Było ciepło i – nie licząc kolejnych osób wspinających się na kolana Jana Heweliusza* – spokojnie. Wiatr delikatnie prześlizgiwał się między ławkami, a ja czytałam gorącą, dopiero co kupioną książkę „Homemade life”.
Pachniało bowiem
tak, jak zawsze, czyli gorącym ciastem i
tak jak nigdy, bo różami.
A potem okazało się, że ciasto - co nieczęsto się zdarza** - smakuje tak, jak pachnie. Czyli intensywnie, egzotycznie: dokładnie tak, jak pachną róże z maminego ogrodu.
Słodycz konfitury idealnie pasowała do kwaskowatych jabłek***. Kruche ciasto ładnie podkreślało delikatność i miękkość nadzienia, a kruszonka sprawiała, że wnętrze pozostawało wilgotne i aromatyczne. Wyłożyłam ciasto na szklaną paterę, oprószyłam cukrem pudrem, zerwałam czerwoną różę i wyszłam z tym cudeńkiem do ogrodu. Po chwili dołączyli do mnie domownicy, a kwadrans później na stole pozostał jeden, ostatni kawałek ciasta.
Basiu, dziękuję za puszeczkę konfitury!
KRUCHE CIASTO Z JABŁKAMI I KONFITURĄ Z PŁATKÓW RÓŻY
Składniki:
kruche ciasto wg tego przepisu (podwoiłam proporcje)
nadzienie:
6 niedużych jabłek
kilka łyżek konfitury z róży
otarta skórka z 1 cytryny
3 łyżeczki soku z cytryny
4 łyżeczki cukru (albo mniej)
Przygotowuję kruche ciasto, po czym chowam je do lodówki.
W tym czasie przyrządzam nadzienie: obieram jabłka, kroję je w ósemki. Dodaję skórkę cytrynową, skrapiam jabłka sokiem z cytryny, posypuję je cukrem.
Połowę ciasta wykładam na dno tortownicy i podpiekam 15 minut w 200 st. C. Wciągam spód z piekarnika, rozsmarowuję na nim konfiturę. Następnie układam jabłka.
Następnie zcieram na wierz (na tarce o grubych oczkach) resztę ciasta. Piekę ciasto w 190 st. C. przez ok. 20-25 minut, aż góra się zarumieni.
Uwagi:
1. pomysł na ciasto zaczerpnęłam od Basi. I choć miałam tez ochotę na jej rogaliki z różanym nadzieniem, zdecydowałam się na bezpieczniejszą wersję. Poza tym bardzo spodobało mi się połączenie jabłek i róży, otulone kruchym ciastem.
Bo to ciasto jest pyszne.
* Jan H. znosił to bardzo spokojnie, z tym że (znudzony wiecznie wycelowanymi w jego obiektywami) porzucił pozowanie i zajął się tym co lubił najbardziej: obserwacją nieba;
swietnie brzmi i wyglada to ciasto!!!mi tez by smakowalo,konfitura roznana ma swoj urok :)))
OdpowiedzUsuńOpis ciasta jest tak poetyczny, że zamykam oczy i wyobrażam sobie jak smakuje. Nie mam konfitury z róży, ale mam właśnie takie młode, chrupkie jabłka, może połączę je z konfitura wiśniową? To jednak nie będzie to samo....
OdpowiedzUsuńtak to opisałaś, że zaraz chyba wgryzę się w komputer!
OdpowiedzUsuńKiedy miałam dużo do zrobienia, tych superważnychnajważniejszychktóretrzebazrobić rzeczy to ratowała mnie myśl o wolności. O tej w głowie, że nic już nie trzeba będzie, że jeszcze trochę. I uwielbiałam te myśli - co zrobię jak już będzie - po. Po tym co trzeba.
OdpowiedzUsuńCiasto brzmi... ciepło.
A ja będę Aniu udawała, że nie widziałam zdjęć, nie czytałam przepisu, w ogóle mnie tu nie było... Bo ja różę, otrzymaną od Basi, schowałam głęboko w lodówce i zamierzam ją tam trzymać jeszcze bardzo dłuuuugo. Najlepiej do najbliższego Tłustego Czwartku. :D Jeśli po drodze coś mnie 'rozproszy' - to z różanych pączków będą nici...
OdpowiedzUsuńmoja babcia robila w zeszlym tygodniu podobne ciasto ale z agrestem... o raju jak ono smakowało:) i pachnialo! z jablkami tez zrobimy:D
OdpowiedzUsuńBosz...jak pięknie opisałaś Aniu... :)
OdpowiedzUsuńCiasto musi być takie pyszne, mniam. Ja uwielbiam konfiturę z róży.
Cudowne zdjęcia!
Pozdrawiam:)))
Róży odrobina - proszę bardzo! Na przykład w rogalikach mojej Siostry. Albo w Twoim cieście :)
OdpowiedzUsuńJa robiłam kiedyś - uwiedziona sławą tej potrawy - przepiórki w płatkach róży. Różany sos był nieziemski w smaku!
O tak, coz moze byc lepszego od sloiczka domowej konfitury z rozy?
OdpowiedzUsuńDomyslam sie tylko, jak to ciasto wspaniale smakowalo...
Pozdrawiam Aniu!
tak opisałaś zdarzenia pod heweliuszem, że aż poczułam wiatr we włosach. to właśnie najbardziej u Ciebie lubię - prozę poetycką jak u Iwaszkiewicza :)
OdpowiedzUsuńale do rzeczy. trochę nas nie było i cieszę się, że wpadając tu znienacka jak zwykle znalazłam coś pysznego.
udanych wypoczynków :) ps. trzeba będzie się kiedyś spotkać - nawet pod pomnikiem :)
buźka. Ally
Gosiu,jestem tego samego zdania :)
OdpowiedzUsuńGrazyno, to samo to to nie będzie, ale wiśnie tez mi tu pasują. No i kolor zachowany :)
Aga-aa, nie gryź ;)
Lisiczko, też tak mam. Jak będzie PO. Jak by nie było, będzie dobrze, bo PO.
Małgosiu, na pewno nie wytrzymasz ;) Mnie by tak róża strasznie kusiła...
Viridianko, z agrestem musi być BOSKIE!
Majano, dobrze, że już jesteś :)
An-no, W rogalikach musi być pycha. A przepiórek nie jestem sobie w stanie wyobrazić! Tzn. ich smaku ;) Czy biesiadnicy reagowali tak, jak w ksiazce L. Esqivel? :)
Beo, chyba nie ma nic lepszego. Zwłaszcza, jesli to prezent, który przybył do mnie z daleka!
Ally, dziękuję Ci za te słowa. Mam nadzieję, ze uda się nam kiedyś spotkać, to byłoby ekscytujące, ze tak to nazwę :) ALe na stałe bede w Gd. dopiero pod koniec roku. Więc pewnie w 2010? :)
Pozdrawiam Was!
A mnie intryguje ta przeplatająca się przez Twoje wpisy różowość.. :) Poprzednio różowe trupie czaszki a teraz różana konfitura i pojedyńcza róża na stole. Świat dookoła piękny - oglądany przez różowe okulary. No ale róża już ma to do siebie, że tworzy atmosferę tajemnicy.
OdpowiedzUsuńPewnie robię się nudna, ale nie mogę tego znów nie napisac- cudownie się Ciebie czyta Aniu. A to ciasto, to po prostu bajka, już wiem co zrobię ze słoiczkiem konfitury z róży, który czeka w lodówce na wykorzystanie ;-)
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno!!!
Aniu jakie piękne ciasto ,jaki ciepły wpis
OdpowiedzUsuńA Basia jest taka kochana ja też dostałam od niej tajemniczą przesyłkę ,bez róży wprawdzie w słoiczku( mam swoją ),ale reszta tak pachnie ,ze mi żal je zużyć :P
Desmond, obiecuję, ze kiedyś wyjaśnię kwestię Różowości W Moim Życiu :) Mówisz, że wychwyciłeś róż przeplatający się przez posty. To trochę, jak w "American Beauty": gdy obejrzałam ten film po raz drugi, zobaczyłam, że w wielu scenach przewijają się róże. Np.: na stole w wazonie była pojedyncza, żona głównego bohatera przycinała różane krzewy, nie mówiąc już o głównej scenie z filmu, podczas której bohaterkę grajacą Menę Survari zalewają płatki róż. Z resztą tytuł filmu to odmiana róży :)
OdpowiedzUsuńTo takie moje luźne skojarzenie a propos różu przepływającego przez mego bloga.
Margot, Karolciu, dziękuję za miłe słowa :) To ja myślałam, że jestem jakaś oryginalna, posiadając słoiczek konfitury, a tu proszę, niemal każda z Was posiada takie cudeńko!
A ja, będąc nad morzem, codziennie po drodze na plażę, mijałam krzewy róży. Było ich tak dużo, że ziemia usypana była płatkami i pokryta różanym dywanem. Żal mi było patrzeć jak owa się marnuje, więc ostatniego dnia pobytu narwałam z tatą całą siatkę różanych płatków, a mama, po powrocie do domu, zrobiła z nich nalewki i butelkę ekstraktu. Już sobie wyobrażam te różane muffinki i ciasta, już sobie wyobrażam te zimowe powroty do lata.
OdpowiedzUsuńA ciasto, jak i zdjęcia, absolutnie cudowne :)!
Ciasto prezentuję się bardzo domowo:)
OdpowiedzUsuńA co do siostry- to ...
zaraz pomyślałam sobie o moim bracie i dam sobie "rękę uciąć ",że jemu zapewne też by nie posmakowało,
ale cóż już taki jest:)
Aniu, fantastyczny pomysł z połączeniem konfitury różanej i jabłek. Już sobie wyobrażam jak pachniało :)
OdpowiedzUsuńOlalala, rzeczywiscie, nad morzem jest mnóstwo dzikich róż! Że nigdy nie wpadłam na pomysl, by je wykorzystać! Różane muffinki brzmią super :)
OdpowiedzUsuńOlu, czyli brat pewnie z rodzaju tych wybrzydzających i zamkniętych na nowe smaki? :) Bo moja siostra tak :)
Komarko, pachniało bosko! :) A pomysł na połączenie nie jest mój, niestety ;) Wziełam go od Basi.
Pozdrawiam Was ciepło!
Aniu, nie wiem jak to sie stalo, ze moj komentarz sie tu nie pojawil, a pisalam przeciez... Ale do rzeczy: gdy zobaczylam ciasto z roza tu u Ciebie to padlam na kolana z zachwytu - niesamowite i prezentuje sie wybornie - ciesze sie ze moglam podeslac Ci roze, bo ja nie potrafilam jej chyba nigdy tak pieknie zaprezentowac! Usciski :*
OdpowiedzUsuńBasiu, ja tez tak czasem mam z komentarzami. ZNikają w czelusciach internetu... Co do prezentacji ciasta, to pozwolę się nie zgodzić: wszakże to Twój sposób zaprezentowania ciacha skłonił mnie do wyboru tego przepisu :)
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Basiu, ja tez tak czasem mam z komentarzami. ZNikają w czelusciach internetu... Co do prezentacji ciasta, to pozwolę się nie zgodzić: wszakże to Twój sposób zaprezentowania ciacha skłonił mnie do wyboru tego przepisu :)
OdpowiedzUsuńBuziaki!