
Kiedyś, na początku podstawówki, śniły mi się czarne lśniące lakierki. Spoglądając na moje stopy, przyodziane w białe podkolanówki i te wymarzone buciki, byłam w siódmym niebie. Jakiś czas później sen się ziścił. Można powiedzieć, że ze zdwojoną siłą, bowiem na mych gładkich, młodzieńczych stópkach pojawiły się różowe lakierki z kokardką.
To było spełnienie marzeń. Lakierki lśniły na asfalcie niczym księżyc na granatowym niebie, a kokarda na wierzchołku butów piętrzyła się dumnie. A do tego moje lakierki stukały. Idąc chodnikiem, z rozkoszą wsłuchiwałam się w odgłosy, jakie wydawały moje buty. Stuk, stuk, stuk… To było takie dorosłe!
Jeszcze piękniejszy odgłos wydawały buty na lekko zapiaszczonym chodniku – wówczas stukanie połączone było z miłym dla ucha chrzęstem. Do dziś uwielbiam ten odgłos, zwłaszcza w filmach, gdy bohaterka w beżowym prochowcu biegnie chodnikiem. Nie ma nic milszego, niż stukot butów na ekranie. No, może poza momentem, gdy bohaterowie spożywają posiłki. Najbardziej lubię chwilę, gdy kończą przeżuwając potrawę i przechodzą do rozmowy*…
A ostatnio śniłam o wiośnie. Bardzo to było banalne: w głowie przewijała się zieleń, ciepło, ćwir ćwir, tirli tirli… I dziś, w drodze do pracy, ten sen się ziścił! Uderzyła mnie fala wiosennego powietrza, takiego pachnącego zielenią, słodyczą budzącego się życia i lekkością właściwą tylko wiośnie.
Wniosek: sny czasem się sprawdzają. Co prawda do wiosennej zieleni jeszcze daleko, ale tę zawsze można sobie spreparować.
Zatem:
hiacynt na parapet,
kuleczki z zielonym sosem na stół!

TAJSKIE KULECZKI
400 g białej ryby (ja miałam dorsza)
3 posiekane dymki
2 jajka
łyżka utartej skórki limonki
1 łyżka sosu rybnego
1 utarty ząbek czosnku
mąka ziemniaczana
Dymkę drobno siekam. Rybę miksuję pulsacyjnie, ale tak, by masa nie była zupełnie gładka. Mieszam rybę z dymką, jajkami, czosnkiem, sosem rybnym i ze skórką z limonki. Następnie solę masę. Potem zagęszczam masę mąką (daję ok. 3 płaskie łyżki mąki) i formuję małe kuleczki. Smażę na złoto z obu stron.
Podaję z sosem do maczania i ryżem.
SOS DO KULECZEK:
sok z 1 limonki
5 łyżek sosu sojowego
½ suszonego chili (pokruszonego)
ok. 1 cm korzenia imbiru
szczypiorek
ok. 2 łyżki brązowego cukru
Szczypiorek b. drobno siekam, imbir ucieram na drobnej tarce. Wszystkie składniki sosu mieszam z ok. ¼ szklanki ciepłej wody.

Uwagi:
1. Przepis na kuleczki pochodzi z WO, jest autorstwa A. Kręglickiej. Tutaj prezentuję moją wersję, bardziej sprecyzowaną i lekko zubożoną (bez pasty curry). Zamiast wersji rybnej, można też zrobić kulki w wersji mięsnej, używając mielonego mięsa z indyka lub kurczaka.
2. Kuleczki są przepyszne, a ich turlanie i smażenie to bardzo odprężające zajęcie. Jeśli nie przepadacie za rybą w zwykłej postaci, polecam przeistoczyć ją w kuleczki. Smakuje świeżo i delikatnie.
3. Sos do kuleczek to najcięższa sprawa, ponieważ trzeba go robić na wyczucie. Musi mieć bardzo wyrazisty smak: powinien być równie słony, co słodki, ostry i kwaśny. O słoność dba sos sojowy, o słodkość brązowy cukier, o ostrość chili i szczypiorek, o kwaśność limonka. Proporcje podane w przepisie potraktujcie umownie – ja dosładzałam sos w trakcie próbowania, po czym stwierdzałam, że jest za mało słony, a potem jeszcze dorzucałam doń szczypiorek. Zasada jest tylko jedna: to jest tak wyrazisty sos, że sam jest praktycznie niejadalny.
4. Działacie tak: na stole są trzy miseczki. W jednej kulki, w drugiej ryż, w trzeciej sos. Maczacie kulki w sosie, przegryzacie ryżem. Miło je się to wszystko pałeczkami, ale niektórzy nie mają do tego cierpliwości. W każdym razie, bardzo Wam to polecam, bo rzecz jest pyszna i wielce wiosenna.

*najlepiej, gdy jeszcze przetrą kąciki ust wykrochmaloną, śnieżnobiałą serwetką.
Ojjj tak, tak! Ja pamiętam moje białe, komunijne, !stukające! lakierki :)) A potem były jeszcze czerwone z wyszywanym sercem. Te wspomnienia... :))
OdpowiedzUsuńSmacznie poleciałaś w kulki - kupuję to :)
cmokam wieczornie w czółko ;)*
"Maczacie kulki w sosie, przegryzacie sosem." <--- podoba mię się to :*
OdpowiedzUsuńMnie odpręża zarówno turlanie kuleczek (pewnie każdą bym jeszcze zważyła żeby było dłużej i spokojniej), jak i jedzenie pałeczkami.
To są dwie czynności, które wprawiają mnie w doskonały nastrój.
A kiedy robię to w nocy, w absolutnej ciszy i spokoju... mogę tak turlać do rana... :)
pozdrawiam
agata
Takie kuleczki muszą być pyszne, pięknie i smacznie wyglądają:))
OdpowiedzUsuńTeż lubię stukot obcasów na filmie i tez mam manię z tym piaskiem. Jak byłam mała to chciałam by mi też tak buty stukały ;)
Pozdrawiam ciepło:)
Skoro i tak muszę jutro nawiedzić jakiś sklep może to być rybny, a co tam. Kuleczki jutro na obiad choć planowałam powtórkę bruksy ;DDD z łososiem ale co się odwlecze to ...
OdpowiedzUsuńlakierki miałam dość późno, ale wcześniej chorowałam na skórzane kaczuszki z grubej wycinanej i miejscami wyciskanej skóry. Zawsze po szkole wchodziłam je sobie przymierzyć (ok.4-6kl.) a że przechadzałam się w nich po sklepie to w zasadzie mogę napisać że były jak moje ;DDD. W efekcie końcowym dostałam podobne zamiast wzorków miały rzemykową kokardkę ... też były słodkie, nie tak koszmarnie drogie i niestety nie te wymarzone
a lakierki miałam czarne do dziś mam jedną parę w szafie, takie szkolne baleriny zapinane na paseczek z maleńką sprzączką uwielbiam je!!! pozdrawiam
Pamiętam moje pierwsze lakierki, były białe i wymarzone i miały kokardkę :)) a i stukały :)) to były czasy... dzisiaj dzieci nie marzą o lakierkowych bucikach, dzisiaj w hipermarketach całe kosze tandetnych bucików, które rodzic nabywa ot tak jakby kupował dziecku lizaka, nie ma tej magii i emocji jakie towarzyszyły zakupom bucików w naszym dzieciństwie, a szkoda...
OdpowiedzUsuńkuleczki brzmią wyśmienicie i wyglądają przepysznie. uwielbiam jeść pałeczkami jakoś lepiej mi smakują tak jedzone potrawy. moze dlatego ,ze spożywamy je małymi kęsami i przez to jest czas na delektowanie się ich smakiem ;)
Aaa! moje białe tez miały kokardkę :)
OdpowiedzUsuńI Betsy dobrze pisze - teraz dzieciaki się tak nie zachwycają prostymi rzeczami. I nie zbierają karteczek do segregatora i pocztówek...
Moje lakierki były czerwone ;) Ale chyba ich nie lubiłam za bardzo, ja byłam z tych dzieciorów co to wolały po drzewach łazić, w lakierkach mama by nie pozwoliła i jakoś niewygodnie:D Za to teraz jakieś lakierkopodobne mam i lubię :)
OdpowiedzUsuńA kulki koniecznie muszę zrobić, ostatnio mam fazę na turlanie, a z ryby to muszą być wyśmienite!
Zdjęcia cudne, nastrojowe.. :)
uwielbiam i gessler i kreglicka, trudno powiedziec ktora bardziej. swietnie pisza, ale zwykle nie mam odwagi by sprobowac ich przepisow, tym razem chyba mnie namowilas;)
OdpowiedzUsuńo lakierkach nic nie napisze, bo pierwsza para wciaz przede mna, naprawde:P
Ha!@ Wiedziałam, że wywołam lakierowane wspomnienia ;) Ja miałam te różowe, bo na Komunię to były juz matowe z haftem, śliczne, swoją drogą :)
OdpowiedzUsuńOczko, Betsy,niestety tez to już dawno spostrzegłam - to już nie TE czasy, wszystko jest oczywiste, nic nie cieszy, tak jak nas, dzieci przełomu!
NO tak, karteczki...:) Tez je zbierałam! Najcudowniejsze były te pachnące. Moja ulubiona seria to były takie z koktajlami :)
I naklejki z gum wklejane do albumów. Seria Barbie - jedna naklejka była zupełnie nie do dostania. A był jeszcze Alladyn, a wcześniej wafle Kukuruku... :)
OdpowiedzUsuńAniu... a co będzie jak te kulki ugotuję? One muszą być re-we-la-cyj-ne!!! tylko ja bez tłuszczu chwilowo...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
fakt...nas cieszyly niby drobne rzeczy (dla nas byly najwazniejsze wowczas oczywiscie),teraz pokolenie naszych dzieci jest nastawione na konsumpcje,malo co je cieszy,albo nie tak...duzo rzeczy je ciezsy,ale na pare minut i zaraz chca nastepne "wymarzone" bardzo potrzebne rzeczy....ciagla gonitwa za czyms ulotnym....
OdpowiedzUsuńTaaak...te stukajace komunijne pantofelki....ech,jaka sie czulam duza i dorosla.....
Cudowne foteczki Aniu,baaaardzo apetyczne danko,wiem,ze bede cos takiego bardzo lubiec....
Milego weekendu :)
ja chyba bardziej z tych drzewnych byłam ;)
OdpowiedzUsuńale dziś lakierkom chyba nie powiedziałabym nie - choć jeszcze żadnych nie mam, o ile dobrze znam zawartość swojej szafy z butami ;)
kulki idealne - też robię z dorsza i z pastą curry, czerwoną lub zieloną
dodatek kolendry zamiast pietruszki też jest dobrym wyjściem
pycha, pycha i jeszcze raz pycha
muszę dorsza nabyć
śliczne zdjęcia Aniu
pozdrawiam ciepło
Oczko, Kukuruku - ile ja się kiedyś nagłówkowałam jak te wafle się nazywają, a ty tak po prostu-kukuruku, ale numer :)
OdpowiedzUsuńHyhy! pamiętam jak dziś - kupowałam je w zielonej budce warzywniakowej. Dobre były :))
OdpowiedzUsuńStukot butów w filmie jest piękny i zmysłowy. Mi zostało to do tej pory, lubię sobie czasami wystukać rytm jak idę chodnikiem. A kuleczki... piękne i kuszące, zupełnie jak ten stukot.
OdpowiedzUsuńja miałam czarne lakierki z klamerką made in tajwan. ale zjadł je mój pies. nie mogę mu tego zapomnieć do dziś...
OdpowiedzUsuńładnie z tą wiosną zaczarowałaś!
pozdrawiam
Pod tym co o stukocie napisałaś, podpisać się mogę:)
OdpowiedzUsuńLakierki. Ach! Czarne i białe. I jak stukały:)
Teraz mam lakierowane kalosze. Skrzypią:)
Pozdriawiam Cię Aniu:)
A propos "stukotu" - jak to pięknie, miarowo brzmi :)))
OdpowiedzUsuńAch urok wymarzonych, wyczekanych rzeczy. Kiedyś cieszyło coś, co dziś jest dostępne jak chusteczki higieniczne. Lakierków nie pamiętam (no może poza komunijnymi;), ale pamiętam kredki świecowe, oo jak marzyłam o takich i jak cieszyłam się z kloszowanej sztruksowej spódniczki w drobne kwiatki, ach proste radości.
OdpowiedzUsuńAleż mi narobiłaś smaka tymi kulkami, idę spać głodna:)
Pozdrawiam!
P.S. Czekam na te gruszki co Ci wpadły w oko:)
Ale pyszne musza byc takie kuleczki. Az slinka cieknie:) mnaim mnaim Aniu, kusisz i to po nocy:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplo
Tez uwielbiam lakierki hehe. Jestem szczesliwym posiadaczem czarnych (moje najulubiensze i najwygodniejsze!) i czerwonych:)
OdpowiedzUsuńA Twoje tajskie kuleczki mocy SUPER!
Takich bucikow z dziecinstwa nie pamietam,ale dobrze pamietam swoje pierwsze na wysokim obcasie...i nauke chodzenia w nich:)Idac ulica,mialam wrazenie,ze wszyscy wiedza,ze to moj pierwszy raz "na szpilce":))
OdpowiedzUsuńMniam mniam mniam mniam mniam (...)... :) Smaczne fotki. :)
OdpowiedzUsuńPs. A ja marzyłam o niebieskich bucikach (ale to nie były lakierki) i też cudownie stukały! ach, jak bardzo! :)
Podobnie odczuwamy wiosnę - u mnie też ryba na zielono !
OdpowiedzUsuńJa miałam czerwone lakierki z paskiem :)
Duzo Aniu u Cibie snow ostatnio, ale wiesz czyta sie je jak bajke, poranna i mila! Wyobraz sobie, ze wlasnie myslalam o palmie na plazy, z powodu David Eyre's pancake i wtedy przypomnialam sobie Twe poprzednie sny...
OdpowiedzUsuńA te lakierkowe - najbardziej spodobalo mi sie to, ze ziscily sie podwojnie :-) Jej, chyba nigdy nie mialam lakierek...
Do podobienstw wracamy: hiacynt, turlania kuleczek :**
lakierek czy lakierkow, oto jest pytanie? :-))
OdpowiedzUsuńAniu, ale u Ciebie wiosennie i jak smacznie w dodatku. A wiesz, podobają mi się kuleczki u Ciebie. Zjadłabym kilka i to obowiązkowo pałeczkami :)
OdpowiedzUsuńŚciskam cieplutko na miły weekend :)
Wafle kukuryku pamietam, z siostra uzbierałysmy caly album naklejek ;-) to byly czasy!
OdpowiedzUsuńswoich lakierków nie pamietam, choc ze zdjec wiem ze jakies czerwone mialam ;-) choc mi caly czas sie marzą piekne czerwone czułenka, nie koniecznie lakierowane, na malym obcasiku, ciagle ich szukam po sklepach ;-)
Buty z kokardkami uwielbiałam! Miałam takie czarne lakierki z kokardkami! Po siostrze. To były moje ulubione. Miałam jeszcze czerwone chyba z białymi kokardkami (jak patriotycznie :)) i ciemnogranatowe już nie lakierki też z białą kokardką! Były doprawdy urocze! Szkoda że już ich nie mam :( Ostatnio oglądałam filmy z dzieciństwa, gdzie własnie jestem w tych bucikach. A co ja tam mówiłam na tych filmach...teraz jest z tego niezły ubaw :))
OdpowiedzUsuńmiłego weekendu!
Jakbym widziała moja corke :)
OdpowiedzUsuńJak idziemy razem to prosi MAMUS PRZESTAŃ STUKAĆ, TERAZ JA CHCE POSLUCHAC JAK STUKAJA MOJE BUTKI :))
Ten sam przepis wpadł mi w oko. ;-) I dziś kupiłam żonkile i krokusy, z wielką radoscią przyjął je mój dom. :-))
OdpowiedzUsuńpa pa :-))
Pamiętam to marzenie o lakierkach! To pewnie łączy wszystkie dziewczynki urodzone w latach 80. ;]
OdpowiedzUsuńJa lakierków nie miałam, ale i takiej potrzeby nie było. A do Komunii wszystkie dziewczynki na osiedlu miały takie same buty, bo rzucili do obuwniczego ... początek lat osiemdziesiątych ;)
OdpowiedzUsuńPycha obiadek!
Kulki podane jak w ekskluzywnej tajskiej restauracji!
OdpowiedzUsuńNo i wywolalas fale wspomninien!
Ktoz nie lubi stukajacych obcasow :)
Do zemifroczki: dla mnie udalo sie zebrac caly komplet barbie z gum :)
Wyblagalam tate zeby mi kupil karton gum w hurtowni ...po kilku kartonach trafilam :)
Gdybym miała takie sny jak Ty Anula to bym się budzić nie chciała...
OdpowiedzUsuńZa to śni mi się hałas i się sama zapędzam w błędne koło...
Lakierek o dziwo mieć nie chciałam, ale marzyły mi się plastiki :) W ich obcasy tak fajnie wchodziły kamyczki i wtedy stukały jak prawdziwe :)
Śliczne zdjęcia.
Miłej niedzieli :*
Plastiki! No jasne. Się miało różowe (fuuuuj!) Najzabawniejsze w nich było to, że codziennie trzeba było szorować porządnie stopy, bo były zakurzone jakby po dworze się chodziło boso. Szczególnie kiedy dzień, był wakacjami u babci na wsi, hehe. Plastiki, taaaa.... ;)
OdpowiedzUsuńLakierki czarne, w wycinane łezki...te, które ukradli mi...
OdpowiedzUsuńBiałe, komunijne, rozerwane na placu zabaw tuż przed mszą.
Aniu masz dar budzenia wspomnień. Pięknie piszesz.
A kotleciki wyglądają szalenie apetycznie.
Miłej niedzieli
M.
P.S. uwielbiam "Heban". nawet dokładnie pamiętam czas, gdy czytałam go po raz pierwszy. :-)
OdpowiedzUsuńtak, wróciły lakierowane wspomnienia...
OdpowiedzUsuńmiałam takie piękne, czarne lakierki, na malutkim obcasie, ślicznie stukające i skrzypiące na piasku
teraz pewnie bym ich nie założyła :)
tajskie kuleczki... przekonałaś mnie
pozdrawiam :))
Ania... Ale mi narobiłaś smaku :) Przypomniała mi się restauracja Horai, gdzie byliśmy dwa tygodnie temu. Specjalne mieszanki czterech smaków...
OdpowiedzUsuńNiestety mam uczulenie na rybę, podejrzewam też sos sojowy, więc najprawdopodobniej sama nie zrobię tego dania, a szkoda :(
Powiedz mi - przesadzasz hiacynt? Ja dostałam kwiatka w sobotę na małej imprezie i nie wiem, jak o niego dbać.
Buzi
PS Też miałam różowe stukające lakierki! Ze 20 lat temu podarowała mi je babcia. Były z tandetnego targu zapełnionego chińszczyzną, ale... kochałam je.
Jedzonko wyglada apetycznie, a zdjęcia robisz świetne :)
OdpowiedzUsuńJa lakierki miałam tylko do komunii. Takie białe. I nie mogłam się z nimi rozstać! Ach, zapomniałabym o czerwonych. Też świetne. ;))
OdpowiedzUsuńA takie kuleczki, to chętnie bym zobaczyła w swoich snach. Wiosnę też... :)
Pozdrawiam!
Oczko, ja z Barbie niewiele pamiętam... Ale za to pyszną gumę Turbo tak! :)
OdpowiedzUsuńMafilko, ugotować też możesz. Ja bym je na parze zrobiła, myślę, ze byłyby fajne, delikatne w smaku.
Gosiu, też pamiętam, jak szłam do KOmunii Św. w stukajacych pantofelkach, jakie to było miłe :)
Gwiazdka w kuchni, ja za kolendrą niebardzo, dlatego z niej zrezygoowałam, choć sporo straciły ze swej tajskości...
MOniko, Kukuruku, ja też kupowałam w warzywniaku :D
Lo, ja lubię czyjś stukot, mojego nie. Sama nie wiem, czemu...
Karola, dziękuję :)
Delie, a ja mam marzenie o kaloszach :)
Patrycjo, kredki świecowe to było COŚ! Bambino, koniecznie.
Tartę sobie zapisałam, ale przed nią dłuuuga kolejka ;)
Olu, dzięki :)
Arek, a stukają???
;)
Emocjo, to się zgadza! Też pamietam pierwsze obcasy... Czułam się jak na szczudłach...
Małgosiu :)
Grażyno, czerwone tez fajowe!
Basiu, wiedziałam, że kuleczki nas łączą :))) Masz hiacynta w tym sezonie? A jaki kolor? Mój okazał się najpiękniejszy z możliwych - bladoróżowy :) Choć ostatnio coś robi siębardziej różowy, niż bym chciała, ale przeżyję to ;)
A, no i Leloop znalazła - "lakierków" :)
Tili, paleczkami je się najfajniej, prawda? :)
Leloop, rób koniecznie, bo pycha! I dziękuję za rozwikłanie zagadki lingwistycznej :)
Aklat, takie czółenka to i ja bym chciała :)
KAsiu, a ja po siostrze nic nie miałam, bom najstarsza :( Ciemnogranatowe lakierki brzmią super :)
Kucharzy Trzech, ślicznie powiedziane!!!
Krokodyl, i żonkile, i krokusy? Cóż za rozpusta! :)
"Heban" (zapominam go sciągnąc z blogu, a daaawno już przeczytałam)to wg mnie jedna z lepszych ksiązek R.K. Równie mocno lubię "Podróże z Herodotem" i "Lapidaria".
Dajdo, zgadza się :)
Kasiu, ciekawam tych butów ;)
Magoldie, dziękuję :) Karton gum z hurtowni, to brzmi jak bajka!
Polonio, starszna sprawa.Myślałam sobie o tych Twoich snach... A wiesz, moze ze stoperami spać spróbujesz? My juz ich używamy, bo nie da się spać, gdy w nocy ciągle trzaskania drzwiami i wędrówki...
Przezroczyste sandały były the best! Oczywiscie plastikowe :) I rzeczywiscie stukały, gdy wpadły w nie kamyki :)
Oczko, zgadza się! W plastikach nogi się bardzo brudziły. I często obcierały, ale jakiż to był SZPAN! :)
Moniko, dziękuję Ci :)))
WIesz, te czarne lakierki wycinane w łezki brzmią cudnie!
Agatku, a ja bym się skusiła nawet na moje różowe lakierki :D Robisz kuleczki? :)
MArta, wiesz, p. Kręglicka mówi, że to danie można robić i z kurczaka/indyka/ciemniejszego mięsa. Więc mogłabyś spróbować, a sos sojowy zastąpić... Hm... CHyba solą :)
Hiacynta nie przesadzam, nawet cebulę mam na wierzchu. iedyś przesadzałam, ale wg mnie to nie ma znaczenia, bo i tak służy mi tylko sezon, a taki tez się dobrze trzyma.
PS Te zdjęcia pomidorów nie powstały w Toskanii (czerwiec:), a w P-szu (sierpień), ale fakt, światło było wtedy równie dobre :)
Anytsujx, dziękuję :)
Zaytoon, kuleczki mozesz zobaczyc na talerzu, jesli się dobrze postarasz :)
POZDRAWIAM WAS MOCNO!
Lakierki były chyba marzeniem każdej dziewczynki z naszego pokolenia. Ciekawe, czy nadal tak jest. Ja swoich dokładnie nie pamiętam, ale wiem, że były. A stworzenie sobie namiastki wiosny to przedni pomysł, moja koleżanka z pracy kupiła żonkile w doniczce i postawiła między naszymi biurkami, w ciągu kilku dni rozkwitły jak głupie, więc może z wiosną nie jest tak najgorzej.
OdpowiedzUsuńWiesz Ania, jadnak nie mam... A w sobote byl taki plan i skonczylo sie na irysach, bo Lukasz orzekl ze na szabat lepsze sa ciete kwiatki :-)
OdpowiedzUsuńRozowy, to sie rozumie samo przez sie :D
Ale fajne rybne kuleczki!
OdpowiedzUsuńNa początku przejrzałam same zdjęcia i nie mogłam wpaść na to, co to jest.
Myślę że propozycja bardzo ciekawa, same kuleczki powinny dzieciom smakować:-)
to brzmi przepysznie, głodna jak nie wiem sie zrobiłam! o Ty nie dobra kobito tak kusisz po nocach ;)
OdpowiedzUsuńRobię jutro. :-) Dziś nie miałam siły.
OdpowiedzUsuńCzarne miałam :)
OdpowiedzUsuńPiękna kuleczkowa kompozycja.
Świeżością z niej tchnie.
Zamarzyła mi się taka uczta.
Z pałeczkami :)
Wiesz Aniu uwielbiam Twoją kuchnię, wystarczy że będę miała w lodówce niewiele więcej niż kawałek ryby i już po chwili mogę mieć świetne danie na talerzu. Bez zbędnych komplikacji i niepotrzebnego zamieszania z tonami składników :)
OdpowiedzUsuńMmm, koneicznie musze zrobić! koniecznie szybko :)
OdpowiedzUsuńu mnie będą w piątek koniecznie cały tydzień się na nie gapię ;) świetny przepis :)
OdpowiedzUsuńa co do hiacynta to zostaw go Aniu w doniczce i potem zapomnij o nim do jesieni zostaw w jakimś ciemnym miejscu a na jesieni wsadź do ogródka a na wiosnę wyrośnie moje zeszłoroczne wyłoniły się ze śniegu i już widać zielone kiełki bo przebiśniegi już kwitną
pozdrawiam serdecznie
A.
KaroLino, żonkile też mam na oku ;)
OdpowiedzUsuńBasiu, irysy też super! NAwet chyba bardziej... Cięte kwiaty wydają mi się takie ekskluzywne :)
Atria C., dla dzieci kuleczki bez sosu - jak najbardziej :)
Aga-aa :DDD Ja też co wieczór się masochistycznie kuszę, oglądając blogi...
Amarantko, a ja w końcu czarnych nie miałam. Ale teraz mam :)
Nina007 :))) Dziękuję Ci za te słowa... Bardzosię cieszę, że tak odbierasz moje gotowanie.
Lila, polecam! Ja na pewno powtórzę.
A., dziękuję za hiacyntowe rady! Już coś podobnego słyszłam, spróbuję zastosować się do tej rady. Daj znać, jak Ci wyszły kuleczki - czy smakowały :)
Pozdrowienia ślę!
Witam!
OdpowiedzUsuńBardzo lubie tajszczyzne, robilam podobne kulki, ale wedlug nieco innego przepisu. Podobnie z krewetkami smakuja wybornie. Bardzo podobaja mi sie zdjecia...
A lakierki ? Ja niestety chyba nigdy ich nie lubilam jako dziecko, natomiast w wieku licealnym polubilam, po czym znowu mi przeszlo ....
Pozdrawiam
Magda
O tak,
OdpowiedzUsuńlakierki to jest to!
Ba, ja pamiętam jeszcze lakierki mojej babci ze swojego dzieciństwa.
2 lata temu dostałam takie jak za dawnych lat, z kokardką, czerowono-kremowe i z obcasikiem.
Modlę się żebym z nich nie wyrosła;)
Są cukierkowe.
Aniu zrobiłam te kuleczki ... ojej chyba oszalałam na ich punkcie:) pyszne są! właśnie wcinam:) Dziękuję za przepis:)*
OdpowiedzUsuń***
Jejciu, ale dobre!
PIegowata, baaaaardzo się cieszę :) Mi też one smakowały :)
OdpowiedzUsuńdzisiaj w planach kuleczki ;) rozumiem, że tego dorsza to surowego miksujemy??
OdpowiedzUsuńTak :)
OdpowiedzUsuńdzięki za szybką odpowiedź, wolałam się upewnić ;)
OdpowiedzUsuń