Pages

poniedziałek, 16 marca 2009

Lifting panny b.

Tego się nie spodziewałam, doprawdy! O tej porze śnieg jest jak niezapowiedziani goście, którzy wpadają w odwiedziny tuż przed pójściem spać domowników - cierpliwie znosisz ich obecność, ale tak naprawdę pragniesz, by już sobie poszli…

W każdym razie ja tego gościa już nie chcę! Brudne kupki sinego śniegu nie mają nic wspólnego z zimą. Są dzieckiem bolesnego procesu przechodzenia zimy w przedwiośnie, ten błotnisty, szarawy czas. Trzeba znieść i to, trzeba cierpliwie obserwować kolejne wcielenia zimy. Może to okaże się ostatnim?

Wystawiłam na parapet cebulę, będę czekać, aż spłodzi zielone pędy szczypiorku. Na razie zauważam tylko mały, zielony czubek, nieśmiało wychylający się z kolejnych warstw cebuli.
Jestem jak ten szczypiorek, wyłaniam się powoli zza kolejnych warstw ubrań. Trochę zaspana, dosyć rozleniwiona…

Przeistaczanie. Powolne, mozolne odradzanie.

***
A gdyby tak wziąć się za odradzanie smaków?

Zacznijmy od brukselki - tej starej, nudnawej, zgorzkniałej panny.

Jako dziecko wyławiałam ją z zupy.
Była gorzka, tyle o niej mogę powiedzieć.
Znienawidzona, choć były rzeczy, które znajdowały się wyżej na mej prywatnej liście okropności (czołowe miejsce zajmowała przerażająca zupa jabłkowa - przedszkolny koszmar, który pojawiał się na naszych stolikach średnio raz na tydzień; na drugim miejscu plasowała się potrawa o wielce romantycznej nazwie sztuka mięsa, mogłam ją przeżuwać w nieskończoność, aż uzyskałam konsystencję i smak podobne do papieru).

Minęło lat kilkanaście, brukselka wpadła do mej zupy i już jej nie opuściła. W kolorowym miszmaszu zwanym zupa warzywna, zajmuje honorowe miejsce: poszukuję jej, wyławiam i gdy ląduje w objęciach mej łyżki, jestem niezmiernie zadowolona.


Ostatnio kupiłam woreczek zielonych kulek. Nie bardzo wiedziałam, co z nimi począć, lecz po chwili namysłu stwierdziłam, że miłe jej będzie słone towarzystwo. Takie, które zasłoni jej gorzkość i ukaże romantyczny aspekt jej istnienia. Bo brukselka to w gruncie rzeczy bardzo krucha i delikatna panna…

To może parmezan i chrupiące kawałeczki boczku? Odrobina oliwy?



BRUKSELKA PO LIFTINGU

Składniki:

300 g brukselki
parmezan
5 plasterków boczku
oliwa
Brukselkę oczyszczam, pozostawiam na kwadrans w zimnej wodzie z łyżką soli.
Gotuję ok. 15 minut, w lekko osolonej wodzie. W tym czasie kroję boczek w paseczki, wysmażam. Odcedzam brukselkę, przekładam do miski. Skrapiam ją oliwą, mieszam z chrupiącym boczkiem. Mieszam z utartym parmezanem.

Brukselka cudownie komponuje się z puszystym, mleczno-maślanym puree ziemniaczanym. Wiem, co mówię, wierzcie mi!

22 komentarze:

  1. Wygląda apetcznie!!! Bardzo lubię brukselkę:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak bylam mala bruskelke tropilam tak jak Ty :) Z lupa moglam siedziec nad talerzem i wybierac wszelkie jej kawalki :))) Teraz brukselke kocham miloscia ogromna i ten przepis sobie kopiuje do ulubionych! :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. podoba mi się to cebulkowe porównanie

    a brukselka wygląda cudnie
    ja chyba jak większośc - nie lubiłam jej w dzieciństwie,
    a teraz z chęcią zjadam

    OdpowiedzUsuń
  4. ja brukselke lubilem, tak jak wyjadanie ugotowanej pietruszki czy selera z rosolu chociaz nie mam wielu kompanow do tej roboty.
    Podoba mi sie ten lifting, mozna pomyslec o odswiezaniu smakow na wiosne. U mnie cebuli nie ma ale czekam na rzezuche, wszystko wskazuje, ze bedzie po ostatnim zasianiu kielkowac na wacie

    OdpowiedzUsuń
  5. w takiej wersji to i ja bym jej nie odmówiła,
    w tym roku ja planuję polubić sie z tą panienką ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pięknie piszesz i świetnie gotujesz! Brukselka jest pyszna w każdym wydaniu, ale w przedstawionym przez Ciebie to hit!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ładnie napisane, naprawdę ładnie :-) Niemniej ja podziękuję, jakoś do dziś mam poprzedszkolną traumę, choć lat minęło 30 z okładem...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja sobie popatrzę na zdjęcia z całych sil starając się NIE dostrzec na nich brukselki, której szczerze i od zawsze nie cierpię ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak pięknie opisałaś! :)
    Brukselkę uwielbiam ,od zawsze ! POdoba mi się Twoja brukselka po liftingu :)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. do tej pory sie nie dalam zlapac na brukselke, ale twoja robi wrazenie, wiec chyba pokombinuje cos podobnego:) pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  11. Wstaje dziś rano, za oknem szaro, mży - ani to zima ani wiosna, w sklepie brukselkę minęłam obojętnie, tak zimowa wciąż jestem, że zamiast niej wzięłam selera ... a teraz ubieram się i biegnę po brukselkę, zrobić jej lifting :)

    OdpowiedzUsuń
  12. o ja też tak miałam :) a teraz uwielbiam, zwłaszcza z masełkiem no i oczywiście wyławiać z zupki :)
    Twoją wersję wypróbuję przy najbliższej okazji :) musi być pyszna :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Taki lifting musiałabym zrobić krewetkom :). Może wtedy je polubię!
    A z brukselką nigdy nie miałam problemów :). Pewnie dlatego, że nikt mnie nie zmuszał do jej jedzenia - polubiłam ją z własnej woli :). Ale brukselka w zupie to w końcu nie to samo, co brukselka na moim ulubionym talerzu z Kaczorem Donaldem :).
    Brukselka i boczek to z pewnością udane połączenie :). Wystarczy tylko na nią spojrzeć - pięknie się to razem komponuje :).

    OdpowiedzUsuń
  14. Ależ się wysłowiłam :)... Teraz oczywiście plastikowy talerz z Kaczorem Donaldem nie jest już moją ulubioną zastawą stołową :).

    OdpowiedzUsuń
  15. a to ci. pannę brukselkę zliftingowałąś. i teraz, bez zmarszczki przeszłości, jest już pyszną selką :) aż nabrałam ochoty, a nadal ją jeszcze podrzucam z mojego na talerz sąsiada :)
    pzdr, Ally

    OdpowiedzUsuń
  16. A ja zawsze kochalam brukselkę i milość ta wciąż kwitnie...:-)
    Więc doskonale Cię rozumiem...

    OdpowiedzUsuń
  17. No, brukselka jak się patrzy:)
    Ja z przedszkola pamiętam jajka w sosie musztardowym ... z wiadomych przyczyn nie będzie ich na moim stole (i na blogu też:))

    OdpowiedzUsuń
  18. Za wszystkie miłe słowa dziekuję :) co do wyjadania białych warzyw z rosołu,to czasem tez to robię,ale malych ilościach :) co do brukselki i innych kulinarnych traum z dzieciństwa, to jednak z czasem oswajamy wiele rzeczy, smaki się zmieniają. i dobrze, bo nadal bym nie lubiła np rosołu! choc jablkowej NIGDY nie polubię. jajek w sosie musztardowym tez nie bylabym w stanie polubic, hi hi. swoja drogą, pamiętam sos musztardowy,ale chyba z kiełbasą. i -ze wstydem przyznaję- lubiłam go troszkę :))))

    OdpowiedzUsuń
  19. Coś nieśmiałe te coming outy? Może ktoś poruszy temat śledzi? ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ha ha, coming out śledzia jest całkiem prawdopodobny :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Proszę Panią a kurki? co ja mam z nimi zrobić ? bo leżo w lodówce i marzno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje też marzno w lodówce ;) Może tu coś się znajdzie, co zainspiruje:

      http://strawberriesfrompoland.blogspot.com/search/label/grzyby

      Mój faworyt - polenta z kurkami.

      Usuń

Ze względu na ogromną ilość spamu, jaka zalewała blog, musiałam wprowadzić weryfikację obrazkową. Za uciążliwości z tym związane przepraszam.