Dziś czuję się jak poranna mgła: jestem gęsta, lepka i ociężała. Próbuję sklecić kilka zdań, jednak wszystkie słowa -jak skarpetki w mojej szufladzie - są dziś nie do pary. Dłonie mam ciężkie, myśli ciemne. Nie wiem, na ile przyczynia się do tego samopoczucia wiadoma tragedia, ale wiem jedno: jestem zmęczona.
Spoglądam na zieloną trawkę za oknem i marzę o wycieczce rowerowej,
chcę wetknąć nos w miękki mech i zanurzyć dłonie w ciepłym piasku,
chcę poczuć zapach leśnej polany i usłyszeć szept lasu,
chcę roztopić się w promieniach słońca i pachnieć trawą,
chcę usłyszeć jak skowronek przebija śpiewem błękit nieba.
Spoglądam na zieloną trawkę za oknem i marzę o wycieczce rowerowej,
chcę wetknąć nos w miękki mech i zanurzyć dłonie w ciepłym piasku,
chcę poczuć zapach leśnej polany i usłyszeć szept lasu,
chcę roztopić się w promieniach słońca i pachnieć trawą,
chcę usłyszeć jak skowronek przebija śpiewem błękit nieba.
Chcę przebić się przez mur "muszę" i odetchnąć świeżym powietrzem.
Odmiana poszukiwana.
ORZECHOWA BRUKSELKA
1/2 szklanki orzechów włoskich
3 łyżki masła
2 łyżeczki skórki z cytryny (drobno startej)
1 łyżeczka miodu
sól
4 łyżki oliwy
1/2 kg brukselki, pokrojonej na połówki bądź ćwiartki
sól
1/2 szklanki bulionu/wody
Orzechy włoskie kroję na drobniejsze cząstki i prażę na suchej patelni (do momentu, gdy orzechy trochę zbrązowieją).
Ochłodzone orzechy drobno siekam albo mielę w robocie kuchennym (nie za drobno). mieszam z masłem, cytryną, miodem i solą (ilość wg uznania). Odkładam.
Na dużej patelni rozgrzewam oliwę, dodaję posoloną brukselkę. Smażę, aż warzywo zbrązowieje (przez ok. 10 minut). Następnie wlewam bulion i duszę brukselkę, aż stanie się miękka, a płyn wyparuje. Trwa to ok. 20 minut.
Ciepłą brukselkę mieszam z orzechowym masłem i podaję na ciepło.
Uwagi:
1. Przepis na brukselkę pochodzi z magazynu Fine Cooking (via Bitten Word). Mój przepis jest mniej pracochłonny niż oryginalny.
2. Brukselka, otulona w maślano-orzechowo-cytrynowy posmak bardzo mi posmakowała.
Tak przyrządzona dobrze sprawdzi się jako dodatek do białego mięsa, ale wg mnie świetnie daje radę w duecie z łyżką puree ziemniaczanego. Mam ją wtedy tylko dla siebie i nierozpraszana przez inne smaki, mogę delektować się tą wyrazistą wersją brukselki.
PS Ze względu na spore ilości spamu pojawiające się pod starymi postami, zmuszona jestem wprowadzić weryfikację obrazkową postów. Przepraszam za utrudnienia!
Mmmm.. świetny sposób na brukselkę, którą wręcz uwielbiam!:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło Aniu:**
A ja chcialam kupic i nigdzie nie bylo, pan ze straganu powiedzial, ze to juz koniec sezonu na brukselke ;(
OdpowiedzUsuńAniu, nie Ty jedna... Przez ten czas miałam ochotę schować się do mysiej dziury i z myszami oglądać ich programy.
OdpowiedzUsuńCzuję to samo.
OdpowiedzUsuńM.
I ja czuję się ogromnie zmęczona bynajmniej nie fizycznie. Potrzebuję oddechu, gdzieś na uboczu od świata, wiadomości, wszystkiego.
OdpowiedzUsuńAniu, z ust mi to wyjęłaś! Jakąś chwilę wcześniej powiedziałam sama do siebie, jaka jestem cholernie zmęczona :/ Dobrze, że jutro nowy dzień i mam nadzieję, wszystko będzie wracać do normalności. Fajna ta orzechowa brukselka :)
OdpowiedzUsuńOj tak odmiana pilnie poszukiwana.
OdpowiedzUsuńTeraz niestety jeszcze sprawdziany, kartkówki, nauka.
Ale już tylko 2 i pół miesiąca (niecałe)
Ps: A na taką brukselkę to chyba mam ochotę, spróbowałabym czy dalej jej nie lubię:D
Pozdrawiam
Małe zielone kuleczki to doskonały sposób na dobry humor - u mnie zawsze działają.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam serdeczności.
Brukselkę wielbię we wszelkiej postaci!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wiosennie i telepatycznie odgarniam londyńską mgłę!
Truskawko witaj w klubie, jeśli mogę tak powiedzieć, ten tydzień był męczący jak zawsze nie tylko przez naukę ale i tą katastrofę, ogromnie to wszystko przygnębiające...
OdpowiedzUsuńzawsze się to powtarza, jednak to prawda: trzeba żyć dalej, ale pamiętać... coraz mniej, by mniej bolało, ale jednocześnie silnie, by to całe zjednoczenie nie poszło w niepamięć.
ciepło pozdrawiam.
Aniu,
OdpowiedzUsuńw takim razie zabieram Cię na wycieczkę rowerową! Będziesz mogła "roztopić się w promieniach słońca", "pachnieć trawą"...:) Tak jak ja wczoraj:)
I smutek z pewnością odejdzie!:)
dawniej nie lubiłam brukselki, a teraz zjadłabym nawet taką pyszną orzechową!
OdpowiedzUsuńAniu,
OdpowiedzUsuńi ja ostanio mysle, ze jestem bardzo zmeczona. To ten moment kiedy chce przewrocic moje zycie do gory nogami ;)
Zycze Ci czasu na relaks porzadny!
A brukselka fotogeniczna, nie powiem :)
Ale nie jadalna dla mnie :)
Ja też nie czuję tego przypływu energii, może zmęczyło mnie czekanie na wiosnę...? ;)
OdpowiedzUsuńBrukselka to jedno z moich ulubionych warzyw, szkoda, ze sezon się skończył (jednak najpyszniejsza jest w okresie jesienno-zimowym). Ale zapoluję jeszcze, by przyrządzić ją w orzechach. Przepis na pasztet soczewicowy mnie zawiódł :)
Pierwsze dni wiosny, tyle chciałoby się zrobić, a sił jeszcze nie ma ... ale będą Anulko, będą.
OdpowiedzUsuńA brukselka mmmmm rozmarzam się nad takim smakiem, to musiało smakować obłędnie :)
Ściskam :*
Chyba wiele osób czuje się ostatnimi czasy podobnie. Ja też.
OdpowiedzUsuńTo pierwsze zdjęcie brukselek jest urocze:)
Zmęczenie to jest to słowo. A wiesz ja juz w sobote miałam dosc. Wsiadłam na rower i zrobiłam ponad osiemdziesiąt kilometrow. I to w jakim towarzystwie. Od razu lepiej.
OdpowiedzUsuńŻyczę, aby wycieczka doszła do skutku. Sądząc po komentarzach, chyba wszyscy jesteśmy dość zmęczeni...
OdpowiedzUsuńWidze kolejny, fajny przepis na brukselke, a ja sie do niej wciaz przekonac nie moge.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
dużo tęsknoty w Twoich słowach
OdpowiedzUsuńale już jest coraz cieplej, coraz bardziej optymistycznie, jeszcze chwile i zielenią trawy będziesz mogła cieszyc się każdego dnia
na dziś - zieleń brukselki.. też przyjemnie:-)
Tak... zmęczenie.
OdpowiedzUsuńChęć oderwania się...
Ale choć na chwilę pomoże pozytywna brukselka.
Pyszna.
Wyrywałam dziś bezlitośnie chwasty, machałam łopatą i grabiami, dopiero gdy zanurzyłam dłonie w odchwaszczonej miękkiej ziemi i wsadziłam nasiona poczułam ulgę. Czas na nowe.
OdpowiedzUsuńBrukselka w tej swojej goryczce ma orzechowy posmak, podoba mi się podkreślenie go orzechami właśnie.
Pozdrawiam :)
Aniu, tak samo się czuję. Ten cały przygnębiający tydzień, kiedy zamiast milczenia padło za wiele słów "kto jest za Wawelem jest patriotą, a kto przeciwko, nie jest patriotą" - po prostu straszne.
OdpowiedzUsuńAle już będzie lepiej. Bo wiosna, bo zielono i więcej światła na zewnątrz!
Brukselka do wypróbowania!
Pozdrawiam:)
Z brukselką jakoś się nie kochamy, ale ten opis o otulonej brukselce w maślano-orzechowy posmak do mnie przemawia.
OdpowiedzUsuńAniu - odmiany odnalezienia życzę. I tej wycieczki rowerowej. I świeżego powietrza...
OdpowiedzUsuńI dziękuję za kolejny pomysł na brukselkę :)
ściskam ciepło!
To niesamowite ile nas jest "zmeczonych" po ostatnim tygodniu!
OdpowiedzUsuńDobrze jest sie przelamac i wrocic wreszcie do codziennosci :)
Och tak, na rower!
OdpowiedzUsuńOrzechy i brukselka, to nie moze byc smaczne. Dzieki serdeczne za ten przepis, Aniu. :)
OdpowiedzUsuńStraszny zamot ze mnie. To nie moze byc NIESMACZNE. Przeciez ja uwielbiam brukselke i kocham orzechy i wielokrotnie dawalam temu wyraz. :)
OdpowiedzUsuńbardzo mi sie podoba taka brukselka
OdpowiedzUsuńMoja ukochana kapustka! Fajna, zrobię...całusy!
OdpowiedzUsuńAniu, zanurzyc dlonie w piasku i uslyszec szept lasu... Szkoda, ze dziela nas te kilometry, poszlabym z Toba przez las na plaze, taki spacer tajemny...
OdpowiedzUsuńBrukselka, nie nadazam za przepisami, juz jedna u Ciebie brukselke mam do tylu, ale ta sobie zrobie jak ja tylko kupie, alergikom mowimy nie ;)
Usciski Aniu!
No dobra! Wprawdzie tej brukselskiej śmietanowej nadal nie zrobiłam, ale i rzeczoną orzechową wciągam na listę.
OdpowiedzUsuńRower? Jaki rower? Pada, zimno, jesień. Całe szczęście drugie ramiona bywają ciepłe.
cmokam
uwielbiam ten przepis, wiesz? :-) dzieki niemu lubie brukselke! :-)
OdpowiedzUsuń