Pages

piątek, 27 marca 2009

Słodkie geny

Dziś, na na przekór pogodzie, zjedliśmy danie we wszystkich odcieniach zieleni (doprawione bielą).
Seledynowa kapusta pekińska,
zielony szczypiorek (jeszcze nie z własnej hodowli, niestety – mój się ociąga),
białe wstęgi rzepy,
paseczki jasnego kurczaka
i przezroczysty makaron ryżowy (uwielbiam jego ascetyczny wygląd).
Wszystko to okraszone sosem rybnym i wrzucone do woka. Nawet pałeczki miałam zielone!

(Zdjęcia brak: byłam zbyt głodna, by skupiać się na ostrości zdjęć, ustawieniu pałeczek czy wyborze ładniejszego profilu dania…)

***

A już za chwilę przypełznie kolejny

.
Zapowiada się zimowo, więc szykuję stos książek i czekam, aż nadejdzie kanapowa sobota – czas lektury i ciepłej herbaty.
A do herbaty najlepsze będą… No właśnie. Zacznijmy od początku.

Odkąd pamiętam, spędzałyśmy z Ewą (moją najmłodszą siostrą) wiele czasu w kuchni. Gdy miałam naście lat, Ewa miała zaledwie kilka. Siadała na kuchennym blacie, a ja smażyłam jej kropeczki, placuszki wielkości orzecha włoskiego, francuskie tosty na słodko – z miodem i cynamonem – i słono – z serem żółtym i szynką. Z biegiem lat siostra zaczęła brać czynny udział w kuchennych zabawach. Odmierzała składniki, lepiła ze mną ciasteczka, wyjadała z misek resztki czekoladowej masy …

Kilka dni temu wbiła nas w ziemię.
Już w przedpokoju zaatakował nas intensywny zapach czekolady; w kuchni okazało się, że nasza kucharka upiekła… czekoladowy tort Nigelli. Na pytanie, co skłoniło ją do takiego wyczynu odpowiedziała, że mieli z tatą ochotę na coś słodkiego. Dlatego też Ewa poświęciła kilka godzin na pieczenie dwóch blatów ciasta, robienie strrrrrasznie kalorycznej i równie pysznej masy czekoladowej, a także zapełnianie zlewu tysiącem misek, miseczek i mich (z czego mama była niezmiernie zadowolona;).

Następnego dnia ciasto smakowało jeszcze lepiej: było intensywnie czekoladowe, słodkie i wilgotne.

Wczoraj wieczorem dostałam smsa z zaproszeniem na kolację autorstwa Ewy.
Na progu przywitał mnie znajomy zapach. Słodkawy i orzeźwiający. Kojarzyłam go, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć, co jest jego źródłem. Chwilę później wszystko się wyjaśniło: na stole stały słoiczki z pomarańczowym i morelowym dżemem, świeże masło i… sterta pomarańczowym mufinów. To jedne z naszych ulubionych wypieków śniadaniowo-kolacyjnych, piekłam je kilkakrotnie, zawsze znikały jeszcze zanim zdążyły ostygnąć. Nie inaczej było podczas tamtej kolacji.

Mufiny były słodkawe, ciepłe i aromatyczne.
Najlepsze z kawałkiem masła, którego brzegi delikatnie topiły się w zetknięciu z ciepłym ciastem.

Idealne!



POMARAŃCZOWE MUFINY ŚNIADANIOWE
(z książki „Nigella gryzie”)

75 g masła
250 g mąki
25 g mielonych migdałów
½ łyżeczki sody
2 łyżeczki proszku do pieczenia
75 g cukru
skórka z 1 pomarańczy
100 ml swieżo wyciśniętego soku z pomarańczy
100 ml mleka
jajko

Ewa rozpuściła i ostudziła masło. Wymieszała suche skałdniki: mąkę, mielone migdały, sodę, proszku do pieczenia, cukier, skórkę startą z pomarańczy. W innym naczyniu wymieszała mokre składniki: sok z pomarańczy, mleko, jajko oraz ostudzone masło.

Wymieszała płynne z suchymi, pamiętając o złotej zasadzie pieczenia mufinów: mieszaj delikatnie i niezbyt dokładnie (inaczej wyszłyby jej twarde grudy). Piekła je w 200 st. C., przez ok. 20 minut.

27 komentarzy:

  1. Musiały być pyszne, skoro nawet jednej nie zdążyłyście sfotografować :D

    OdpowiedzUsuń
  2. jakie to urocze:-)
    w moim domu to ja jestem tą młodszą siostrą
    ale jednak większośc rzeczy nauczyłam się przygotowywac podglądając Mamę, siostra rzadko kucharzyła
    a teraz jak do mnie dzwoni to pyta ciągle kiedy przyjade upiec jakies ciasteczka, takie t miłe:-)
    na takie migdałowo pomarańczowe muffinki to mam ochotę..

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniu, muffiny musiały byc cudownie smaczne ! :))
    Szkdoa,ze nie została dla mnie ani jedna babeczka hi hi ;)
    Pzodrawiam przedweekendowo :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No, to pyszne jedzenie było, w najmodniejszych kolorach sezonu;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam ta ksiazke! Widzialam te muffiny tralalal :) Ale potrzebowalam recenzji :) Teraz juz wiem, ze warto je zrobic!
    Moja Mlodsza (19 lat) ostatnio zalapala bakcyla na kucharzenie, wiec moze cos jest jednak z tymi genami... :))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale szybciutko zniknęły Twoje muffinki. Musiały być wspaniałe! a to danie we wszystkich odcieniach zieleni...pycha!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Monsai, podczas kolacji nie miałam aparatu, więc jedyne, co mi pozostało, to zabrać ze sobą papilotki i cyknąć im foto :)

    Asiejko, mnie tez ciągle pytają, kiedy znów będzie coś słodkiego :)

    Majano, były smaczne, to fakt...

    Majmily's, no tak, udało się jej :)

    Polko, z czystym sumieniem mogę Cie zachęcić do tych mufinów. Ale koniecznie jedz ciepłe.

    Alicjo, były strasznie pyszne :)Smakowaly tym bardziej, ze upoieczone przez kogos innego :)

    Pozdrawiam Was!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ładna historia o siostrze, a poza tym... ładny kolor sweterka ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. No nie Aniu! Czuję się wielce rozczarowana! Samymi papierkami swoich blogowych gości raczysz? ;-) Nie ładnie, oj nieładnie... ;-))

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspaniale mieć taką siostrę i takie wspomnienia ... i cudownie móc zjeść takie pyszne muffinki :) Gratuluję wspaniałej siostry i pysznej kolacji ... zielonego obiadku też :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja tam nie potrzebuję zdjęć. To jak opisałaś te muffiny działa na mnie lepiej niż najlepsze zdjęcie :). Muszą być pyszne!

    OdpowiedzUsuń
  12. Aniu, mysle juz od paru godzin co Ci napisac... Zaczne od tego, ze starsznie milo Cie poznac!
    I po pierwsze, samolubnie, bradzo Ci dziekuje za docenienie moich blogowych historii, czasem sobie mysle ze ten blog jest przez to za bardzo osobisty, ale moze te historie i wspomnienia odrozniaja mnie w potoku przepisow (ale tez z tego powodu trzymalam go dlugo niby w tajemnicy przez swiatem bloggerow:).
    Po drugie, jestem zafascynowana Twoimi zdjeciami - zwlaszcza orzechow, drewniannych fragmnetow - piekne!
    Po trzecie od kilu dni marze o tarcie cytrynowej ktora wlasnie widzialam na Twoim blogu, wczesniej go wogole nie znajac. Mam nadzieje, ze odwaze sie ja niebawem wyprobowac.
    Niesamowite, ze obie zakladalysmy bloga 1-go kwietnia...
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  13. Sliczna historia :)
    U nas to ja jestem ta mlodsza siostra, ale niestety wczesniej nie mialysmy w zasadzie okazji wspolnie kucharzyc; dopiero teraz, gdy od czasu do czasu spotykamy sie podczas wakacji...

    A muffinki po Twojej rekomendacji z pewnoscia kiedys upieke :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. ahh a gdzie te muffiny? dałabyś nacieszyc oko chociaż ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Były sobie muffiny..i nie ma muffin:P
    Ładny masz lakier do paznokci:P

    OdpowiedzUsuń
  16. ale mi narobiłaś smaka na muffinki, najlepiej właśnie przy dobrej książce, kawie i kocyku :)
    a jaką kanapową lekturę polecasz? :>

    OdpowiedzUsuń
  17. Aniu, ale masz zdolną siostrę:) Moja siostra też lubi i umie dobrze gotować. Kiedyś, jak razem jeszcze mieszkałyśmy z rodzicami, to często razem z nią, albo nawet w czwórkę z rodzicami pichciliśmy w kuchni. A jak miała Pierwszą Komunię, to własnoręcznie przygotowałam jej tort, od początku do końca! Miałam wtedy 14 lat:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ups, za szybko poszło:)
    Zapomniałam jeszcze napisać, że przepis na muffiny sobie zabieram i niebawem je upiekę:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Kochaną i zdolną masz siostrę! Gratulacje i życzę Ewe więcej kulinarnych pysznych dań, może niebawem sama założy kulinarnego bloga? :)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  20. Czyli: nie poszła w las nauka :) Chciałabym być Twoją siostrą i zjadać pyszności, o których piszesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Hi hi, dzięki, Ptasiu. Tez lubię ten kolor :)

    Małgosiu, musisz wybaczyć ;) Miałam co prawda mozliwośc podlinkować stare zdjecia mufinów z forum, ale one są niezbyt udane, wiec sobie darowałam. Z resztą od czego jest wyobraźnia! ;)

    Tili, zgadzam się w pełni, ze taka siostra to skarb. Przeważnie :D

    Olalala, były pyszne, dostałam wczoraj kolejne dwie sztuki, bo siostra dopiekła blaszkę :)

    Buruuberii, tak się ucieszyłąm, gdy zobaczyłam wpis od Ciebie! Bardzo dziękuję Ci za miłe słowa, to jest... budujące :) Wiecej napsiałam u CIebie, wiec już pewnie przeczytałaś. Pozdrawiam Cię serdecznie.

    Beo, z nieciepliwością czekam, aż wypełnisz lukę zdjeciową i pokażesz, jak wygladają te mufiny :)

    Ago, już dawno ich nie ma... Nawet ja oko króciutko cieszyłam :P

    Olciaky, a dziękuję, tez go lubię :)

    Zwegowani, kanapowa lektura u mnie to ostatnio "Doktor Żywago", ale to mało wiosenne... nic, tylko mrozy i rewolty :P

    Kasiu, tez niezły wyczyn, tort na Komunię siostry! A taie wspólne pichcenie jest najfajniejsze, pod warunkiem tylko, ze każdy ma wydzielone zadania. Inaczej chaos i zgrzytanie zębów...:)

    Notme, przekażę Ewie te słowa, na pewno się ucieszy :) A wiesz, tez jej mówiłam o blogu kulinarnym, jedną czytelniczkę miałaby na pewno :)

    Ha, Lisko, nie poszła w las nauka. A najfajniejsze jest to, ze to początki kulinarnej działalności Ewy. Ciekawe, czym później będzie nas zaskakiwać :)

    Pozdrownienia wieczorową, tfu!, nocną porą!

    OdpowiedzUsuń
  22. muffinki wyprobowane :) pieknie pachna i jeszcze lepiej smakuja :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Dagmaro, bardzo się cieszę! :) Miło mi, że mimo braku zdjęcia zaufałaś mi i je upiekłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Aniu, tez odpisalam tyle ze tym razem "u siebie" - nie wiem czy widzialas... a wiecej dodam zaraz pod Twoim postem o jajkach, papa

    OdpowiedzUsuń
  25. Twoje wspomnienia przypominają mi trochę moją teraźniejszość :) Moja siostra, odrobinę nieudolnie, stara się pomagać mi w kuchni. Niestety, jak na razie najlepiej, kiedy jej czynny udział ogranicza się do konsumpcji ;) Zrobiłam muffinki w formie ciasta, były przepyszne!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  26. W formie ciasta tez musi byc pycha, chyba najfajniejsze w keksówce :)

    OdpowiedzUsuń

Ze względu na ogromną ilość spamu, jaka zalewała blog, musiałam wprowadzić weryfikację obrazkową. Za uciążliwości z tym związane przepraszam.