Czekolada w kieszeni (pękające czekoladowe ciasteczka, czyli chocolate crinkles)

 
Słoneczna niedziela. Z chodników zniknęła warstwa śniegu, zagęściło się od dziecięcych wózków. Spacerowicze wystawiają twarze do słońca, łapczywie chłonąc promienie.

Sunę po chodniku w nazbyt ciepłych kozakach, rozwiązuję szalik i rozkoszuję się tą szczyptą wiosny w środku zimy. Z drugiej strony, jeszcze się zimą nie nacieszyłam – lubię siarczyste mrozy, gorzką czekoladę w kieszeni i długie spacery po ośnieżonym lesie.

Tydzień temu odbyłam jedną z takich wędrówek. W połowie drogi usiadłam nad brzegiem strumyka i z kieszeni spodni narciarskich (w takich najbardziej lubię spacerować zimą) wydobyłam czekoladowe ciasteczko. I ta chwila, kiedy zamknęłam oczy i wsłuchując się w szum wody, powoli jadłam ciastko, była jedną z najładniejszych tej zimy.  

Ciasteczka równie dobrze smakują zajadane w niedzielny wieczór, z książką pod pachą (na przykład jedną z tych tutaj) i kubkiem herbaty z mlekiem obok.

***

Dziękuję Wam za ciepłe przyjęcie informacji o książce! Wbrew pozorom to była dla mnie stresująca sprawa, długo trzymałam to w tajemnicy i kiedy przyszła chwila wyjawienia tej wiadomości, poczułam tremę.

Jako że pojawia się dużo pytań o kształt książki, pomyślałam, że napiszę o niej kilka słów, może również o tym, jak powstawała, bo podczas pisania niejednokrotnie korciło mnie, by podzielić się z Wami kawałkiem mojego biurka albo przemyśleniami na temat procesu pisania. 

To w następnej notce, dzisiaj zostawiam Was z przepisem na pękające ciasteczka czekoladowe.


PĘKAJĄCE CZEKOLADOWE CIASTECZKA (CHOCOLATE CRINKLES)

220 g gorzkiej czekolady

110 g masła 
2/3 szklanki cukru 
3 jajka 
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia 
szczypta soli 
1 i 2/3 szklanki mąki 
cukier puder do obtoczenia 

Masło i czekoladę umieszczam w rondelku, rozpuszczam (na małym ogniu, mieszając co chwila, by nie spalić czekolady). Odkładam do ostudzenia.

Białka oddzielam od żółtek i ubijam na pianę. Pod koniec ubijania dodaję cukier, ubijam dalej, następnie dodaję żółtka i ubijam jeszcze chwilę, aż składniki się połączą. Ostudzoną czekoladę z masłem mieszam delikatnie z pianą. Następnie dodaję mąkę, sól i proszek do pieczenia, mieszam delikatnie. Ciastka wkładam do lodówki na min. 2 godziny, a najlepiej na noc. Następnego dnia formuję z ciasta kulki wielkości orzecha włoskiego, obtaczam w cukrze pudrze i układam w dużych odstępach na blasze do pieczenia.

Natychmiast wkładam do piekarnika, by cukier nie zwilgotniał. Ciasteczka piekę ok. 10-13 minut w 165 st. C., studzę na kratce.

Uwagi:

1. Przepis na ciasteczka pochodzi z mojego starego przepiśnika nr 3 pt. Słodkie :), a jako źródło wskazałam w nim Galerię Potraw.

2. Ciasteczka smakuję trochę jak brownies. Mocno czekoladowe, delikatne – miękke, nie chrupiące. A te ciasteczka obok to mandarynkowe cudeńka, które pokazywałam tutaj.

Moje ulubione przepiśniki, nr 3 i 4;

Etykiety: , , , , ,