Niedzielny obiad to schabowy z ziemniakami i mizerią.
Mielone z ziemniakami i buraczkami.
Pomidorowa z makaronem domowej roboty.
Zrazy z ogórkiem i kawałkiem boczku w środku, zanurzone w gęstym aromatycznym sosie, z kaszą oraz surówką z kiszonej kapusty i jabłka.
Pieczony kurczak, puree ziemniaczane i surówka z tartej marchewki.
Niedzielny obiad kojarzy mi się z mięsem.
Naleśniki z powidłami, placuszki z twarogiem albo
ryż zapiekany z jabłkami i cynamonem to potrawy na sobotę. Wtedy może być słodko, może być delikatnie, ale niedziela…
Niedziela wymaga kopniaka, czegoś mocniejszego. Tego dnia jadam najbardziej klasycznie, przywołując w mojej kuchni obiady z przeszłości. Albo przynajmniej cień obiadów z przeszłości.
Tej niedzieli smażyłam kotlety*.
Co prawda nie podałam do nich ziemniaków ani mizerii, nie było nawet surówki z marchewki, ale i tak było w tym obiedzie coś - w moim mniemaniu - odświętnego: kotlet wylądował na stole. Obok niego spoczęła
miska sałatki z dyni, orzechów włoskich i lazura oraz ryż, głównie dla Tomka.
A ciocia Bożka w niedzielę zrobiła
mięso w prodiżu z kluseczkami śląskimi i buraczkami. Na deser była
babka dyniowa podawana z gałką lodów śmietankowo-wiśniowych.
Mamcia zrobiła
buchty drożdżowe z gulaszem, na deser zaś
gofry z przepisu, który jej podesłałam**.
Informacji na temat obiadu babci nie posiadam, ale stawiam na
pomidorową z zamkniętych w puszce słodkich pomidorów od wujka Jurka. Na deser było zapewne ciasteczko kupione u Kamili, czyli osiedlowej sprzedawczyni, którą znamy od wieków.
A co dobrego Wy jedliście w niedzielę?
SAŁATKA Z DYNI, LAZURA i ORZECHÓW WŁOSKICH
Składniki (na 2 osoby):
1/4 dużej dyni albo 1/2 małej
łyżeczka ziaren kuminu
1/2 opakowania niebieskiego sera pleśniowego (albo innego, który łatwo się kruszy)
3 łyżki posiekanych orzechów włoskich
2 łyżki oleju
Dynię kroję w dużą kostkę (bok = ok.2,5 cm).
W głębokiej patelni rozgrzewam olej. Wrzucam nań kumin, a gdy przyprawa zapachnie, dorzucam dynię, mieszając, by kostki pokryły się przyprawami i olejem. Smażę ok. 5 minut na dużym ogniu, następnie trochę zmniejszam gaz, przykrywam patelnię i duszę jakieś 10 minut, co jakiś czas delikatnie mieszając zawartością. W tym czasie na drugiej patelni podprażam orzechy włoskie.
Gdy dynia będzie miękka (a powinna być gotowa po kwadransie, jeśli nie, duszę ją dalej), przerzucam ją do miski. Mieszam z orzechami włoskimi i kruszę ser. Serwuję na ciepło, wtedy sałatka jest najlepsza.
PIERSI KURCZAKA W ORZECHOWEJ PANIERCE
Składniki (na 2 osoby):
1 filet z kurczaka
2 łyżki bułki tartej
garść (albo inaczej: ¾ szklanki) orzechów włoskich
3 łyżki mąki
1 jajko
sól i pieprz
olej do smazenia
Filet przekrawam na pół, tworząc dwa płaskie, mniejsze kawałki. Każdy filet solę i pieprzę. Orzechy tłukę w moździerzu – powinny być dosyć drobne, ale gdzieniegdzie może zostać większy kawałek.
Do pierwszej miseczki wsypuję bułkę mąkę. W kolejnej miseczce mieszam bułkę tartą i orzechy. W trzeciej roztrzepuję jajko. Filety maczam w jajku, obtaczam w mące, następnie znów w jajku i na koniec w orzechach i bułce tartej. Smażę na gorącym oleju, w dość dużej jego ilości (aby boki też były chrupkie). Następnie odsączam kotlety z namiaru tłuszczu na papierowym ręczniku.
Uwagi:1. Obydwa przepisy są nie mają konkretnego źródła. Z
orzechową panierką znamy się i lubimy juz od dawna, natomiast sałatka z dyni powstała wskutek inspiracji
basiną zupą dyniową z orzechami i lazurem (swoją drogą zupę tez zrobiłam, była pyszna!).
2. Sałatka jest pyszna. Mamy tu
słodkawą dynię (
KaroLina przekonała mnie do jej smażenia),
ostry ser i chrupkie orzechy, które idealnie komponują się ze smakiem sera i miękkością dyni. Jest tu także kumin, który nadaje wyrazistości dyni. Bo musicie wiedzieć, że dynia + kumin to moje kolejne połączenie idealne.
3. Kurczak też pyszny, bo chrupiący, bo soczysty w środku, bo delikatny i wyrazisty zarazem. Bardzo pasowałaby mi do niego mieszanka sałat z lekkim winegretem.
4. Oczywiście moje orzechowe wariacje wiążą się z Orzechowym Tygodniem, o którym ciągle myślę jako o Orzechowym Weekendzie, bo takim go ongiś zapamiętałam :)
*chyba lubię smażyć (choć nie robię tego zbyt często)… Bo gdy przejść niemiły etap panierowania, podczas którego ciasto i jajko tworzą na palcach grube warstwy, zaś kuchenny blat wygląda jak po przejściu tornada, to robi się całkiem miło. Tłuszcz przyjemnie skwierczy, a ja obserwuję, jak kotlet powoli zaczyna się złocić. Panierka staje się chrupiąca, a w środek zachowuje całą swą soczystość i delikatność, kotlet ląduje na talerzu;