Pages

niedziela, 22 kwietnia 2012

(Nie)dzielne męskie gotowanie. Krewetki z czosnkiem i chilli


Wyciągnęłam ostatnio książkę, którą jakiś rok temu kupiłam za grosze w antykwariacie: „Przy wileńskim stole” Barbary Hołub, czyli garść wspomnień znanych Wilniuków, okraszonych dużą ilością przepisów z Wileńszczyzny. Wspomnienia snują tu m.in. Czesław Niemen, Zygmunt Kęstowicz, Ryszard Kapuściński, Danuta Szaflarska czy Melchior Wańkowicz., każda historia opowiedziana jest językiem właściwym dla mówcy, ale wszystkie łączy jedno – duża doza nostalgii, jak na wspomnienia przystało.

Jestem w połowie lektury, zakreśliłam kilka fragmentów, a kilka cytatów znalazło się nawet w moim notatniku. Jeden z przepisanych przeze mnie obrazków nakreślił Bernard Ładysz (polski śpiewak operowy):

Widzę naszą kuchnię, duży piec z duchówką, trzaskające polana… W dużym pokoju stał stół, ciężki, masywny, przy  którym zasiadała rodzina. Najmocniej zapamiętałem niedziele. Śniadania niedzielne robił tata. Latem były to przeważnie jagody z cukrem, do tego świeże, pachnące mleko, maślane bułeczki.


Nie chcę dzisiaj pisać o jagodach, na to przyjdzie jeszcze czas. Nie chcę nawet pisać o niedzielnych śniadaniach, choć to wdzięczny i rozległy temat, który mogę eksploatować nieskończoną ilość razy. Dziś chcę napisać o niedzielnym męskim gotowaniu, tak się bowiem składa, że męskie gotowanie pojawia się u nas w weekendy, najczęściej właśnie w niedziele. W moim domu rodzinnym w niedzielny poranek budziło nas zawsze niosące się echem po antresoli pytanie: dziewczyyyynyyy, chcecieee jajecznicyyy? Oczywiście dziewczyny zawsze chciały jajecznicy i już po kilku minutach zasiadały przy stole w różnych stadiach przebudzenia, a co za tym idzie i przytomności (ja byłam na nogach od 8.00, więc śniadanie nie stanowiło dla mnie nigdy problemu). Niedziela zawsze pachniała robioną przez tatę pyszną i niemożebnie kaloryczną jajecznicą na boczku.

Dzisiaj niedziela nie ma jednego zapachu, ale czasem upływa pod znakiem męskiego gotowania. 

Niedawno pachniała aromatycznymi, pomidorowo- czosnkowymi krewetkami, które w towarzystwie bagietki stworzyły przepyszny obiad. Myślę, że sos na bazie oliwy swoją kalorycznością godnie zastąpił jajecznicę na boczku.


KREWETKI  Z CZOSNKIEM I CHILLI
(na 4 porcje)

125 ml oliwy z oliwek
6 zmiażdżonych zabków czosnku
1 czerwona cebula, posiekana
2 suszone papryczki chilli
1,2 kg mrożonych krewetek (najlepsze są te duże, tigery, ale średnie i koktajlowe też się sprawdzą)
4 pomidory, drobno posiekane, bez skórek
garść posiekanej natki pietruszki

Na dużej patelni rozgrzewam oliwę, dodaję czosnek, cebulę i pokrojone drobno papryczki chilli.  Podsmażam, po czym dodaję krewetki i smażę je 4 minuty, mieszając. 

Następnie dodaję pokrojone pomidory, doprawiam całość solą i duszę 2-3 minuty. Podaję w miseczkach, posypane na świeżo natką pietruszki, z bagietką.



Uwagi:

1. Przepis pochodzi z książki "Dania domowe", którą bardzo lubię ze względu na ciepłe smakowite zdjęcia i fajne przepisy.

2. Nie zmniejszajcie ilości oliwy, tylko z taką porcją sos będzie miał kremową, aksamitną konsystencję i taką miękkość, która sprawia, że mówi się o potrawie, że rozpływa się w ustach. Danie jest bardzo proste do zrobienia, bazuje na kilku klasycznych składnikach i w tym właśnie tkwi jego sukces - nie jest przekombinowane. A bagietka zanurzona w sosie to po-e-zja!

39 komentarzy:

  1. :-) Fajne zdjęcia. Miłej niedzieli !

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba każdy by się skusił na taki niedzielny obiad, a krewetki w towarzystwie czosnku i chilli...pycha:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tomku i Aniu! Aniu i Tomku!
    podczas mojej kolejnej wizyty u Was zamawiam tomkowe kucharzenie!
    koniecznie!
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Petycja przekazana ;) Ale do spróbowania krewetek trzeba odwiedzin Gdańska!

      Usuń
    2. Hmmm...a Tomek udostępni mi pokój cichej nauki?
      ;)

      Usuń
  4. Brzmi naprawdę smacznie :) Zawsze zastanawiałam się czy dwie papryczki chilli sprawiają, że potrawa jest bardzo ostra. Nie mam doświadczenia w tych rzeczach, z natury lubię łagodne rzeczy. Ale zawsze warto oswajać się z "nowymi" smakami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Carse, w oryginalnym przepisie były bodajże 3 papryczki, ale to juz wg mnie przegięcie :)Ale w przepisie ortyginalnym wyłuskują nasionka, my je zostawiamy. Dla lubiących łagodniejsze smaki, 1/2 papryczki chilli bez pestek bedzie spokojną dawką ostrości.

      Usuń
  5. Panno Truskawko Droga :),
    po pierwsze na patelnię z oliwą wrzuć czosnek i się zleci kto żyw, ta prawda działa chyba wszędzie :),
    po drugie stwierdzić muszę, że gotujący mężczyzna stanowi widok niezwykle wdzięczny i seksowny, pomijam kleistość podłóg i wszelkich innych powierzchni płaskich "po",
    po trzecie książka wspomnieniowo-kucharska zapowiada się cudnie i uroczo, uwielbiam opowieści snujące się leniwie w okolicach stołu,
    po czwarte jeszcze raz dzięki za Rachel, ach ta Rachel, serce mi skradła i czasu sporo... ;)
    po piąte przez dziesiąte dostałam zlecenia na wysyłkę jakiejś strasznej ilości puch emaliowanych, panie sprowadzą dla mnie 20 puch z jakichś końcówek, cena ma być bardzo korzystna, jeśli tylko masz chęć, szepnij, się wyśle do Panny:)
    Serdecznie pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, oj, za chwil kilka do Ciebie napiszę! Oczywsice, że chcę puchy! :))) Dziekuję, że pomyslałaś o mnie :)

      Usuń
  6. Tak się nostalgicznie zrobiło w mojej głowie. W mojej kuchni też stoi kaflowy piec z duchówką, a w salonie masywny stół, i mężczyzna robi w niedzielę jajecznicę. Tata też robił nam ją w rodzinnym domu i nie wiem, jak oni to robią, ale robią ją najlepszą i żadna kobieta nie jest im w stanie dorównać. Chwilo wróć...

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie dania to rozkosz, a w wykonaniu mężczyzny, podwójna:)Delektowałam się podobnym cudem w sobotę ale w towarzystwie makaronu.Tak trochę po włosku:)Także w wykonaniu mężczyzny:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Kalorie kaloriom nierówne. Tłuszczu z mięsa, z boczku zwłaszcza, świńskiego (oj, ble :P), nie można porównywać z tłuszczem roślinnym :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Swietne zdjecia! Zazdroszcze gotujacego mezczyzny, moj zupelnie sie do garow nie garnie (moze to dobrze, bo w jego wypadku pewnie nie skonczyloby sie to takim pysznym obiadem jak ten ;))

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja się podpisuję pod Paniami z góry. Po pierwsze widok gotującego mężczyzny: ach i och. :-) Po drugie: zazdroszczę, bo pomimo, że lubię gotować to czasami marzę, aby zasiąść do stołu i dostać coś pysznego na talerzu. Zaczynam poważnie rozważać szkołę kulinarną dla mężów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, ja o tym też często marzę... Czasem marzenia się spełniają, ale nieczęsto ;)

      Usuń
  11. Najbardziej , to mi sie podobaja te lapki z pierwszego zdjecia!
    Ika

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  13. Tylko jak zmotywować męża do spróbowania krewetek, a potem ich gotowania? ;))
    pozdrawiam poniedziałkowo!

    www.kuchennapasja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. chętnie zanurzyłabym kawałek bagietki w tej miseczce:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Męskie gotowanie jest takie zmysłowe. Ale ma tak samo, jak dziewczyny wyżej. Mój facet jest wszędzie zmysłowy, tylko nie w kuchni. No cóż, nie można mieć wszystkiego:)

    OdpowiedzUsuń
  16. pyyyyyyyyyyszne... podejrzewam, ze z makaronem tez bedzie cudownie gralo... mniam!

    OdpowiedzUsuń
  17. Mój mąż jest krewetkowym specjalistą. My podsmażamy rozmrożone krewetki na maśle i oliwie z drugiego tłoczenia z solą. Potem w garze ląduje łyżeczka (?) pasty curry - wedle upodobania. Następnie pół szklanki białego wina. Świeżo mielony pieprz i / lub płatki chilli. Koniecznie świeża bagieta z masłem min. 82% ;) I dużo wina. Dużo wina!

    OdpowiedzUsuń
  18. Aniu świetnie się to czyta i jeszcze świetniej ogląda.
    Faktycznie, jak zauważyło wiele osób powyżej w męskim gotowaniu coś jest. Jest bardziej zdecydowane w ruchach, szorstkie, konkretne, no i jak smakuje.
    A widok mężczyzny w kuchni hmm, o ile skupić się wyłącznie na mężczyźnie, nie na kuchni to sam miód.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  19. jestem uzależniona od krewetek w każdej postaci! i od mężczyzny w kuchni również... przez co sama nie potrafię gotować, a i motywacji mi brak (choć ostatnio zaszalałam i sama, całkiem sama wykonałam makaron z łososiem i kaparami) :)) ale czytam przepisy z przyjemnością i podsuwam je dalej.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. i jeszcze mała uwaga do męskiego gotowania- być może pozbawione presji czasu i wizji kolejnych domowych obowiązków, trwa ono znacznie dłużej od kobiecego... ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. dzielni mężczyźni niedzielni to znany mi temat - u mnie raczej s(w)obotni ;) ostatnio moja wizyta w Gdańsku była szalenie krótka i w locie ehhh nawet się nie umawiałam... ale następnym razem wproszę się na jakąś niedzielę, ostrzegam ;) pozdrowienia z Wrocławia :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Hm...
    nie chce wyjsc na czepialska, ale przepis mnie zadziwil.
    Sama robilam krewetki juz zylion razy (z racji mieszkania za granica w miejscu, gdzie bez probemu byly swieze i w miare tanie) - miedzy innymi w takiej postaci jak w/w opisana (no, z niewielkimi modyfikacjami przypraw).

    No i nie rozumiem. Smazenie 4 minuty, do tego potem duszenie 2-3 minuty. Toz po takim czasie krewetki zamieniaja sie zwykle w elastyczna, twarda i niesmaczna gume!
    Przepis jak wyzej owszem, dziala - ale pod warunkiem, ze sie je smazy nie wiecej niz poltorej minuty. Ot, tylko co zdaza zmienic barwe z przezroczystej na bialawa - i juz.


    Takze moje pytanie brzmi: czy czas smazenia/duszenia podawalas tak po prostu na oko, czy to celowo ma tyle byc, zeby krewetki wyszly gumowate bo takie maja byc?

    pozdrawiam,
    futrzak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Futrzak, ja przepisałam przepis z książki, bo autor potrawy powiedział, że robił zgodnie z receptutrą. Krewetki nie wyszły gumowe, ale może się nie znam. Ale wiesz, to jest z mrożonych, więc zakłądam, że ten wstępny czas smażenia rozmraża krewetki, a czas duszenia to ich właściwe 'gotowanie'.
      POzdrawiam!

      Usuń
  23. Świetny przepis, na pewno się poczęstuje albo chociaż zainspiruję! Za krewetkami wprost przepadam!
    Musze zresztą dokładniej pogrzebac w twoim blogu, widze że mnóstwo tu skarbów do wypróbowania!

    Zapraszam równiez do siebie, dopiero się rozkręcam ale pare fajnych sałatek i potrawek napewno sie pojawi!
    http://dumontinianadiecie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  24. A ja goyuję prawie codziennie. Żonie, dziecku. Jestem normalny inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  25. Hmm... A jak tu przekonać drugą połowę, by polubiła owoce morza. Dodam, że morze bez owoców lubi:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dziś, Aniu, trochę za Twoim przykładem, ale też z potrzeby serca, postanowiłam wkroczyć w blogowy świat. I choć na razie jak dziecko we mgle, to jednak stawiam pierwsze kroki. Pozdrawiam i zapraszam, mam nadzieję, że niebawem stanę pewnie na nogach z uniesioną głową! :) Agata http://fikatka.blogspot.com/

      Usuń
    2. Agato, powodzenia w blogowaniu! :)))

      Usuń

Ze względu na ogromną ilość spamu, jaka zalewała blog, musiałam wprowadzić weryfikację obrazkową. Za uciążliwości z tym związane przepraszam.