
Zimno,
zimniej,
brrr….
Hiacynt, nieświadom zawieruchy za oknem, z dnia na dzień robi się coraz bardziej różowy.
A po ulicach szaleje chuligan wiatr, miotając z wściekłością workami foliowymi, porywając śmieci z trawników i rozwalając fryzury najszykowniejszych gdańszczanek.
Mróz wkracza do miasta, przykleja się do brudnych chodników, wślizguje się do rynien i objawia w postaci skostniałych zasp, pamiętających jeszcze styczniowe chłody.
Z pokorą oddaję się zimie: ogłaszam powrót wełnianego szala, który kilka dni temu z radością wepchnęłam do szuflady. Z żalem porzucam ażurowe rękawiczki. Idę na łyżwy*.
A po łyżwach popijam herbatę i jem ciepłe** ciasto pomarańczowe.

CIASTO POMARAŃCZOWE Z CYTRUSOWYM LUKREM
2 pomarańcze
cytryna
175g jasnobrązowego cukru
175g niesolonego masła, plus ekstra do formy
175 g mąki
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
3 jajka
100g cukru pudru
Wyszorowane w ciepłej wodzie pomarańcze obieram ze skórki, którą następnie kroję w cieniutkie paski. Z pomarańczy i cytrusów wyciskam sok (łyzkę płynu odstawiam na bok). Wlewam sok do rondelka, dodaję skórkę i ok. 100 ml wody. Następnie dodaję 50 g cukru i na mały ogniu gotuję powoli skórki aż do niemal zupełnego wyparowania wody. Skórki powinny zrobić się szkliste, a z wody i cukru powinna powstać odrobina b. gęstego syropu. Gotowanie trwa ok. 30 minut, należy pamiętać, by co jakiś czas mieszać skórki.
W międzyczasie mieszam mikserem pozostały cukier, masło, proszek do pieczenia, mąkę i jajka. Następnie dodaję przestudzone skórki. Przelewam masę do okrągłej foremki (22 cm) lub dużej keksówki i piekę w 180 st. C. przez od 35 minut.
W międzyczasie przygotowuję lukier: mieszam 5 łyżek cukru pudru z łyżką soku cytrusowego i gdy ciasto będzie się studzić na kratce, rozsmarowuję lukier na jego powierzchni. W oryginale lukier robi się ze 100 g cukru (ilość soku bez zmian), ja chciałam ograniczyć słodycz ciasta.
Uwagi:
1. Przepis na ciasto pochodzi z kopalni ciast pysznych, czyli blogu Ewy, która zaczerpnęła go z magazynu "Olive".
2. Ciasto jest podwójnie cytrusowe: ma pomarańczowe wnętrze i cytrusowy lukier. Podczas pieczenia pięknie pachnie (jak śniadaniowe muffiny Nigelli), a po rozkrojeniu eksploduje cytrusowym aromatem. Jest lekko wilgotne, ale nie ciężkie. Jest słodkie, ale nie za słodkie.
3. Moim zdaniem powinno się je jeść wyłącznie na ciepło, ponieważ tylko wtedy możemy się cieszyć cytrusowym smakiem, ale i cytrusowym zapachem wypieku. Ponadto, po podgrzaniu konsystencja ciasta się zmienia, ponieważ nabiera ono miękkości i lekkości, którymi zimny kawałek już się poszczycić nie może.
Niestety zrobiłam zdjęcia zimnego ciasta, przez co wygląda lekko „klajstrowato” i musicie mi wierzyć na słowo, że takie nie jest.
4. Aha, nie bójcie się lukru. Zdziwiła mnie tak mała ilość płynu w stosunku do cukru, ale o to tu chodzi, by powstał gęsty biały lukier. Niemniej jednak ja zrobiłam lukier z połowy porcji, ten zabieg dał mi miłe złudzenie, że oszczędziłam trochę kalorii.

*a co, nawet resztki zimy można przyjąć z godnością!
zimniej,
brrr….
Hiacynt, nieświadom zawieruchy za oknem, z dnia na dzień robi się coraz bardziej różowy.
A po ulicach szaleje chuligan wiatr, miotając z wściekłością workami foliowymi, porywając śmieci z trawników i rozwalając fryzury najszykowniejszych gdańszczanek.
Mróz wkracza do miasta, przykleja się do brudnych chodników, wślizguje się do rynien i objawia w postaci skostniałych zasp, pamiętających jeszcze styczniowe chłody.
Z pokorą oddaję się zimie: ogłaszam powrót wełnianego szala, który kilka dni temu z radością wepchnęłam do szuflady. Z żalem porzucam ażurowe rękawiczki. Idę na łyżwy*.
A po łyżwach popijam herbatę i jem ciepłe** ciasto pomarańczowe.

CIASTO POMARAŃCZOWE Z CYTRUSOWYM LUKREM
2 pomarańcze
cytryna
175g jasnobrązowego cukru
175g niesolonego masła, plus ekstra do formy
175 g mąki
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
3 jajka
100g cukru pudru
Wyszorowane w ciepłej wodzie pomarańcze obieram ze skórki, którą następnie kroję w cieniutkie paski. Z pomarańczy i cytrusów wyciskam sok (łyzkę płynu odstawiam na bok). Wlewam sok do rondelka, dodaję skórkę i ok. 100 ml wody. Następnie dodaję 50 g cukru i na mały ogniu gotuję powoli skórki aż do niemal zupełnego wyparowania wody. Skórki powinny zrobić się szkliste, a z wody i cukru powinna powstać odrobina b. gęstego syropu. Gotowanie trwa ok. 30 minut, należy pamiętać, by co jakiś czas mieszać skórki.
W międzyczasie mieszam mikserem pozostały cukier, masło, proszek do pieczenia, mąkę i jajka. Następnie dodaję przestudzone skórki. Przelewam masę do okrągłej foremki (22 cm) lub dużej keksówki i piekę w 180 st. C. przez od 35 minut.
W międzyczasie przygotowuję lukier: mieszam 5 łyżek cukru pudru z łyżką soku cytrusowego i gdy ciasto będzie się studzić na kratce, rozsmarowuję lukier na jego powierzchni. W oryginale lukier robi się ze 100 g cukru (ilość soku bez zmian), ja chciałam ograniczyć słodycz ciasta.
Uwagi:
1. Przepis na ciasto pochodzi z kopalni ciast pysznych, czyli blogu Ewy, która zaczerpnęła go z magazynu "Olive".
2. Ciasto jest podwójnie cytrusowe: ma pomarańczowe wnętrze i cytrusowy lukier. Podczas pieczenia pięknie pachnie (jak śniadaniowe muffiny Nigelli), a po rozkrojeniu eksploduje cytrusowym aromatem. Jest lekko wilgotne, ale nie ciężkie. Jest słodkie, ale nie za słodkie.
3. Moim zdaniem powinno się je jeść wyłącznie na ciepło, ponieważ tylko wtedy możemy się cieszyć cytrusowym smakiem, ale i cytrusowym zapachem wypieku. Ponadto, po podgrzaniu konsystencja ciasta się zmienia, ponieważ nabiera ono miękkości i lekkości, którymi zimny kawałek już się poszczycić nie może.
Niestety zrobiłam zdjęcia zimnego ciasta, przez co wygląda lekko „klajstrowato” i musicie mi wierzyć na słowo, że takie nie jest.
4. Aha, nie bójcie się lukru. Zdziwiła mnie tak mała ilość płynu w stosunku do cukru, ale o to tu chodzi, by powstał gęsty biały lukier. Niemniej jednak ja zrobiłam lukier z połowy porcji, ten zabieg dał mi miłe złudzenie, że oszczędziłam trochę kalorii.

*a co, nawet resztki zimy można przyjąć z godnością!
Też bym jadła na ciepło... Właściwie to teraz bym zjadła! :)
OdpowiedzUsuńOj, ja też bym je zjadła, pomarańczowe ciacho, musi być wilgotne i przepyszne!:)
OdpowiedzUsuń"szykowne gdańszczanki" rządzą :)
OdpowiedzUsuńCiasto po łyżwach...mniam. Mam nadzieję, że chuligani szybko opuszczą Gdańsk i resztę Polski też.
OdpowiedzUsuńAniu ciasto na 'po łyżwach' cudowne do gorącej herbatki i to jeszcze w taki pięknym kubku!
OdpowiedzUsuńNie martw się zimą, 'wraca' to za dużo powiedziane, ona nie może się z nami rozstać i wciąż chce być ważna dla nas...ale my już mamy głowy wypełnione hiacyntami i kiełkującymi tulipanami w ogrodzie...a na łyzwach oczywiście można pojeździć, bardzo lubię łyżwy tylko coraz mniej udaje mi się z nich korzystać :(
Piękne ciasto, do herbatki na rozgrzewkę - idealne :)
OdpowiedzUsuńA ja na łyżwy nie pójdę. W zeszłym roku postanowiłam pójść z syniem po kilkunastu latach niebytności na lodzie. Nie skończyło sie to miło. No cóż, ale takie ciasto to bym zjadła.
OdpowiedzUsuńMniam mniam. Pychoty. Kurcze jak ja dawno nic nie piekłąm, te tygodnie bez zakupów..trzeba to naprawić.
OdpowiedzUsuńAnia, ciasta tak bardzo nie zazdroszczę, bo mogę upiec, ale takiego podejścia do zimy to ci zazdroszczę, oj bardzo.. Jak ja już mam jej dość, dopiero co śnieg stopniał a już pada następny, nie no, nie cierpię zimy (dobra, przez tydzień po pierwszym śniegu to się z niego cieszę, ale co za dużo to nie zdrowo, zdecydowanie..)..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i życzę wiosny - żeby jak najszybciej przyszła :)))
Zapomniałam napisać, że piękne masz to naczynko turkusowo-brązowe, to może z Sopotu? :)))
OdpowiedzUsuńi u mnie mimo przerazliwej zimnicy za oknem pachna w pokoju 3 liliowe hiacynty,przynajmniej w mieszkaniu pod cieplym kocykiem mam namiastke wiosny....
OdpowiedzUsuńCiasto kapitalnie wyglada!!!!
Milego wieczorku Aniu zycze :)
W takim razie ja czestuje sie kawalkiem ciasta, porywam lyzwy i lece spalic nadmiar kalorii :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wiosennie (u mnie na tarasie krokusy i przebisniegi wyciagaja juz glowki ku sloncu) :))
A mnie ten okropny wiatr fryzury nie psuje. :D Bo ja się jeszcze z czapką nie pożegnałam. Nie ma mowy! :D
OdpowiedzUsuńAniu, jakie Ty zgrabne łyżwy masz! :) Miałam takie ze sto lat temu, teraz to już tylko mile wspomnienia zostały. :) No cóż, prędzej sama pójdę w Twoje ślady i pomarańczowe ciasto upiekę, niż znów odważę się na łapanie równowagi... :)
Jakie masz cudne łyżwy Aniu!!!
OdpowiedzUsuńI ciacho:)
Wlaśnie teraz bym zjadła. Bo mi zimno. Cieplutkie ciasto i kubek kakao. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA ja muszę powiedzieć, że mnie się ten wiatr podobał. Trochę szarpało włosami, to fakt, ale przynajmniej nie musiałam rozmyślać nad tym, dlaczego wyglądają tak ,jak wyglądają. A w wietrze był coś radosnego, żywego, wiosennego też! i nadzieja na zmiany. Tak mi się w każdym razie wydawało. A Twoje ciasto musi być pyszne, podjadanie na ciepło praktykuję z entuzjazmem ;)
OdpowiedzUsuńAnulka już sobie wyobraziłam Ciebie na tych łyżwach ! Klasssssssa że ho ho! :)
OdpowiedzUsuńCiastko bym zjadła ale przed łyżwami :P
Kurczę ładnie nazwałaś wiatr. Ja go też nie lubię. Jak huczy i trzaska... brrrr
Wiosny wiosny nam trzeba!
:*
Jak ja dawno nie byłam na łyżwach .... jejku, nie wiem czy jeszcze umiałabym jeździć;) A ciasto wygląda pysznie:) Takie aromatyczne, musi byc pyszne:)
OdpowiedzUsuńZazwyczaj nie cieszę się, że nie mieszkam w PL... ale czytając o powrocie zimy do Gdańska i nie tylko do Gdańska - z radością wyglądam za okno na budzącą się wiosnę :)
OdpowiedzUsuńja już chyba bym nie potrafiła przyjąć z godnością powrotu zimy ;)
a ciacho... pewnie by mi bardzo smakowało...
No takie ciasto to ja rozumiem! Poezja smaku i aromatu, zapewne! A łyżwy, nowe? :)
OdpowiedzUsuńA ja ciągle sobie obiecuję, że się na łyżwy wybiorę tej zimy i ciagle się nie wybrałam. A takie ciasto "po" - idealne!
OdpowiedzUsuńTakie ciasto to można chyba całe zjeśc od razu, nie wiem, czy umiałabym się opanowac.
OdpowiedzUsuńmmhmmm.. ciasto pomarańczowe, umieram i jestem w kulinarnym niebie:)
OdpowiedzUsuńAniu Droga.
OdpowiedzUsuńPiekne ciasto i....łyżwy.
Chciałabym Cię zoabczyć w akcji :)
Hiacynt, tak jak moje fiołki - wyglądają przez okno zupełnie nieświadomie :)
buziaki przesyłam
M.
A u mnie w tym roku nie ma lodowiska.
OdpowiedzUsuńSzkoda.
Ale nawet i bez łyżew skusiłabym się na takie ciasto.
Pyszne.
Pięknie piszesz o swoim Gdańsku, tym zimowym, przed wiosennym. Troszkę tęsknię za zimowym morzem, szarym, wręcz stalowym i wzburzonym. Za pustym molo i pozawijanymi w szale Gdańszczanami. A na razie mam pomarańczowe ciasto od Gdańszczanki.
OdpowiedzUsuńCiesze sie Aniu, ze skorzystalas Od teo ciasta rozpoczelam prawdziwa milosc do cytrusowych wypiekow. Jest wspaniale.
OdpowiedzUsuńOj, ja sie lyzwow boje. Nie lubie lodu :D
pyszny ten wpis:) skusze się na to pomarańczowe dzieło:)
OdpowiedzUsuńU nas tez niestety sie nieco ochlodzilo, na szczescie chyba nie az tak jak w PL...
OdpowiedzUsuńCiasto cudnie sie prezentuje, az czuc jego aromat przez ekran ;) I mnie ono u Ewy bardzo sie spodobalo :)
I lyzwy jakie sliczne! Ja niestety wole tylko patrzec na jezdzacych ;)
Pozdrawiam Aniu serdecznie!
Ania, my sie lukru nie boimy, jak i zimy :-)
OdpowiedzUsuńRozwalajac fryzury - a to sie dzilo :D
Widzie, ze Ty tez wpadlas na pomysl by z zima sie przy pomocy pomaranczy oswajac, a te lyzwy - szalejesz! Baw sie dobrze i lukruj nam tu stale.
:**
Mam prawie taki sam przepis i moge tylko dodac, ze jest to swietna forma zwalczania zimy :)
OdpowiedzUsuńLyzwy - odwazna jestes ...ja z wiekiem (choc tak stara nie jestem) boje sie , ze sie polamie :)
Ciasto bardzo kuszace, kolorem kojarzy mi sie ze sloncem - taka namiastka wiosny, na ktora tez czekam z utesknieniem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
cudne ciasto Aniu, a Twoje zdjęcie pieści moje zmysły - pozdrawiam Cię ciepło!
OdpowiedzUsuńna ciepło jest najlepsze...:) a na łyżwach to wieki nie jeździłam...
OdpowiedzUsuńA ja na przekór zimie oczekuję przyjazdu moich balerin i cienkiej, czarnej kurtki z L. :) Ani w głowie mi koce, wręcz przeciwnie - ubieram spódnice.
OdpowiedzUsuńZrobię to ciasto dziś:) Idealnie pasuje na skromną a pachnącą niedzielną przekąskę.
OdpowiedzUsuńo kochana!
OdpowiedzUsuńłyżwy w kolorze świeżego śniegu :)
chyba z 5 lat nie jeździłam na łyżwach. Serio.
tymczasem moje czerwone baleriny w gotowości. czekam na mocniejszy powiew wiosny i ruszam na spacer :)
raz jeszcze dziękuję za magiczna księgę śląskich smaków :********
U mnie chuligan wieje baardzo mocno prawie codziennie i nikt nie umie sobie z nim poradzić!;)
OdpowiedzUsuńAle ciacho! Zjadłabym nawet zaraz:)
Pozdrowienia!
Zachwyciłam się łyżwami. Samymi w sobie i ich zdjęciem.
OdpowiedzUsuńZachwyciłam się łyżwami. Samymi w sobie i ich zdjęciem.
OdpowiedzUsuńpyyyycha! :) uwielbiam ten smak.
OdpowiedzUsuńa łyżwy - coś za czyste ;) ale wybawiłaś się, prawda? bo wiesz, taka osóbka wrzeszczańska może zawsze z Tobą, Aniu, wybyć na wielkie szaleje! :D
(:
OdpowiedzUsuńOstatnio ciastowo u Panny:)
Och jakie zadbane łyżywy;)
Pozdrawiam.
Zrobiłam to ciasto!
OdpowiedzUsuńMiałam ochotę na coś prostego i cytrusowego.
Dałam troszkę więcej mąki (200g) i część zastąpiłam ziemniaczaną (może ze 2 łyżki. Piekło się ponad godzinę w keksówce, ale wyszło super.
I szczerze mówiąc, na zimno wcale nie jest gorsze, moje jest nadal bardzo delikatne, puszyste, rozpada się w rękach.
Acha, i wysmarowaną blachę posypałam bułką tartą, dzięki czemu ciasto ma chrupiącą skórkę.
Naprawdę polecam ten przepis!
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i przepraszam za opóźnienie w odpisywaniu...
OdpowiedzUsuńCo do łyzew: one takie ładne, bo jeszcze były nieużywane, gdym je fotografowała :) Teraz prezentują się trochę gorzej, aczkolwiek nadal mi się podobają.
Bunciu, bardzo się cieszę, że zrobiłąś, że smakowało. WIesz, ja na zimno te zje jadłam, jest ok, ale dla mnie różnica między ciepłym a zimnym kawałkiem jest kolosalna.
A tym, którzy nie próbowali ciacha, gorąco je polecam. MIODZIO!
:)
Chodziło za mną i chodziło, momentami na łyżwach jeździło aż wczoraj upiekłam :) trochę mi się przełamało gdy wyjmowałam na kratkę ale to nic bo jest pyszne!!! dzięki za przepis.
OdpowiedzUsuń