Pages

poniedziałek, 24 września 2012

Kawa z grilla i inne cudowności. Bułeczki czosnkowe




Noszę w sobie takie kojące obrazki, które pozwalają mi przebrnąć przez ciężkie chwile. Myśl, że wcielę je kiedyś w życie, poprawia mi nastrój, a snucie hipotetycznych planów sprawia, że się wewnątrz uśmiecham. Obrazki dzielą się na wiosenne, letnie, jesienne i zimowe. Czasem powtarzają się co roku, bywa, że w miejsce starych wskakują nowe. Niektóre z nich realizuję, inne z czasem przestają być atrakcyjne. Zawsze jednak mam ich mały pakiet.

Jednym z jesiennych obrazków jest wizja gorącej zupy dyniowej pitej z obszczerbionego kubka na drewnianym tarasie domku w kaszubskiej głuszy. Drugi z nich to ognisko rozświetlające gęstą czerń nocy i ziemniaki z popiołu, zjadane z odrobiną soli i świeżego masła. I jeszcze jedno - kubek grzanego wina sączonego nad jeziorem pośród ciszy przetykanej piskiem czapli.

Nietrudno zauważyć, że wszystkie obrazki mają kilka wspólnych elementów: ciszę, naturę i jedzenie. To proste: natura to wyciszenie i spokój, a jedzenie to ukojenie, podświadomie więc układam sobie obrazki według takiego klucza. Marzę o głuszy, o zapachu tłustej ziemi i wilgotnego drewna, o trzasku ogniska i nieprzeniknionej nocnej ciemności. 






Tydzień temu uszczknęłam nieco z tych marzeń, ale na drodze do ich pełnego urzeczywistnienia stanęła szara codzienność. Długie poszukiwania dyni w kaszubskich warzywniakach spełzły na niczym, a więc pożegnałam się z kubkiem gorącej zupy. Ze względu na ulewy, nie udało nam się również rozpalić ogniska, a zatem parujący ziemniak pieczony w popiele trochę jeszcze na mnie poczeka. Grzane wino tez nie wypaliło, bo po przyjeździe okazało się, że nie ma prądu... 

Nic jednak nie było w stanie zabrać mi wilgotnego zapachu jesiennej ziemi, kolorowych wrzosów okalających nasze Leśne Jezioro, odkrycia kurkowej polany i tej ciszy, falującej między drzewami i wślizgującej się do pachnącego zmurszałym drewnem domu


Kaszubski domek powoli zastyga. Zieleń z dnia na dzień staje się coraz bledsza, a poranki chłodniejsze. Tu bardziej niż gdziekolwiek indziej czuć, jak przyroda żegna się z latem, jak jesień przygotowuje grunt na przyjście zimy. 

Obserwuję ten proces, zagryzając bułeczkę czosnkową, którą upiekłam do zupy dyniowej, której nie było, posmarowaną masłem ziołowo-czosnkowym, które przygotowałam do pieczonych ziemniaków, których też nie było.

A zamiast zupy, wypiłam na tarasie kawę, którą ugotowałam - jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi - na grillu.



BUŁECZKI CZOSNKOWE
(na 12 sztuk)

400 g mąki pszennej chlebowej
20 g drobnego cukru
pół łyżeczki soli
4 g suchych drożdży (1 łyżeczka)
260 g mleka
30 g roztopionego masła

do posmarowania: 1 jajko roztrzepane z 1 łyżką mleka

na nadzienie:

60 g miękkiego masła
6 ząbków czosnku, zmiażdżonych
2 łyżeczki świeżej lub suszonej pietruszki

Składniki ciasta umieszczam w mikserze i wyrabiam, aż ciasto stanie się gładkie. Przekładam do miski, przykrywam ściereczką i odstawiam do wyrośnięcia na 1,5 godziny. Po tym czasie dzielę ciasto na 12 równych części, formuję z nich kulki i układam na blasze. Każdą kulkę spłaszczam i lepię z niej podłużną bułkę, układając złączeniem do blachy. Układam bułki na blasze, odstawiam w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (na pół godziny).

Składniki nadzienia mieszam i przekładam do rękawa cukierniczego lub woreczka,  z którego następnie odcinam jeden róg. 

Wyrośnięte bułeczki smaruję jajkiem i mlekiem, po czym nacinam nożem. W tak powstałe nacięcie wyciskam porcję czosnkowego masła. Bułki piekę w 180 st. C. przez ok. 15 minut, aż się zezłocą. 


Uwagi:

1. Przepis na bułeczki wzięłam od Doroty, praktycznie go nie zmieniając. Porównując moje wypieki z jej, jednego jestem pewna - muszę poćwiczyć lepienie bułek... Pomijając ich koślawość, mogę z ręką na sercu powiedzieć, że były pyszne, zwłaszcza na ciepło. 

2. Jak już pisałam, chciałam nimi zagryźć ostrą zupę dyniową, ale w wersji kanapkowej też były pyszne (choć do pracy ich nie polecam...).


25 komentarzy:

  1. Super zdjecia.
    Usmiecham sie do kawy z grilla :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za urokliwy wpis, pielęgnuj w sobie te marzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. chyba każdy ma takie swoje obrazki, Ty pewnie jeszcze masz je w kadrach, nie tylko na odbitkach, ale konkretnie w głowie ;), ja mam taki domek w winnicy, która winnica nie jest ;), życzę więcej takich chwil ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne zdjęcia, jest w nich tyle spokoju i prawdy, ach nic tylko się zachwycać)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakie piękne zdjęcia, piękne okoliczności przyrody!
    Bułeczki pierwsza klasa i te opisy. Aniu, cudownie!
    Pozdrawiam Kochana:*

    OdpowiedzUsuń
  6. To najpiękniejszy post jaki w życiu czytałam. Zwykle czytam chaotycznie, w pośpiechu. Po raz pierwszy od dawna... zatrzymałam się.
    Zatrzymam też ten post na wszytskie te złe dni w których wydawać mi się będzie, że przede mną jest tylko ściana.

    OdpowiedzUsuń
  7. O Aniu, Aniu, jakie piękne, klimatyczne fotki...Tak delikatne, jak tylko Ty potrafisz. Kawa z grilla chyba pasuje do takiej scenerii... :)

    OdpowiedzUsuń
  8. piękny klimat, a przepis na bułeczki przyswajam i piekę je w najbliższym czasie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wchodzę. Czytam. Oglądam. Podziwiam. Zazdroszczę. Jestem pod wielkim wrażeniem... :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo przyjemnie, aż poczułam zapach lasu, jesiennej wilgoci i aromat kawy mieszający się z dymem z grilla. Czosnek uwielbiam więc na pewno skorzystam z przepisu na bułeczki :-) Pozdrawiam jesiennie

    OdpowiedzUsuń
  11. cudowny klimat, tam wszystko musi smakować jeszcze lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  12. zapragnęłam takiego miejsca, ziemniaków z popiołu i przenikliwej wilgoci lasu... pięknie rozpoczęłam dzień, dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  13. też robiłam te bułeczki :) i masz rację formowanie ich to kwestia wprawy :)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Zobaczyłam urzekającą fotografię z oknem i wiedziałam, że muszę tu wejść, choć moja zmęczona głowa protestuje, zbyt przemaglowana zdarzeniami dzisiejszego dnia. Przeczytam, kiedy się zregeneruję, bo wtedy się skoncentruję na Twoich ładnych, słownych obrazach.

    OdpowiedzUsuń
  15. Czytam, tęsknię... Przywołujesz obrazy i zapachy Kaszub jakie pamiętam od zawsze-mokry mech, krople rosy na trawie cienkiej jak włosy, rozkosz brodzenia w dywanie wrzosow, zapach ogniska zawieszony we mgle. Dziękuję Ci za to! Ten wpis to czysta magia.

    OdpowiedzUsuń
  16. też marzę o głuszy, dlatego szczerze Ci zazdroszczę, że choć na chwilę udało Ci się w niej znaleźć. a kawa z grilla... coż, potrzeba matką wynalazków, jak mawiał baca wiążąc buta dżdżownicą :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Bałam się nadjeścia jesieni jak cholera, że będzie buro, szaro i ciemno. Teraz obejrzałam Twoje zdjęcia dziesięć razy i jesień mi niestraszna. Też gdzieś pojadę, połażę w kaloszach i będę smażyć jajecznicę na grzybach.

    OdpowiedzUsuń
  18. znam ten swoisty rytuał powolnego przechodzenia w głąb nowej aury.zapach wilgotnych liści,chłodne wieczory zwieńczone świeżymi kroplami deszczu,żołędzie i kasztany w torebce.a na ukojenie,jeszcze ciepła bułka aromatyzowana czosnkiem z domowej działki.

    wiejska rzeczywistość jest nieokiełznana i godna uwagi.coraz bardziej to sobie uświadamiam/szczególnie teraz z dala..

    OdpowiedzUsuń
  19. jak pachnie jesienią.... :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Zazdroszczę kaszubskiej głuszy godzinę drogi samochodem... Ja mam na Kaszuby 600 km, ale udaje mi się wybrać w Twoje strony przynajmniej raz w roku :)

    OdpowiedzUsuń
  21. cudowne zdjęcia, klimat boski a bułki obłędne!!! porywam jedna :D

    OdpowiedzUsuń

Ze względu na ogromną ilość spamu, jaka zalewała blog, musiałam wprowadzić weryfikację obrazkową. Za uciążliwości z tym związane przepraszam.