Zawsze, kiedy w domu pachnie drożdżowym ciastem, czuję się jak bogini
domowego ogniska. Nie ma chyba bardziej ciepłego i przyjaznego aromatu, przynajmniej w naszej strefie klimatycznej. Magia rozpoczyna się już
na początku, kiedy wkruszam lepkie drożdże do kubka z letnim mlekiem i cukrem. Orzeźwiający,
organiczny zapach zwiastuje początek przygody.
Późniejszy korowód obfitości wyostrza zmysły: żółtka łączą się z
ciastem, zaczyna pachnieć masło, które nadaje puszystej masie kuszący połysk.
Jeszcze tylko ziarenka wanilii, które są dla drożdżowego jak porcja ulubionych
perfum na nadgarstku, czysta ściereczka, która otuli pulchne ciasto i pomoże mu
podwoić objętość. Lubię ten proces wyczekiwania, zaglądanie pod ściereczkę, czy
to JUŻ, czy można przejść do kolejnego kroku.
Wyczekiwanie wzmaga apetyt, więc kiedy ciasto podwaja objętość, cieszę
się jak dziecko. A potem, gdy drożdżowe jest już w piekarniku, po domu
rozchodzi się ten obezwładniający aromat niedzieli, słodkich podwieczorków u
dziadków, mamy krzątającej się po kuchni - zapach szczęśliwego dzieciństwa.
Mniej lub bardziej świadomie staram się kłaść podwaliny pod szczęśliwe
dzieciństwo Olka. Jednym z jego elementów jest właśnie porcja pachnącego
masłem, ciepłego jeszcze ciasta drożdżowego.
Moje ulubione drożdżowe to takie, które pachnie masłem i jest wilgotne. Nie cierpię suchych jak wiórki, trudnych do przełknięcia bez popicia herbatą drożdżowych. Dlatego w przepisach, które wykorzystuję, jest dużo masła, bo ono nadaje ciastu pożądaną wilgoć i czyni je aksamitnym.
Przepis, który tutaj widzicie, znalazłam w książce Fanny Zanotti (ostatnio prezentowałam naleśniki z palonym masłem z jej przepisu - klik). Pierwsze podejście do brioszki było zadowalające, ale nie w pełni. Ciasto miało ładną strukturę, było sprężyste i jędrne, ale troszkę za mało maślane, za słone i za mało słodkie. Zwiększyłam więc ilość masła i cukru, a zamiast łyżeczki soli (!) dałam jej szczyptę. Efekt finalny wyszedł wyśmienity, choć ciasto krzywo urosło. Ale kto by się przejmował kształtem, kiedy smak jest idealny!
BRIOSZKA NA NIEDZIELĘ
50 ml letniego mleka
ziarenka z 1 laski wanilii
225 g mąki pszennej
szczypta soli
35 g drobnego cukru
5 g świeżych drożdży, pokruszonych
3 jajka (w tem. pokojowej)
200 g miękkiego masła
1 żółtko do posmarowania ciasta
opcjonalnie: gruby cukier do posypania
Mieszam mleko i ziarenka wanilii, wkruszam drożdże, dodaję 1 łyżeczkę cukru i mieszam do rozpuszczenia drożdży. Odstawiam na kilkanaście minut, aż podwoją objętość. W robocie kuchennym mieszam mąkę, sól i cukier. Następnie wlewam wyrośnięte drożdże, dodaję jajka i wyrabiam przez 10 minut. Ciasto powinno się rozciągać i nie rozrywać przy tym.
Następnie, ciągle wyrabiając ciasto, wrzucam po kawałku masła. Ciasto będzie lśniące i delikatne. Wyrobione ciasto przekładam do wyłożonej papierem do pieczenia keksówki i odstawiam do wyrośnięcia na 1 godzinę. Powinno podwoić objętość.
Gdy ciasto wyrośnie, smaruję je roztrzepanym żółtkiem. Piekę je przez 50 minut w 170 st. C. Jeśli ciasto za bardzo się rumieni, w trakcie pieczenia (po 30 minutach) przykrywam je folią aluminiową. Ciasto studzę na kratce do pieczenia.
Etykiety: ciasto drożdżowe, na deser, na słodko, wypieki