Pages

środa, 17 marca 2010

Okruchy (pasztet z soczewicy)



Dziś:

usechł mi goździk
ubrałam lekką chustę zamiast grubego szala*

kupiłam pierwszego pomidora w tym roku**

widziałam gołębia uciekającego przed jadącym samochodem***
przeczytałam dwa akapity nowej książki****

zachciało mi się pasztetu z soczewicy.

***

Pasztet:
robiłam go jakiś czas temu, na próbę, z myślą o świętach. Rezultat znacznie przeszedł moje oczekiwania, zjedliśmy go z Tomkiem niemal w całości, bez chleba, prosto z foremki.

Jest dobry.
Trochę inny.

Z jajem!*****



PASZTET Z SOCZEWICY Z PIECZONYM CZOSNKIEM

200 g zielonej soczewicy
2 średniej wielkości marchewki obrane i pokrojone w cienkie plasterki
1 mała pietruszka obrana i pokrojona w cienkie plasterki
1 główka czosnku
1 średniej wielkości cebula drobno posiekana
1 łyżeczka kuminu
1/4 łyżeczki suszonego chili (można zastąpić pieprzem cayenne)
1 łyżeczka harissy (opcjonalnie)
3 jajka
3 łyżki oliwy

Rozgrzewam piekarnik do 180 stopni C. Na blasze układam ząbki czosnku (jeden ząbek odkładam), nie pozbawiając ich skórki. Piekę, aż czosnek zmięknie.

Do dużego garnka wrzucam soczewicę, zalewam ją ok. 3 szklankami wody, solę i gotuję. Na rozgrzaną oliwę wrzucam kumin. Gdy przyprawa zacznie pachnieć, dorzucam odłożony, zmiażdżony ząbek czosnku, cebulę i warzywa. Podsmażam je, aż warzywa lekko zmiękną.

Soczewicę gotuję, aż zacznie się rozpadać, a woda z niej wyparuje (trwa to ok. pół godziny). Zdejmuję garnek z gazu. Soczewicę mieszam z warzywami z patelni i lekko miksuję (należy uważać, by nie zrobić papki warzywnej - masa musi być grudkowata). W tym momencie próbuję masę i w razie potrzeby ją dosalam albo dodaję więcej chili - musi być wyraźna w smaku.

Następnie do masy dodaję upieczone ząbki czosnku i rozbełtane jajka. Dokładnie mieszam, przekładam do wysmarowanej tłuszczem i posypanej bułką tartą keksówki.

Pasztet piekę przez ok. pół godziny w 180 stopniach C.
Podaję z chrzanem albo majonezem domowej roboty.


Uwagi:

1. Pasztet z soczewicy chciałam zrobić już dawno, najpierw czytałam o nim u A. Kręglickiej, potem widziałam go u Poli. Ten przepis powstał po lekturze tychże przepisów, wzbogacony o mój akcent czosnkowy.

2. Zastanawiałam się, jak smakował będzie pasztet z soczewicy - nie chciałam mdłej papki udającej mięso. Dlatego podczas robienia pasztetu tak ważne jest to, by dobrze i wyraźnie go doprawić. Stąd obecność chili, kuminu, czosnku. Akcentem urozmaicającym całość jest dodatek pieczonego czosnku, który po upieczeniu nabiera słodkości i delikatności.

A. Kręglicka radzi, by nie miksować soczewicy, aby zachowała swoją grudkowatą strukturę. Ja zaś jestem zdania, że pasztet powinien być trochę bardziej zmielony, bardziej ścisły. Myślę, że chwilka w blenderze dobrze zrobi soczewicy (nie należy jej jednak rozdrabniać na kremową masę).

3. Ten pasztet to miła powiew świeżości na wielkanocnym stole. Myślę, że z dodatkiem chrzanu posmakuje najbardziej konserwatywnym członkom rodziny!



* i zmarzłam
** o dziwo smakował jak pomidor!
*** nie martwcie się, przeżył!
**** tytuł i autor na zdjęciu; w tym miejscu wyjaśnię, że tajemnicza ksiązka z postu poniżej to "Niedzielne przysmaki" G. Ramsaya
***** więc w sam raz na Wielkanoc ;)

49 komentarzy:

  1. A ja wczoraj widząc słońce, ubrałam się w cienką kurtkę i...za 5 minut wróciłam do domu, przebrać się w zimową ;)))

    Kurczę, Truskawa, to zdjęcie gwoździa jest śliczne: spokojne, ciche, bez zbędnych słów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mmm, pasztecik brzmi świetnie i tak tez wygląda - bardzo smacznie:)
    Piękne zdjęcia Aniu, moje goździki z dnia 8 marca jeszcze stoją :)

    Co do wiosny, ja póki co przestałam nosić podkoszulki i zakładam półbuty. Na razie nie zmarzłam ;)

    Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoj gozdzik przy moim wyglada bardzo swiezo jeszcze:)
    no i super,ze golebiowi sie udalo!
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. taki pasztet to bym chętnie zjadła, może mój z brązowej soczewicy będzie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Aniu u Ciebie jak zwykle pieknie, smakowicie i romantycznie...achhhh..

    OdpowiedzUsuń
  6. Znam ten przepis pani Kręglickiej i moja przygoda z pasztetem z soczewicy również od niego się zaczęła. Faktycznie ciężko zostawić go na później;-)
    A na moim parapecie, przygnębiony hiacynt przewrócił się pod swoim własnym ciężarem, już widać nie mógł głowy trzymać w górze, skoro wiosny dalej brak...

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, a ja dziś idąc do pracy aż uśmiechałam się do ludzi jak głupia, tak ciepło i wiosennie. I ptaki mi razem z budzikiem świergoliły! ;)

    Przepis na pasztet brzmi świetnie, zapisze i zrobię bo bardzo lubię soczewicę (Ł. mniej ale wiem, że i tak zje połowę ;).Tylko może więcej główek czosnku upiekę, bo uwielbiamy i większość zjemy saute :)
    Buziaki wiosenne!

    OdpowiedzUsuń
  8. A jak długo może taki pasztecik postać? Jak zrobię za tydzień w niedzielę, to dotrwa do Wielkanocy czy lepiej go robić nieco później? Zaczynam mieć napięty plan wielkanocny ;)

    U mnie na Dzień Kobiet były czekoladki i oczywiście już ich nie ma. Za to w tę niedziele dostałam cały koszyk hiacyntów, wielki bukiet tulipanów i samotną białą lilię. W całym domu pchnie wiosną :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zawsze chciałam zrobić taki pasztet (czy cokolwiek z soczewicy), ale odstraszały mnie opinie, że trzeba ją długo gotować, kilka godzin. Raz nawet wyczytałam w przepisie, żeby moczyć ją 8 godzin i gotować kolejne 3... Wygodnictwo przeze mnie przemówiło i zrezygnowałam. A tu widzę pół godzinki, czyżby to była prawda? Jeśli tak, może wreszcie się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  10. hmmmm... fajna propozycja. robilam kiedys pasztet warzywny, ale musialam go jesc sama... ciekawe czy na ten by Facet przystal??

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja dostałam rajstopy. Z gożdzikiem byłky zgrabny komunistyczny duecik. A pasztet też lubię i robię.

    OdpowiedzUsuń
  12. super przepis, kupie soczewice i chyba się pokuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten pasztet jest świetny. Robie go co jakiś czas. Ostatnio zielone soczewice zastąpiłam czerwoną i dodałam suszonych borowików. Bardzo dobrze mu to zrobiło :)

    OdpowiedzUsuń
  14. O, akurat mam wszystkie składniki w domu, pod ręką..hm...:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten pasztet już za mną chwilę chodzi... chodzi, chodzi, tup, tup... pora go zatrzymać :)

    piękna chusta pod książką :)

    OdpowiedzUsuń
  16. To wiesz co Aniu Droga...to będzie mój pierwszy pasztet.
    Trzymaj kciuki, jutro robię.

    Pięknie, klimatycznie u Ciebie.
    Całus
    M.

    OdpowiedzUsuń
  17. Przepis sobie zapisuję do zrobienia. :-)
    Ja ostatnio czytałam książkę o białych plemionach,w tym o Polakach na Haiti. I swietna ksiażkę Josefa Skvorecky'ego. Teraz jednak "przesiadłam się" na kwartaliniki "Karta" i czasem chodzę przygnębiona, jak dzisiaj po jednym ze wspomnień, ech. A czasem rozweselona, jak wczoraj, gdy czekałam na dzieci i czytałam rozdział o Zamojszczyźnie przed II wojną, o zabobonach, o oszustach podszywajacych sie pod lekarzy, których dokumenty ukradli, jakosś tak skupiłąm sie na tych zabawniejszcych chwilach. Wiesz, że w Szczebrzeszynie wierzono, ze jak przez drogę przejdzie kura albo stara kobieta, to przyniesie to pecha.? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ania tak sobie kiedys myslalam, ze sie na niego skusisz :))
    Masz racje z tym mieleniem. Lepiej dla niego, tego pasztetu jak jest mialki :) Jak juz bede robic wielkanoc u siebie, gdziekolwiek to bedzie to ten pasztet bedzie jedynym jaki podam na stol. Chyba ze Mama przywiezie swoj miesny :) Ja sie miesa surowego nie lubie tykac.
    Zdjecia sliczne, zupelnie niepotrzebnie sie dolujesz.
    :*

    OdpowiedzUsuń
  19. Ciekawa jestem jego smaku. Prezentuje się cudownie, więc...

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  20. mówisz że pomidor był zjadliwy? ja właśnie planuję zakup na ten lub następny weekend żeby sobie sos jakiś dobry do makaronu zrobić, mam nadzieję że i mój kupny będzie smaczny ;)

    apetyczny pasztet, już od niepamiętnych czasów jestem ciekawa soczewicowego właśnie od A. Kręglickiej, ja go chyba u Margotki po raz pierwszy widziałam, a może się mylę nie wiem ;]

    ciepło pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  21. a nie, przypomniało mi się że przecież jadłam już tej zimy pomidora;D koktajlowego co prawda i nie był zbytnio dobry, ale w tortilli smakował znośnie :]

    OdpowiedzUsuń
  22. podoba mi się ten pasztet, to moje smaki, fajny ten dodatek czosnku, na pewn wzbogaca jego smak :)

    OdpowiedzUsuń
  23. no i zrobiłam. jeszcze nie próbowałam, bo dopiero z pieca wyszedł, ale wygląda bardzo obiecująco:) zdjęcia jak zwykle piękne

    OdpowiedzUsuń
  24. wszystkie książki na Twoich zdjęciach tak mocno do mnie przemawiają, że mam ochotę od razu biec do biblioteki lub księgarni i natychmiast zatopić się w lekturze :)
    po Pensjonat też pewnie się wybiorę

    pasztety lubimy, ale jedyny jaki robimy z z zająca, chociaż on wcale nie jest z zająca, na szczęście tylko tak się nazywa :)

    goździki uwielbiam, ale jak słyszę goździk, to widzę rajstopy hihi :D
    u mnie obecnie cieszą oko czerwone

    OdpowiedzUsuń
  25. U mnie w domu popełniono ostatnio pasztet z selera, który jednak wylądował w sporej części w koszu. Ponieważ jednak za selerem nie przepadam (mam nadzieję, że niesłusznie, bo to tanie i popularne warzywo, więc dobrze by je było jednak oswoić), a za soczewicą wręcz przeciwnie, więc sądzę, że ten pasztet by mi zasmakował, bo mam nadzieję tej Wielkanocy wprowadzić jakiś powiew nowości na stół, bo tej góry mięch nie toleruję, ta sytuacja może i ma jakieś zalety, ale z drugiej strony jedną z najprzyjemniejszych części świąt jest to, że można jednak bez wyrzutów sumienia zjeść trochę więcej, więc wolę, żeby było dobre.

    Trochę mnie rozczarowało, że to Ramsay, bo tak wygląda przyjemnie jak jakaś pozycja prezentująca młodego artystę, który w swoich dziełach przemyca ważkie kwestie społeczne. Ale w takim razie i tak ją obejrzę, bo po obejrzeniu kilku fragmentów Hell's Kitchen do Ramsaya niespecjalnie mnie ciągnęło, a może niesłusznie.

    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  26. A ja jeszcze w życiu nie robiłam pasztetu! Chociaż bardzo lubię. A ten bardzo mnie zaciekawił. Może dlatego, że...z jajem?;))
    Zapisuję w każdym razie...:)

    OdpowiedzUsuń
  27. Też czytałam o nim u A. Kręglikiej i bardzo mnie kusił, ale teraz po Twoich zachętach jestem skuszona całkowicie. Ten czosnek jest doskonałym dodatkiem.

    OdpowiedzUsuń
  28. Ten pasztet przypomina mi kotleciki z soczewicy, które namiętnie robiłam swego czasu (od tej pory starsze dziecię zdążyło już mocno wyrosnąć i nauczyło się pyskować :D). Skład bardzo podobny, tylko wykonanie inne, bo zamiast pieczenia, było smażenie małych porcji. Dooobre to było, więc jak się domyślam, taki pasztet jeszcze lepszy. :)

    OdpowiedzUsuń
  29. biały goździk i ta butelka po mleku... bajka.

    Kończę naszą wspólną lekturę. Ostatnio czytał łapczywie, podtrzymując głowę ręką. Czytałam ją w przerwach wczorajszych zajęć, które dłużyły się w pewnym momencie.
    A gdy będziesz jechała do P. to będziesz przejeżdżała przez moją W?
    :)

    całuję!

    OdpowiedzUsuń
  30. a ja napiszę, że świetna kolorystyka w tym poście :)
    i dodam, że wyróżnienie u mnie:
    http://photographicznie.blogspot.com/2010/03/let-sunshine-in.html
    :)

    OdpowiedzUsuń
  31. U mnie w domu (nie)stety króluje pasztet mięsny.
    Ale ja kiedyś będę robiła po swojemu. I upiekę pasztet z soczewicy od Truskawek:))

    Pozdrowienia Aniu!

    PS. A ja już bez szalika i nawet bez chusty. I nie marznę. I nawet wiosenna kurtka wydaje się być zbyt gruba. Szaleństwo, prawda?:)

    OdpowiedzUsuń
  32. U mnie w domu (nie)stety króluje pasztet mięsny.
    Ale ja kiedyś będę robiła po swojemu. I upiekę pasztet z soczewicy od Truskawek:))

    Pozdrowienia Aniu!

    PS. A ja już bez szalika i nawet bez chusty. I nie marznę. I nawet wiosenna kurtka wydaje się być zbyt gruba. Szaleństwo, prawda?:)

    OdpowiedzUsuń
  33. Goździk na tle niebieskiej ściany - cudo..
    A pasztet koniecznie zapisuję, bo znam tylko takie mięsne (chociaż je uwielbiam) albo mięsno-warzywne - do wypróbowania w sam raz na wiosnę :)
    No i dziś już można bez szalika.. :-)
    Pozdrowienia ciepłe wiosenne już ślę :-)))

    OdpowiedzUsuń
  34. a ja dzisiaj pomknęłam w zimowej i wróciłam do domu ugotowana...

    OdpowiedzUsuń
  35. Wyglada ten pasztet bardzo elegancko Aniu! Gdy pierwszy raz czytalam przepis to w przeciwienstwie do Ciebie zastanawial mnie nie smak, ale wyglad :-) czy nie wyjdzie z tego "papka" - a ten Twoj jest naprawde taki zwarty, chce sie zrobic (kusila juz Pola, a teraz Ty!).

    I mowisz Aniu, ze pomidor smakowal pomidorowo? To tak jak moj wczoraj i bylam bardzo zaskoczona :)

    :*

    OdpowiedzUsuń
  36. Mial byc w przyszlym tygodniu pasztet miesny, ale jak zobaczylam Twoj soczewicowy, to znowu mi przyszla ochota na wege. I co? Mam robic dwa? ;)

    OdpowiedzUsuń
  37. Oj, nie odpisałam na komentarze... Przepraszam! ALe wszystkie bardzo miło mi się czytało...:)))

    OdpowiedzUsuń
  38. Aniu, dzieki Tobie i ja dodalam pieczony czosnek do mojego paszteu :) Dziekuje za ten pyszny pomysl :)
    Pozwolilam sobie dodac linka i do Twojego pasztetu ;)

    OdpowiedzUsuń
  39. hmm..
    1.nie miałam zielone soczewicy tylko czerwoną-do tego obawiam się że rozgotowałam
    2.spaliłam część czosnku bo były malutkie ząbki
    3.zapomniałam o cebuli
    4.troszkę za dużo sypnęło mi się czosnku granulowanego (pieczonego niewiele zostało)
    5.chyba lekko przesoliłam

    no i co z tego jak i tak BARDZO SMAKUJE ^^
    do tego gdy domownik przyszedł na popołudniową kawę stwierdził że robie głupie 'primaaprilisowe' żarty ze słonym ciastem "ale z krakersem do piwa przy kominku to bym chetnie zagryzł"

    a esencją komentarza jest to że upieke na pewno jeszcze nie raz :) smakowicie!

    OdpowiedzUsuń
  40. Hej Aniu:)
    Po prostu nie mogłam go nie zrobić:)
    i oto jest, a raczej był:P(http://waniliowachmurka.blox.pl/2010/03/Pasztet-z-soczewica.html)
    , przepis oczywiście zmodyfikowałam na swoje potrzeby co nie zmienia faktu, że był przepyszny!

    OdpowiedzUsuń
  41. pycha! zrobiłam i został zjedzony w całości nawet przez przeciwnikow jedzenia typu soja , soczewica itp wiec pełny sukces!

    OdpowiedzUsuń
  42. Zrobiłam z brązowej soczewicy i z trzecią marchewką zamiast pietruszki - pyszny! Za radą Bei (http://www.beawkuchni.com/2010/03/pasztet-sojowo-warzywny.html) upiekłam w kąpieli wodnej (za to trochę dłużej niż pół godziny). Jest bardzo delikatny i wilgotny.

    OdpowiedzUsuń
  43. Pasztet jest PRZEPYSZNY! Rzadko pisze recenzje przepisow, ale ten jest po prostu bomba! Troszke go zmodyfikowalam, bo zamiast pietruszki, dodalam seler naciowy i 1/2 kabaczka. No i caly kminek. Cudo! Dziekuje za przepisik!

    OdpowiedzUsuń
  44. Pyszny jest! Dzisiaj właśnie zrobiłam :)

    OdpowiedzUsuń
  45. a ja bym chciała wiedzieć czym mogę zastąpić te jajka. Syn ma alergię, a chciałabym mu podać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie używam zamienników jajek, ale wiem, że czasem działa 1-2 łyżki siemienia lnianego (namoczonego w potrójnej ilości gorącej wody). To wiąże suche składniki i dodaje wilgoci. W razie potrzeby można dorzucić nieco bułki tartej. Daj znać, jak wyszło! Ciekawa jestem :)

      Usuń

Ze względu na ogromną ilość spamu, jaka zalewała blog, musiałam wprowadzić weryfikację obrazkową. Za uciążliwości z tym związane przepraszam.