Pages

poniedziałek, 15 lutego 2010

Na łysej gałęzi wiosenny ptak (paszteciki z mięsem do barszczu)



Brnę przez mokre chodniki, z przerażeniem spoglądając na moje wymęczone kozaczki, oblepione czymś, co przypomina resztki owsianki, jakie zostały w rondelku po śniadaniu.

Na dworze smętne resztki zimy.
Sikorka stara się skubnąć kawałek tłustego boczku, jaki powiesiłam w oknie. Kot biegnie po podwórku, zapadając się w wilgotnawym śniegu. Okrąglutka babcia w zielonym berecie stąpa po chodniku z gracją baletnicy, delikatnie i z rozwagą - tak, aby uniknąć upadku.

Wewnątrz resztki cierpliwości – niechaj to się już skończy!
Pragnienie wiosny rośnie w siłę. Narodziło pewnego zmrożonego poranka, gdy z łysej gałęzi doleciał do mnie śpiew wiosennego ptaka. Nie wiem, co to za jeden, ale na pewno go znacie – jego tirli tirli rodzi nadzieję, że już niebawem na tę ziemię
chłostaną wichrami,
targaną mrozami
i umorusaną szarością,
skapnie trochę ciepła.

W zamrażalniku resztki świąt.
Wyciągam zeń niebieski woreczek, rozgrzewam prodiż i po kilku minutach maczam kształtne, złotawe paszteciki w kubku gorącego barszczu. I choć na języku bożonarodzeniowe smaki, to w głowie jakby bardziej wielkanocnie.

I choć na dworze brudna biel, to w myślach pierwsze plamki zieleni.



PASZTECIKI Z MIĘSEM

(przepis na ok. 50 pasztecików)

na farsz:
1,5 kg mieszanego mięsa (wieprzowego - boczek lub łopatka i udziec indyczy)
2 cebule
4 ząbki czosnku
liść laurowy
sól i pieprz

na ciasto:
10 dag świeżych drozdży
200 g śmietany 12%
200 g margaryny do pieczenia
70 dag mąki
2 żółtka
2 białka (do posmarowania pasztecików)
1 jajko
1/2 łyżeczki cukru
płaska łyżeczka soli
ziarna sezamu (do posypania)

Najpierw farsz: mięso gotuję z cebulą, liściem laurowym i 4 ząbkami czosnku obranego ze skórki.
Następnie przepuszczam mięso przez maszynkę, doprawiam solą i pieprzem, a następnie przesmażam na patelni. Odstawiam do ostudzenia.

Ciasto robi się tak: mąkę siekam z margaryną, dodaję śmietanę, drożdże, jajko i żółtka, sól i cukier. Zagniatam ciasto. Gdy będzie odstawało od blatu, wałkuję je na kształt prostokąta. Wzdłuż placka układam wałek z mięsa, zawijam końce ciasta – wówczas powstaje rulon. Odcinam go od reszty ciasta i przekrawam w poprzek, odkładając na bok tak powstał paszteciki. Czynność powtarzam do zakończenia ciasta.

Paszteciki smaruję rozbełtanymi białkami i posypuję ziarnami sezamu. Układam na nasmarowanej tłuszczem blasze, piekę w 220 stopniach Celsjusza przez ok. 10-15 minut, aż będą złotawe.



Uwagi:

1.Paszteciki przywiozłam z domu, zrobiła je moja mamcia, czym złamała tradycję pasztecików z ciasta francuskiego, które – delikatnie rzecz mówiąc – już nam się przejadły. Te stanowiły miłą odmianę, były delikatne i puszyste. I chociaż jestem zwolenniczką bezmięsnych (grzybowych) pasztecików, te bardzo mi smakowały.

2. Zawiedzie się ten, kto uzna, że ów przepis pochodzi z rodzinnego kajetu i paszteciki według tej receptury przygotowywała już nasza prababcia. Mamcia oświadczyła, że wyszperała go w internecie, ale nie potrafiła wskazać źródła. Po pewnych poszukiwaniach znalazłam jego autorkę - Małgorzatę i jego pierwotne brzmienie. Tu podaję lekko zmodyfikowaną recepturę (główna zmiana to dodatek mięsa indyczego, które nadaje pasztecikom delikatniejszego smaku oraz sezamowa posypka, która dodaje im uroku).

3. Jeszcze jedna uwaga: takie "otwarte" paszteciki (z nadzieniem widocznym po bokach) robi się o wiele szybciej niż te zaklejane. Do tego uważam, że są ładniejsze, bo można wykroić niemal identyczne sztuki, co przy sklejaniu wychodzi tylko najwprawniejszym dłoniom.

44 komentarze:

  1. Zdjęcie pierwsze i ostatnie mnie oczarowało. Może to ten kolor, świeżość, soczystość wręcz.
    I ja chcę wiosny Aniu, pączków, ptasich treli i słońca:)

    Pozdrawiam Cię!

    P.S. Po czym ta cudna butelczka, bo mleka w takich już raczej nie produkują;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu zgadzam się z Tobą, paszteciki 'otwarte' są urocze...tez robię podobne, zdjęcia przednie!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogę zrobić kopię wpisu Patrycji. Piękne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam takie wypieki. Drobne, wytrawne przekąski, które przeradzają się w obiad.
    I do tego paszteciki można mrozić. A ja do robienia jedzenia masowo i mrożenia (na czarną godzinę?) mam słabość :D
    Zrobię!

    pozdr
    agata

    OdpowiedzUsuń
  5. Pyszne paszteciki:) Piękne zdjęcia!
    I ja tak bardzo tęsknię już za wiosną. Bardzo, bardzo.

    Pozdrawiam Cię Aniu:**

    OdpowiedzUsuń
  6. a u nas piękna zima, biało, wszystko pod śniegową kołderką...i choć też tęskni mi się do wiosny, do tych pierwszych ciepłych promyków słońca budzących przyrodę do życia, to z przerażeniem myślę o roztopach i o błocie po kolana na wsi przed domem...
    pozdrawiam z zasypanych śniegiem Wigier!

    OdpowiedzUsuń
  7. ach wspolczuje tej dluuuuugiej zimy. ja bylam w pl tylko w styczniu, a snieg przejadl mi sie na nastepne piec lat! u nas juz zielono, ale w koncu to zielona wyspa, no nie? Aniu, jeszcze ciut ciut i u Was bedzie zielono, a wtedy coz... nawet cudne paszteciki nie beda Ci w glowie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ooo, właśnie pisałam u siebie, że tęsknię do wiosny :) Ta zima to sobie nagrabiła w tym roku ;)
    Zdjęcia piękne, z tymi koralami czerwonymi, bardzo piękne :)
    Pozdrowienia ślę gorące :)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Aniu, właśnie przypomiałaś mi, że mam jeszcze w zamrażalniku wigilijne pierożki z makiem :D
    A zima... Biega do pracy prawie z zamkniętymi oczami, żeby jej już nie oglądać :/

    OdpowiedzUsuń
  10. Jedna ma paszteciki, Druga wigilijne pierożki...
    Się zmówiłyście czy jak?? :P
    Piękna czerwień, piękne słowa z uśmiechem na buzi idę spać :***

    OdpowiedzUsuń
  11. No proszę jak się wszystkim ta zima dała we znaki... Może zorganizujmy już topienie Marzanny!

    OdpowiedzUsuń
  12. Anulka, "Wewnątrz resztki cierpliwości", Ty umiesz czarowac slowami, nie dosc ze oczy. podniebienie cieszysz, to jeszcze dusze, dusze zamarzniete na kosc!

    Wiesz przypomnialas i i moja Mami tymi pasztecikami, tez robi pyszne, tez drozdzowe, oj moze ja sie kiedys za nie zabiore? Twoje takie z ciasta ze smietana, brzamia dolotowo, aco tam w poscie sie zrobi :-)

    A buteleczka z roza, ach tak niewiele potrzeba, juz jakby wiosna choc z bialym... :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Aniu Droga i moja zimowa cieroliwość dobiegła końca.

    Ale takie paszteciki na pewno by mi pomogły.
    Piękne maleństwa, a że jeszcze z ręki mamy to już wogóle smak ciepełka.
    Pozdrawiam mocno
    M.

    OdpowiedzUsuń
  14. No nieeeee Aneczko jest 6:24 a Ty kusisz pasztecikami ... litości nie masz kobieto!!!

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Aniu u mnie z dnia na dzień śniegu coraz więcej i na wiosnę się nie zapowiada... Pewnie nie to chciałabyś usłyszec? :)

    To może napiszę, że takie paszteciki z kubkiem barszczu to duet idealny. Twoje maleństwa wyglądają niezwykle smacznie. Pozwól, ze sięgnę po jednego...

    OdpowiedzUsuń
  16. Mówisz że u Ciebie resztki zimy? U nas, na południu niestety zima ma się w najlepsze - wszystko pięknie przykrywa biała kołderka która prawie codziennie jest odświeżana ;)
    Chciałabym już wiosnę, ale najlepiej tak od razu, żeby cały ten śnieg zniknął od razu, bez wiosennej pluchy..

    Paszteciki cudne, takich z mięsem jeszcze nie robiłam, a że przepis brzmi świetnie i piękne zdjęcia zachęcają, od razu biegnę z nim do drukarki ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Aniu i ja marze o wiosnie. Dosc mam juz zimy!

    Piekne zdjecia pasztecikow, zglodnialam.

    OdpowiedzUsuń
  18. Witaj Aniu,
    I ja słyszałam tego ptaka, wzruszył mnie i dał nadzieję, że już niedługo...Lubię Cię tu odwiedzać, bo zawsze napawasz pozytywną energią, niczym ta emenująca z czerwieni pięknych "korali", które nam tu pokazałaś na fotografii w towarzystwie cieplutkich pasztecików.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Marzenia o wiośnie - ostatnio na każdym niemal blogu ;) Mam nadzieję, że wkrótce nadejdzie. Już nawet zimowe słońce, które tak bardzo lubię, nie cieszy jak kiedyś. A zdjęcia piękne. Jakie GO! Cudne.

    OdpowiedzUsuń
  20. Wspaniałe zdjęcia. Paszteciki pierwsza klasa, a co do wiosny... Ach! Kiedy ona przyjdzie? U mnie dziś za oknem od rana sypie i choć krajobraz baśniowy - mam dość. Marze o wybuchu zieleni.

    OdpowiedzUsuń
  21. Zjadłbym taki pasztecik i popijał gorącym, czerwonym barszczem na dzisiejszy obiad. Takie mam małe marzenie.

    Pozdrawiam ciepło,
    zima niech się już chowa!

    OdpowiedzUsuń
  22. ps. zamówiłem wczoraj w księgarni Sontag, którą czytałaś. Prócz tego, że jest pięknie wydana - warto?

    OdpowiedzUsuń
  23. Aniu, dopiero teraz zdalam sobie sprawe, ze w tytule Twego wpisu jest "ptak" - tego juz za wiele :D
    Wlasnie i barszczu!

    OdpowiedzUsuń
  24. Jako obrończyni zimy powiem, że jest piękna i cudnie, że tyle śniegu i zimno itd, ale tak w tajemnicy to przyznam się, że też już trochę pragnę wiosny;) Śliczne zdjęcia:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Piękne jest to pierwsze zdjęcie!
    A w temacie jedzenia - u mnie na śniadanie jajka ze szczypiorkiem, a na obiad żurek, bardzo wielkanocnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Ech, wyglądają niezwykle apetycznie i aż zachciało mi się takiego świątecznego obiadu...Tymczasem niedawno święcił u mnie triumfy barszcz ukraiński i chwilowo moje "buraczane" pragnienie zostało zaspokojone ;)
    Aniu, ja również tęsknię już do wiosny i z przerażeniem patrzę na moje buty. Kozaków na obcasach w ogóle nie zakładam, czekając na mniej oblodzone i równiejsze ścieżki...
    Niech już będzie wiosna, niech będzie zielono...
    Wprawdzie biel za oknem milsza mi niż szaroburość, ale zawsze uważałam, że zima + przedzimie + przedwiośnie w naszym klimacie trwają za długo...

    OdpowiedzUsuń
  27. Fotki Twoich pasztecików są cudne.
    Co do zimy to jestem wielką zwolenniczką biali o tej porze roku, ale odkąd odgarniany śnieg zaczął sięgać dachów budynków a chodzenie chodnikami przypomina chodzenie tunelami to i ja mam dość.
    Pozdrawiam z zasypanego Podlasia :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Zjadłabym takiego... Z barszczem.

    OdpowiedzUsuń
  29. Piękne paszteciki... też bym chętnie tak teraz zaświąteczniła nasz stół...

    Pasztecików nie mam, ale słucham sobie Kasi N...

    "Myślę sobie, że
    Ta zima kiedyś musi minąć
    Zazieleni się
    Urośnie kilka drzew
    Niedojedzony chleb
    W ustach zdąży się rozpłynąć
    A niedopity rum
    Rozgrzeje jeszcze krew.
    Zimny poniedziałek
    Gorącą stanie się niedzielą..."

    i czekam na wiosnę. Już tuż, tuż :)

    OdpowiedzUsuń
  30. O tak, Ania - Czarodziejka :)

    Bardzo lubie Cie podczytywac, wracac do pewnych zdan, slow, metafor... I patrzec na te wyjatkowe zdjecia z klimatem :)

    Pozdrawiam Aniu!

    OdpowiedzUsuń
  31. Aniu, dzika róża w buteleczce - śliczna! Jakim cudem jeszcze jej ptaki nie zjadły? U nas wszędzie na około wszystkie krzaki objedzone ze wszystkiego!
    Moje kozaczki, jak śnieg stopnieje, po prostu wyrzucę do kosza. Do niczego się już nie nadają.
    Paszteciki są takie właśnie jak lubię:) Też bym do barszczu zjadła:)

    OdpowiedzUsuń
  32. Przepięknie napisane, Aniu.

    A wiosnę, to ja też chętnie bym przywołała. I zjadła takiego pasztecika. Cóż z tego, że ni w ząb nie kojarzy się ze słońcem. Najważniejsze, że smakuje.

    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  33. taki pasztecik i czerwony barszczyk, mniam

    OdpowiedzUsuń
  34. Szczęśliwi, którzy mają resztki ze świąt w zamrażalniku...
    U mnie niestety zima w pełni - końca nie widać :( A mam jej serdecznie dość... Obrażam się więc i wyjeżdżam ;)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  35. Zjadłabym z wielką chęcią!
    Bardzo apetyczne zdjęcia, jak zawsze mają to "coś":)

    OdpowiedzUsuń
  36. ...chyba i nam już chce się wiosny... zmęczenie, melancholijny nastrój i milion warstw utrzymujących nas w odpowiedniej temperaturze...
    basta basta powiadamy pani zimie.... a paszteciki super smaczne - dziś próbujemy przepisu...

    ciepłe pozdrowienia,
    zziębnięci

    OdpowiedzUsuń
  37. Uwielbiam czytać Twoje wpisy, oglądać Twoje zdjęcia.
    Mają w sobie to coś, co sprawia, że jestem tu odkąd poznałam Twój blog częstym gościem :)

    Pozdrawiam Cię cieplutko :D

    OdpowiedzUsuń
  38. pragnę wiosny! ostatnio przez otwarte okno usłyszałam świergot ptaków! i taką rozbudziły we mnie nadzieję... mimo że na ulicach tony śniegu to czuje nadchodzącą wiosnę "w sobie". oby już niedługo tych śniegów, mrozów, pluchy. już dość!

    OdpowiedzUsuń
  39. Aniu, w jednej kwestii zgodzić się z Tobą nie mogę. :D To smaki jak najbardziej całoroczne. :D Co do śniegu i ogólnej szarości - nie mam uwag, czyli innymi słowy mówiąc - wiosno przyjdź!!! W każdym razie tak wyje moja dusza, ciało i umysł!

    OdpowiedzUsuń
  40. Aniu, u Ciebie jak zawsze można zatonąć w tym "miękkim" i ciepłym nastroju ... ach, wspaniały wypoczynek fundujesz swoim postem. Buziak i ściskam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
  41. też mam paszteciki w zamrażalniku hihi :D od Mamy dostałam i sobie po dwa co tydzień zajadam, ale ja je jadam do lecza ;P

    OdpowiedzUsuń
  42. O proszę, przepis internetowy a jaki pyszny:)
    O tak takie "otarte" są można rzec funkcjonalniejsze;)

    Ps: Zimo idź precz!


    Całuski.

    OdpowiedzUsuń
  43. Ja też słyszałam kilka razy wiosennego ptaka. I dziwiłam się, że nadal leży śnieg ;))

    Piękne zdjęcia! Jak zawsze, zresztą :) Pasztety też niezłe!

    OdpowiedzUsuń
  44. Ej, ale pasztecik nie z tego ptaszka, co ?!?!?! :P

    OdpowiedzUsuń

Ze względu na ogromną ilość spamu, jaka zalewała blog, musiałam wprowadzić weryfikację obrazkową. Za uciążliwości z tym związane przepraszam.