Skrawek leniwej niedzieli



Po szaleństwach zeszłego weekendu, ten miał przepłynąć cicho i spokojnie. W planach miałam dużo czytania, sporo gotowania, łyżwy i może jakiś leniwy spacer brzegiem morza.

Tymczasem „Heban” i nowiuśkie wydanie Kuchni przez weekend leżały odłogiem, polędwiczki w sosie z zielonego pieprzu i kokosowe kakao pozostały w sferze marzeń i nawet łyżwy przeleżały w kącie przedpokoju cały piątek, sobotę i niedzielę.

Zamiast tego zarwaliśmy piątkową noc na parapetówę u kolegi, którego dzień później spotkaliśmy na urodzinach Kasi, od której wychodziliśmy o 2.00, tylko dlatego, by następnego dnia zachować formę na stoku… Dziś, u schyłku niedzieli, czuję pewne przerażenie na myśl, że przede mną cały długi, ciągnący się jak guma do żucia tydzień pracy.

Ale zanim nadejdzie pracowity tydzień, przed nami leniwa końcówka niedzieli.
Przede mną jeszcze trochę lektury,
wylegiwania na kanapie,
wygrzewania pod białym pledem
i chłeptania gorącej herbaty.

Szkoda, że nie ma już trufli – zjedliśmy z Tomkiem tylko po jednym, bo reszta poszła do Kasi na urodziny.

Dobre były. W sam raz na leniwą niedzielę.



TRUFLE TIRAMISU

50 ml śmietanki 30 %
130 g sera mascarpone
1 żółtko
3 łyżki cukru pudru
4 podłużne biszkopty (można je zastąpić okrągłymi)
1 łyżka Amaretto (można go zastąpić innym alkoholem)
1 łyżka kawy rozpuszczalnej
150 g czekolady deserowej

Kawę zalewam 2 łyżkami wrzątku, gdy lekko ostygnie, dodaję do niej Amaretto. Do płynu wkładam połamane na mniejsze cząstki biszkopty.

Ubijam śmietankę z 1 łyżką cukru pudru. W oddzielnej misce ucieram żółtko z pozostałym cukrem (na jasną masę). Do utartego żółtka dodaję mascarpone i mieszam łyżką do połączenia składników. Następnie dodaję do masy ubitą śmietankę, mieszam. Na sam koniec dodaję biszkopty.

Tak uzyskaną masę wylewam na głęboki talerz i wstawiam do zamrażarki na ok. 2,5 godziny. Po tym czasie formuję z masy ok. 15 kuleczek i układam na płaskim naczyniu, a następnie chowam do zamrażarki na ok. 1 godzinę.

W tym czasie topię czekoladę w kąpieli wodnej albo w mikrofali (ja używam mikrofali, ale uwaga - to opcja dla b. ostrożnych).

Gdy kuleczki będą zmrożone, nadziewam je na wykałaczkę i zanurzam w roztopionej czekoladzie, a następnie układam na tacy. Należy to robić b. szybko, ponieważ kulki w zetknięciu z ciepłą czekoladą lubią się zsuwać.

Tak przyrządzone kulki wstawiam do zamrażalnika. Wykładam kwadrans przed podaniem.



Uwagi:

1. Trufle zobaczyłam u Viridianki, która to wzięła je od Joanny. Zrobiłam je z połowy porcji, co dało około 15 kuleczek.

2. W odróżnieniu od czekoladowych trufli, które robiłam jakiś czas temu, przy tych było trochę pracy. Największą trudność sprawiało mi zanurzanie kuleczek w czekoladzie, bowiem kilkakrotnie zsunęły mi się do czekolady.

3. Powiem Wam, że warto poświęcić temu deserowi trochę czasu, bo smakuje naprawdę fajnie. Lekko zmrożone trufle mają posmak lodów. Chrupka czekolada skrywa skondensowany smak tiramisu: czuć tu posmak biszkoptów, czuć nutę Amaretto i kremowość mascarpone.

4. A papilotki, w których spoczęły trufle są podarunkiem od mistrzyni kolacji tematycznych, pani Serwusowej z GP. Dziękuję, Serwusowa! Mam nadzieję, że zawartość papilotek przypadła Ci do gustu… :)

Etykiety: , , , ,