Dwie najgorsze rzeczy w życiu blogerki kulinarnej (i smalec fasolowy)


Dwie najgorsze rzeczy w życiu blogerki kulinarnej?


Pierwsza: zrobić ładne zdjęcia niedobrej potrawy. Wspominałam już o tym w kazusie z pieczonym fuj-awokado, gdy to zostałam z partią przyzwoitych fotografii dania o wielce nieprzyzwoitym smaku, w negatywnym tego słowa znaczeniu (o,tu).

Druga rzecz to zrobić zdjęcia dania, które i owszem, jest pyszne, ale podczas sesji doszło do zewnętrznych zakłóceń. A powtórzenie zdjęć nie jest możliwe, bo nasz model został już zjedzony. I tak np. po zgraniu fotografii okazuje się, że w centralnym punkcie potrawy znajduje się WŁOS. Długi blond włos z pachnącego odżywką kucyka. Albo wstrętny odcisk palca na pierwszym planie. Albo jeszcze gorzej: że w ferworze stylizacji fotograficznej okleiliście słoik ze smalcem fasolowym ozdobną taśmą, na której w momencie bliżej nieokreślonego zawieszenia umysłu napisaliście "pasztet jarski" (!). Pasztet jarski?! Przytomniejecie dopiero po zgraniu zdjęć, kiedy po smalcu vel pasztecie nie ma śladu.


Wracając na chwilę do pierwszego punktu... Nie wiem, co jest grane. Czy zrobiłam się bardziej wybredna czy też osłabł mój instynkt kulinarny, ale ostatnim czasy zaliczyłam kilka wpadek (niegdyś zdarzało mi się to bardzo rzadko). Wybrałam przepis na coś, co wydawało się być smaczne, ale w zderzeniu z moimi kubkami smakowymi okazało się nie-dob-re. 

Moje ostatnie rozczarowanie to pasztet selerowy z orzechami włoskimi. Dobrze, że nie zrobiłam mu wielkiej sesji...


***
Smalec fasolowy to puszczenie oczka wegan w stronę mięsożerców. Nie znajdziemy tu grama tłuszczu zwierzęcego, za to aromaty, które kojarzą się ze smalcem - majeranek, smażoną cebulkę i nutę wędzonki, za którą odpowiadają suszone śliwki.

Pierwsza tura smalcu tak nam zasmakowała, że szybko ugotowałam drugi garnek fasoli i przygotowałam kilka słoiczków na zapas. Smalec przygotowałam na bazie fasoli wrzawskiej ChNP (poczytacie o niej tutaj) z niezastąpioną, pyszną suską sechlońską (ze znakiem ChOG, czyli... poczytajcie tu).





"SMALEC" FASOLOWY
(pasta fasolowa)

3 szklanki ugotowanej fasoli wrzawskiej ChNP (lub innej białej)
4 średniej wielkości cebule
12 wędzonych śliwek (u mnie suska sechlońska ChOG)
2 liście laurowe
4 kulki ziela angielskiego
2 kulki jałowca
4 goździki
1 łyżeczka majeranku
3-4 łyżki sosu sojowego
świeżo zmielony pieprz
4 łyżki oleju rzepakowego

Cebule kroję w krótkie paski. Na patelni rozgrzewam 2 łyżki oleju i na małym ogniu podsmażam cebulkę razem z zielem, jałowcem, liśćmi laurowymi, goździkami (cebula nie może się przypalić). Śliwki pozbawiam pestek i kroję w paseczki. 

Ugotowaną fasolę miksuję na gładko z sosem sojowym, majerankiem, solą, pieprzem, 2 łyżkami oleju rzepakowego i 1/2 szklanki zimnej wody.

Podsmażoną cebulę pozbawioną przypraw oraz pokrojoną śliwkę i dodaję do fasoli. Miksuję całość przez chwilę - masa ma być niejednolita, cebula i śliwka w wyraźnych cząstkach. Mieszam, smakuję, ewent. doprawiam całość. Przechowuję w słoikach w lodówce.


Uwagi:

1. Przepis z książki Marty Dymek ("Jadłonomia"). Kolejny strzał w dziesiątkę! O papierowej "Jadłonomii" pisałam całkiem niedawno (tu). Moja wersja jest nieco zmieniona, bo podczas drugiej tury gotowania "smalcu" nieco odeszłam od oryginału.

2. Komu nie odpowiada określenie "smalec", może nazwać to fasolowym smarowidłem :)

3. Najpyszniejsza wersja "smalcu": natarta czosnkiem grzanka + warstwa smalcu + plaster octowo-miodowego ogórka (kupuję je w Lidlu). Z podanych proporcji wychodzą 3 małe słoiki (mniej-więcej).

Etykiety: , , , , ,