Pages

poniedziałek, 28 listopada 2011

Całkiem łatwa panna


Wieści niosą, ze masz sprawdzony przepis na panna cottę. Szukam takiego cacka bo jakoś dogadać się z proporcjami nie mogę. Albo wyjdzie mi zbyt ścięta albo nie za bardzo... Nie bądź taka i sie podziel ;)

- napisała do mnie kiedyś Ewa.

Niestety, musiałam Ewę rozczarować. 

Nie miałam sprawdzonego przepisu na panna cottę, nie miałam również czasu, by taki przepis niebawem odkryć. Miałam za to w pamięci smak idealnej panna cotty, którą jadłam u Włocha, w mojej ulubionej włoskiej knajpce*.  Tamten deser był kremowy, delikatnie rozpływał się na języku, ale jednocześnie trzymał pion. Nie był zbyt galaretowaty, nie był za mocno ścięty, a podano go w towarzystwie ciepłych wiśni i czarnego pieprzu. 

/Na marginesie dodam, że u Włocha idealna jest jeszcze pizza z rukolą, szynką parmeńską i wiórkami parmezanu, obrusy w czerwoną kratę, rozgadani uśmiechnięci kelnerzy i limoncello, które rozgadani uśmiechnięci kelnerzy czasem dają nierozgadanej uśmiechniętej klientce gratis./


O mailu Ewy przypomniałam sobie w listopadzie, kiedy moje sobotnie poranki znów stały się przyjemnością, kawa przestała spełniać rolę respiratora, a kuchnia przestała być tylko miejscem do robienia herbaty. Wtedy to przypomniałam sobie o pewnej pannie, którą zobaczyłam niegdyś u Eli.

Et voila, jest!
Kremowa i delikatna, pachnąca wanilią i niedzielnym popołudniem.



PANNA COTTA

500 ml śmietanki 36%
250ml mleka
100g cukru
ziarenka z 1 laski wanilii (opcjonalnie)
6g żelatyny w listkach (3 listki)

Żelatynę moczę w zimnej wodzie, aż zmięknie. Mleko, śmietanę, ziarna z 1 laski wanilii (wraz z laską) i cukier podgrzewam w rondelku uważając, by się nie zagotowała. Gdy jest tuż przed zagotowaniem, ściągam rondel z gazu i dodaję wyciśniętą żelatynę. Mieszam płyn do rozpuszczenia żelatyny.

Gdy masa nieco przestygnie, przelewam płyn do specjalnych foremek na galaretki bądź do miseczek (kieliszków, itp.). Chłodzę deser w lodówce przez con. 3 godziny (należy jednak pamiętać o szczelnym zakryciu deseru, by nie przesiąkł zapachami lodówki).

Deser podaję na warstwie kwaskowatych owoców, podgrzanych uprzednio w rondelku z odrobiną cukru i ewentualnie kroplą alkoholu.

Uwagi:

1. Przepis pochodzi z blogu My Best Food Eli, która podaje, że z przepisu wychodzi 6 porcji. Mi wyszło ich więcej, bo moje foremki na panna cottę są mniejsze. Przepis nieco zmodyfikowałam, dodając doń wanilii (czego elektem są ziarna wanilii widoczne na wierzchu deseru – jeśli nie podoba się Wam ten efekt, zrezygnujcie z wanilii, chociaż stracicie piękny aromat).

2. Panna cottę najlepiej podawać na warstwie lekko kwaskowatych owoców. Idealnie pasują tu wiśnie, owoce leśne czy maliny. Świetnie byłoby je delikatnie podgotować z odrobiną cukru (i ewentualnie z kroplą rumu…). Układając deser na warstwie lekko ciepłych owoców trzeba jednak pamiętać, że deser się topi! Mój się przekrzywił, co widać na zdjęciu…

3. Pyszny, szybki (nie licząc tężenia  galaretki) i bardzo prosty w wykonaniu deser. A do tego ślicznie się prezentuje.

4. A tu truskawkowa panna cotta, ale w wersji light, więc już nie tak kremowa jak ta... Ale mi smakowała :)

35 komentarzy:

  1. piękna pc! a pościel w róże mam taką samą :))

    OdpowiedzUsuń
  2. absolutnie uwielbiam panna cottę, ale najlepiej to taką, którą ktoś mi zrobi i poda z filiżanką pachnącej kawy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Łatwa i ładna! Ania, to pieprz czy wanilia na tej pannie? Jedno czy drugie - i tak mi się podoba bardzo :)))
    I jakie fajne te "wnętrzarskie" zdjęcia!

    Uściski Aniu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaa, i już doczytałam.. Przepraszam Ania, już wiem że wanilia! :)

    PS. A swoją drogą, był chyba taki program "Pieprz czy wanilia"?
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
  5. och muszę kiedyś ją zrobić, wstyd,że jeszcze nie było jej u mnie..;)
    uściski!
    J

    OdpowiedzUsuń
  6. Łatwe panny też dają się lubić :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękna i smaczna :) Śliczne zdjęcia .

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Aniu, tak widzę listopadowe chmur rozpędzanie :)
    serdeczności
    M.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja u mojego Wlocha jadlam niebianskie tiramisu :) Do tej pory jego smak sni mi sie po nocach :)) Panna wyglada pysznie. Wlasnie sobie uswiadomilam, ze dawno juz jej nie robilam :)

    Usciski.

    OdpowiedzUsuń
  10. o kurcze! nigdy nie robiłam, a teraz mam ochotę spróbować:) wygląda przepięknie i bardzo smakowicie:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Panna pachnąca wanilią i niedzielnym popołudniem ;) Lubię ten wpis, Aniu.!

    OdpowiedzUsuń
  12. Mmmmm taka panna to marzenie...
    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ale mnie skusiłaś:-) Mmmm... ja nie mogę;-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Uwielbiam, mój ulubiony deser, sama nie wiem, czemu jeszcze nie robiłam, chyba się boję, że wyjdzie nie idealna:(A gdzie jest Twój ulubiony Włoch?

    OdpowiedzUsuń
  15. a ja zawsze się bałam robić ten deser, bo nie lubię galaretki. Kiedyś go jadłam i był taki właśnie przeskakujący przez gardło, nie było mowy o rozpuszczaniu się na języku... Może tym razem spróbuję zrobić sama. Dziękuję za dobre rady pod przepisem!

    OdpowiedzUsuń
  16. Całość wygląda wyjątkowo smakowicie. Ale czy żelatyna musi być koniecznie w listkach? Może wystarczy ta w torebce, w proszku? :)

    pozdrawiam, El clavel

    OdpowiedzUsuń
  17. o jacie! aż mi ślinka cieknie:)))wygląda smakowicie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Koniecznie do spróbowania,szczególnie w okresie zbliżającej się zimy,wszak wygląda jak śnieżynka;)
    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  19. Gdybym miała wybrać jakim deserem bym była, mogłabym i zostać wtedy łatwą panną ;P

    OdpowiedzUsuń
  20. Pyszny przepis na pewno wypróbuję:)Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  21. Bardzo lubię panna cottę, ten waniliowy smak, ścięta śmietanka rozpływająca się na języku i owoce... Mmmm, uwielbiam :D Robiłam bodajże w okolicach lipca, przy okazji miesiąca włoskiego. Deser godny polecenia, a przepis wydaje mi się bardzo przyjemny, z proporcjami podobnymi do przepisu, z którego korzystałam :D

    OdpowiedzUsuń
  22. El clavel, oczywiscie, ze można zastąpić żelatynę w listkach żelatyną w wersji classic, na opakowaniu chyba jest przelicznik (gramatura pozostaje identyczna).

    Dziękuję za komentarze :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Aha! A 'mój Włoch' jest we Wrzeszczu koło Stacji De luxe (którą też lubie, zwł. za caipirinię ;).

    OdpowiedzUsuń
  24. Skoro taka łatwa ta panna, a do tego pyszna - to i ja chyba jej spróbuję:) Zapisuję przepis i mam nadzieję szybko go wykonać! :)

    OdpowiedzUsuń
  25. To ja chyba Anulka napisze Ci taki nudny komentarz dzisiaj jaki Pola wczoraj miala na mysli: dam sie pokroic za panna cotte!!!! Za kazda, ale taka smietanka+cukier+wanilia szczegolnei :-) :*
    PS. A w pewneij czeskiej knajpce wege, gdzie panna cotta byla bombowa juz jej nei ma, nei sprzedawala sie, o gustach ludzi postanawiam nei dyskutowac :D

    OdpowiedzUsuń
  26. Basia, wazne, że Ci ślinka nie cieknie ;)))) Ja tez bym się za pannę dała pokroić. Pyszna, pyszna! I taka łatwa!

    OdpowiedzUsuń
  27. Ania, no pekam ze smiaechu - wiesz, nawet jak mi cieknie, to tego nei napisze :DD Buziole!

    OdpowiedzUsuń
  28. Uuu, Egon Schiele, jak fajnie...

    OdpowiedzUsuń
  29. Jak miło, że ktoś zwrócił uwagę na Egona!

    OdpowiedzUsuń
  30. Do tej Panny to ja się przymierzam od wieków. Mam jednak drobne opory ze względu na żelatynę (bo ze mnie prawie wegetarianka ;-) ), a z agarem, to już chyba nie będzie to samo.

    Śliczne zdjęcia!!!

    Pozdrawiam :-*

    OdpowiedzUsuń
  31. Też od razu wypatrzyłam Egona.Wypatrzyłam coś jeszcze, le może to zwid. A panna jak panna, wielbię ją od dawien i obowiązkowo z ziarenkami.
    Ciepło pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  32. panna może i łatwa, ale za to jaka urocza :)

    OdpowiedzUsuń
  33. A ile należy użyć żelatyny w proszku? Na opakowaniach niestety nie ma przelicznika :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej dawno nie robiłam, ale juz z tego, co pamietam (a robiłam ją już na zwykłej zalatynie), to żelatyny daję 6g, tyle, ile i w listkach.

      Usuń
    2. I serdecznie rekomenduję trzymanie się tej ilości - pannę z tego przepisu robiłam już kilkanaście razy i podkusiło mnie raz onegdaj do zwiększenia ilości żelatyny do 8 g. Owszem - panna trzymała się lepiej i można ją było efektownie zaprezentować, ale w smaku to nie to - przez raptem 2 g żelatyny zgubiła swoją lekkość i subtelność.
      pozdrawiam z Wrocławia
      (stała czytaczka) ania

      Usuń

Ze względu na ogromną ilość spamu, jaka zalewała blog, musiałam wprowadzić weryfikację obrazkową. Za uciążliwości z tym związane przepraszam.