O wyższości ciasta nad garścią suszonych moreli (batony daktylowo-migdałowe bez pieczenia)


Po ciąży wróciła mi ochota na słodkości. Wcześniej ciasta, ciasteczka i czekolada mogły dla mnie nie istnieć, liczyły się tylko ziemniaki, śledzie i mięso. Słodycz wkradała się do mojej kuchni jedynie pod postacią owoców i - to był wyjątek od niejedzenia słodyczy - lodów.

A potem nagle się odblokowałam i strrrasznie zachciało mi się czegoś słodkiego. Karpatki, ciastek-gniazdek (parzonych), pączków, szarlotki, batonika Kinder Bueno... Po kilku "rzutach" na słodkie, moje podniebienie wróciło do normy. A norma jest taka, że raz na jakiś czas mam ochotę na kawałek ciasta. Najczęściej wybieram się wtedy na spacer do ulubionej cukierni, jednak kiedy księciunio (czytaj: mój synek) skusi się na dłuższy sen za dnia, udaje mi się coś upiec. Albo przygotować coś słodkiego bez pieczenia.


Batony migdałowo-daktylowe chodziły mi po głowie, odkąd dostrzegłam je u Pistachio. Rzecz o tyle dziwna, że nie przepadam za "zdrowymi" słodkościami, tzn. gdy nachodzi mnie ochota na słodycze, zamiast garści suszonych moreli czy słodkiego kremu z kaszy jaglanej zawsze wybiorę kawałek kalorycznego ciasta czy zakazaną drożdżówkę. Nie wierzę w porady w stylu: "zamiast czekolady zjedz suszone morele", przynajmniej wobec mnie one nie działają. Nie ekscytuję się modnymi składnikami - karob zalega u mnie w szafce, po nasiona chia sięgam raz na ruski rok, nie interesuje mnie ksylitol, a na słowo "gluten" nie dostaję wysypki... 

Ale do tych batonów poczułam miętę. Skuszona faktem, że nie nie trzeba ich piec, przygotowałam je pewnego popołudnia i z miejsca się w nich zakochałam. Planuję kolejne wersje, w tym również z tym nieszczęsnym karobem, który spogląda na mnie błagalnie za każdym razem, gdy otwieram kuchenną szafkę.


BATONY DAKTYLOWO-MIGDAŁOWE BEZ PIECZENIA

100 g migdałów 
50 g orzechów włoskich
150 g daktyli bez pestek 
50 g suszonych moreli
3 łyżki oleju kokosowego (jeżeli ma twardą konsystencję, trzeba go podgrzać do uzyskania płynnej)
4 łyżki gorzkiego kakao
2 łyżki pestek słonecznika
30 g wiórków kokosowych

Kwadratową foremkę (ok. 20 x 15 cm) wykładam folią spożywczą. 

Orzechy i migdały miksuję na malutkie kawałki o strukturze bułki tartej. Dodaję daktyle, olej kokosowy, kakao i miksuję całość do połączenia składników i uzyskania dającej się formować masy. Dodaję pestki i wiórki kokosowe, mieszam całość. Uwaga: jeśli daktyle są twardawe, kroję je w cząstki, zalewam 2-4 łyżkami wody i podgrzewam w rondelku, aż zmiękną i przeistoczą się w masę. Można je również podgrzać w mikrofali.

Masę wykładam do formy i rozprowadzam na grubość około 1 cm, dociskając dłońmi, żeby wyrównać powierzchnię. Wstawiam do lodówki na 2 godziny, po tym czasie kroję masę w kwadraty.  

Uwagi:

1. Przepis - prezentuję tu z moimi zmianami - od Pistachio. Klik!

2. Wersja karobowa: zamiast kakao dajemy taką samą ilość karobu.

Obok daktyli można dorzucać suszone morele, śliwki, rodzynki, żurawinę - co dusza zapragnie.

3. Zamiast batonów, z masy można utoczyć kulki - wówczas uzyskujemy pyszne trufle, idealne na prezent mikołajkowy.



Etykiety: , , , , , , ,