jak patrzy się na takie przytulne zdjęcie chałki drożdżowej, książkę też posiadam w swoim zbiorze, ale jeszcze nic nie piekłam, widzę że muszę nadrobić:))) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. popieram...wszedzie tylko wciska sie moda na te anglosaskie swieta...a nasza tradycja wywodzi sie z praslowianskich i ludowych Dziadow, i nie ma nic wspolnego z zabawa...
    Twoj kot nosi moje imie...fajnie ;))

    OdpowiedzUsuń
  16. Czekałam na tą chałkę odkąd o niej wspomniałaś na FB jakiś czas temu :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Aniu,
    bardzo lubię Twojego bloga... od niego zaczęła się w ogóle moja przygoda z blogami kulinarnymi. Twoje kolejne posty sprawiają mi zawsze ogromną przyjemność :). dziękuję Ci także za inspirację - postanowiłam uporządkować moje karteluszki, wycinki i także dołączyłam do kulinarnej blogosfery - jeśli zechcesz, zajrzyj: http://tinsandpans.blogspot.com/
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  18. Już często to wspominałam, ale napiszę jeszcze raz, że czekałam na te deszczowe wieczory, kiedy w ciemnym pokoju z laptopem na kolanach i gorącą herbatą będę czytała Twoje posty.

    Pierwszy raz w życiu nie byłam w tym roku w Polsce na Wszystkich Świętych. Bardzo mi było smutno z tego powodu, bo bardzo lubię to święto. Poranny spacer na cmentarz, potem zakupy w cukierni, czekoladowo-wiśniowe ciasto od lat z tego samego miejsca, herbata, spacer z psem po lesie, wieczorne ciepło światła na cmentarzu, wspomnienia o ukochanej babci... Dotarłam tym razem dopiero 4 listopada, ale to nie było to samo. Rzadko zazdroszczę, ale tym razem zazdroszczę wszystkim Wam, którzy mogli przeciskać się z torbą pełną zniczy, którzy wycierali nos w chusteczki i uronili łzę nad kimś z rodziny, pośmiali się razem wieczorem, zapalili świeczkę...

    OdpowiedzUsuń
  19. W pierwszych dniach listopada spacer po najstarszej części Cmentarza Rakowickiego to magiczne przeżycie ... nie przemawiają do mnie żadne halloweenowe imprezy... to nie mój klimat ... przywiązanie do rodzimych tradycji jest dla mnie ważniejsze - określa to kim jestem , gdzie wyrosłam ... korzenie rodzinne , przynależność do świata i kultury moich przodków daje mi poczucie bezpieczeństwa i spokoju i pogodzenia się z przemijaniem - tego nie daje zachłyśnięcie się żadną obcą tradycją...

    OdpowiedzUsuń
  20. zapraszam do zabawy http://zawartosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  21. Miałam kiedyś nauczycielkę angielskiego pochodzącą z Londynu.Gdy polscy znajomi zaprowadzili ją na Powązki 1 czy 2 listopada była niebywale poruszona. Twierdziła,że zazdrości nam tak wspaniałych świąt i że Halloween jest zwyczajnie ogłupiające. Nie wiem dlaczego mamy zamieniać lepsze na gorsze?Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  22. Truskawko, szukałam właśnie przepisu na chałkę ideał. Jak wstanę rano, to się za nią zabieram. Będzie w sam raz do dżemu jabłkowego i ciepłej herbaty.

    Listopad lubimy obie, chyba ;)

    ściskam

    OdpowiedzUsuń
  23. A ja lubię listopad. Za długie popołudnia i wieczory spędzane w domu, bez wyrzutów sumienia, że szkoda takiej pięknej pogody na siedzenie w kuchni. I za powroty do domu "po ciemku".

    Chałkę na pewno upiekę.

    OdpowiedzUsuń

Ze względu na ogromną ilość spamu, jaka zalewała blog, musiałam wprowadzić weryfikację obrazkową. Za uciążliwości z tym związane przepraszam.