Jeśli mikrofalówka wyłączy się szybciej, niż zagotuje się woda w czajniku, to będę mieć dziś szczęście.
Jeśli minę przydrożną jabłonkę szybciej niż nadjeżdżający z naprzeciwka samochód, spotka mnie dziś coś miłego.
Mój dom, moja łódź, moja wyspa Boska gra strategiczna online.”
Podaruj ją komuś, lub
Przeżyj to sam!”*
Szybka Wysyłka i Wysoka Jakość. Zobacz i Zamów Już Teraz!”
Zajrzyj na stronę www.strawbeeriesfrompoland.blogspot.com
i zanurz się w słodkiej rozkoszy”
Czy spoglądając na niebo, widzisz tylko bitą śmietanę, a deszcz przywodzi ci na myśl oranżadę?
Jeśli tak, odwiedź Truskawki - najsłodsze miejsce pod słońcem”.
O tym, że zbliża się do mnie fala słodyczy, dowiedziałam się po fakcie – gdy mnie zalała.
Ostatnim ogniwem w łańcuchu słodkości były liskowe coco au miel.**
Ich smak jest równie delikatny, jak brzmienie. A zapach, który zalewa kuchnię podczas pieczenia jest niesamowity: intensywnie kokosowy, ciepły i miękki. Jak balsam dla nosa.
***
Dobrze…
Jeśli pierwsza piosenka, jaką usłyszę w radiu, będzie polska, nie będzie dziś padać.
Usłyszałam „Crazy little thing called love”.
Uuuuups… ***
COCO AU MIEL
(10 sztuk)
Składniki:
310 ml mleka
1 i 1/4 łyżeczki miodu
230 g wiórków kokosowych
125 g cukru
70 g mąki pszennej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
cukier waniliowy (opcjonalnie)
2 duże jajka, rozbełtane
Gotuję mleko z miodem. Zdejmuję z ognia i odstawiam.
Piekarnik nagrzać do 200 st C.
Wiórki, mąkę, cukier, proszek do pieczenia i cukier waniliowy wsypuję do miski i dokładnie mieszam.
Ciągle mieszając wlewać najpierw mleko, następnie jajka (masa będzie dość płynna).
Wlewam ją do formy i wstawiam do piekarnika rozgrzanego do 200 st. C na 25-30 minut.
* zachowałam oryginalną pisownię reklam
**umiejscowiłabym je pomiędzy kokosanką a kokosowym muffinem
mam wrazenie aniu, ze jestes niepoprawna romantyczka! :-)
OdpowiedzUsuńKupuję ten patent na wróżby z reklam! A ciasteczka prześliczne!
OdpowiedzUsuńAniu! Ja też zaklinam! :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się osobiście czasem odpędzić od symetrii, zaklinania nie praktykuję.
OdpowiedzUsuńCrazy little thing called love to taka ładna piosenka, stop, stop, stop - wcale nie myślę o tym, że jak ją usłyszę zacznie padać.
No STOP krzyczę!
Aniu jesteś niesamowita !:) Alez pięknie się Ciebie czyta. Wspaniale piszesz :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie.
Jej!
OdpowiedzUsuńa myślałam,że to ja tylko tak mam,a propo wymyślania sobie codziennych wtróżb .Mile mnie zaskoczyłam,tzn.,że nie ześwirowałam aż tak bardzo-jak mi się ostatnio wydawało:P
Ps: już sobie wyobrażam ten boski zapach coco au miel.
mam bardzo podobnie jesli szybciej dojde do mojej bramki niz samochod nadjedzie z przeciwka bede miala szczescie... :)
OdpowiedzUsuńfajnie ze nie jestem sama :]
viridianka
ja też często coś zaklinam
OdpowiedzUsuńale ten patent z reklamami jest nieziemski, świetny, pewnie nieświadomie już go podłapałam ;)
Też czasem tak robię, ale raczej jako sposób na umilenie chwili, uświęcenie jej. Żeby nie było wciąż tak samo! Ale jeśli chodzi o takie wróżby i inne rzeczy sprawdzające się w przyszłości, to ostatnio świetnie mi to idzie :). W sensie, że takie krótkotrwałe przewidywania przyszłości ostatnio mam... Co jest w sumie rzeczą fajną, bo jakoś nigdy moje przeczucia się nie sprawdzały ;)).
OdpowiedzUsuńBo przewidywałam przecież, że będzie u Ciebie coś pysznego, nieprawdaż ;))?
O matko :) A ja inna jestem :) Nie lubie zaklinania. ALe wczytalam sie w Twoj tekst z zainteresowaniem.
OdpowiedzUsuńCiastka i zdjecia piekne :)
Ech... Się porobiło no...;)
OdpowiedzUsuńŚlicznie wyglądają coco :-)
"armia ślimaków wypełzła z krzaków" och Aniu ten tekst mnie rozbawil, ale tak naprawde to chcialam napisac o lampionach, bardzo mi sie spodobaly! Ale pada, krople na lisciach konwalii... tak sobie pomyslalam, ze gdyby zrobic lampionom azurowe "przykrywki" z lisci, to nawet mogloby kropic bez szkody dla plomienia? Moze udziwniam niepotrzebnie i wpycham sie?
OdpowiedzUsuńSciskam i slonka promyk sle Ci Aniu :-)
Cudawianko, może troszkę...;)
OdpowiedzUsuńGrażyno, Majanko,Ewo dziękuję za miłe słowa!
Olu, Agato, Viridianko,dobrze wiedzieć, ze nie jestem w tym sama...:)
Michale, "Crazy.." to cudowna piosenka... Mam nadzieję, że nie będzie mi się kojarzyła wyłacznie z deszczem :)
Ha, Olu, Ty to masz przeczucie! :)
Mafilka, ano się porobiło :)
Basiu, promyk słońca jak najbardziej wskazany, bo tutaj szaro i nijak. Nie wiem, czy listki by tu przetrwały, wiesz?Myslę, że wyszłyby z tego co najmiej okopcone. No i ten wiatr... Nie wytrzymałyby długo na moich "lampionach" :( Ale pomysł ładny! :)
Zaklinaj Aniu, zaklinaj... póki czas, póki chęci i spontaniczność żyje. :)
OdpowiedzUsuńA zdjęcia piękne! :)
Nie wróżę, nie zaklinam, złoszczę się i tyle, ale zdjęcie liści w deszczu - piękne! Co do babeczek - to wolę dziś kontemplować przyrodę ;)
OdpowiedzUsuńPodpinam sie pod wypowiedz Malgosi jesli pozwoli ;)
OdpowiedzUsuńI mam nadzieje, ze bedzie sie Tobie chcialo zakinac ta rzeczywistosc jak najdluzej. Mnie sie coraz mniej chce takich rzeczy i czuje sie staro. Okopnie staro.
Buziaki :*
Cudnie tutaj, tak cieplo i spontanicznie :) Faze na takie 'zaklinanie' miala baaardzo dawno temu ;) Fajnie, ze mi o tym przypomnialas :)
OdpowiedzUsuńPS. Cudne zdjecia :)
Nie wroze zazwyczaj, ale patent na Gmail kupuje... teraz odruchowo bede zerkac w miejsce, ktore dotychczas ignorowalam ;p
OdpowiedzUsuńPiekne zdjecia :)
Aniu, no wiec moznaby listki jakos zwiazac zdzblem trawy, ale jak napiasalas okopci je, wiec moj pomysl to bedzie prawdziwie niezrealizowany nawet nie prototyp :)
OdpowiedzUsuńChciaz chyba wiesz co, lepiej w tym czasie wymyslic jakas fajna wrozbe Gmail! Usciski.
i mnie zdarza sie zaklinanie:) do tej pory z nikim o tym nie rozmawialam i nawet zastanawialam sie, czy to normalne...a tu prosze, nie jestem sama:)
OdpowiedzUsuńCoco Au Miel są też na mojej liście, tylko kiedy mi się to uda ??
OdpowiedzUsuńAnia, czuje sie jak zaczarowana... Piekne zdjecia, swietny pomysl na swieczki w sloikach i fantastyczny przepis :)
OdpowiedzUsuńMoc pozdrowien
szalona :) uwielbiam Twoje wpisy i Twoją rzeczywistość :)
OdpowiedzUsuńNo i mnie zatkało ;) nie wiem, co mam napisać, w zachwycie pochłonę to tylko ;)
OdpowiedzUsuńMałgosiu, An-no, Beo, Joanno, Ally, Oczko - dziekuję Wam za miłe słowa! :)
OdpowiedzUsuńŁojej, Polko...Ja tez coraz częściej czuje się staro. Taki los...Ale żeby az 'okropnie staro'?! No proszę Cię...
Ziji, no i niechcący zwiększyłam oglądalnośc reklam na Gmailu ;) A przeciez im własnie o to chodzi! Ale ja się nie mogę od tego powstrzymać... :)
Basiu, zrealizuj to, może być ciekawie :) Z reszta okopcone liscie to tez fajna sprawa ;)
Mam nadzieję, że zyjesz po długiej podrózy...No i witaj w EUROPIE! :))) Uściski!
Aniu, tu jest więcej takich, jak my :)
Nino, moja lista tez jest olbrzymich rozmiarów...
Z przeżyć początkującej bloggerki: sądziłam, że takie talerzyki przenigdy dobrze nie wyjdą na zdjęciu (a próbowałam). Teraz już wiem, że mogą wyglądać ślicznie. Zresztą zazdroszczę wszystkich zdjęć. A babeczki na pewno są przepyszne.
OdpowiedzUsuńKrolino, te talerzyki są całkiem fajne, bo proste i delikatne :) Więc przy odpowiednim oświetleniu wyczarujesz z nich ładne zdjecie!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :)