Mazury na jesień i miłość od pierwszego kartacza



Jesień tego roku taka łaskawa! Siedzę z kawą na tarasie i wygrzewam się na słońcu. W południe robi się tak ciepło, że ściągam bluzę i odsłaniam ramiona. Popołudniu idę na rower albo na spacer do lasu, powąchać jesień. 

Podkradam kiście fioletowych winogron. Wracają wspomnienia z dzieciństwa, opleciony winoroślą dom babci Marysi i kosze fioletowych kulek, które zbieraliśmy co roku. 


W kieszeniach kilogramy kasztanów i żołędzi - wyrzucę je za jakiś czas, ale na razie macam je z lubością. Korci mnie, by wrócić do domu z bukietem kolorowych liści klonu...



Jest pięknie.

Pięknie było też podczas wypadu na Warmię i Mazury, jaki niedawno sobie urządziliśmy razem z Lubym. Odwiedziliśmy Mrągowo, Świętą Lipkę i Reszel, pojeździliśmy na rowerach, wypluskaliśmy się w basenie, trafiliśmy do kilku smacznych miejsc. Cel wyjazdu był jeden: odpocząć, jak to tylko możliwe. Doładować akumulatory, nacieszyć się wolnym weekendem, odciąć myśli od obowiązków... 



Jesienne Mazury (i Warmia:) bardzo przypadły mi do gustu. 

Jest październik, sezon turystyczny powoli dogorywa. Mazury stają się wówczas równie senne jak Pomorze. Po ulicach wiatr przegania liście, w kawiarniach dobitki turystów sączą cynamonową latte, przeglądając przewodniki. Nad jeziorem trafiamy na biegaczy i niedzielnych spacerowiczów, mijamy działkowiczów na pędzących do domu na skrzypiących składakach wyładowanych dyniami i grupkę Niemców, ale czujemy, że to już nie są te wakacyjne tłumy. 

I właśnie to nas cieszy, bo jesień do piękny czas na spokojne rozkoszowanie się wolnym weekendem.
Reszel;


Reszel;

W Mrągowie pijemy kawę i zielone koktajle w Cafe Małgosia, włóczymy się uliczkami malowniczego Reszla, a na koniec jedziemy obejrzeć monumentalną świątynię w Świętej Lipce. 

I to właśnie Święta Lipka jest największą niespodzianką tego wyjazdu, oczywiście wszystko za sprawą kulinariów...

Święta Lipka;
Święta Lipka;
Święta Lipka;
Ale od początku: kiedy przyjechałam do Mrągowa, podpytałam się "moich" facebookowiczów, czy znają jakieś godne polecenia miejscówki kulinarne w Mrągowie i okolicach. Odpowiedź była taka, jakiej się spodziewałam - poza kilkoma cukierniami posucha gastronomiczna (spacer po mieście szybko to potwierdził).

I kiedy straciłam już nadzieję, że zjem coś dobrego podczas tego wypadu, trafiliśmy do Świętej Lipki. Karczma Berta miała być tylko kawowym przystankiem, ale gdy przekroczyłam próg tego miejsca, czułam, że to będzie coś więcej niż kofeinowy pocałunek. A kiedy spojrzałam na dwustronicowe menu, byłam już pewna: przed nami kulinarny romans!

Nieczęsto piszę o restauracjach, kawiarniach, pubach, klubach, barach i innych przybytkach kulinarnych, bo uważam, że kolejna recenzja konkretnego miejsca w internecie nikomu do niczego się nie przyda. 

Ale z Karczmą Berta jest inaczej, bo to miejsce traktuję trochę jak skansen, pełno w nim retro smaczków (dosłownie i w przenośni), które aż się proszą o zdjęcie. Stoły, makatki, stare wieszaki, żeliwne wagi, lampy naftowe, piec kaflowy to tylko przykłady przedmiotów, które mnie zaczarowały. 

W tym całym korowodzie starci zachowano jednak umiar i prostotę, dlatego to miejsce zapada w pamięć.

Karczma Berta;













                                                                            

Do karczmy zaszliśmy w południe, więc do obiadu było jeszcze daleko, ale nie mogliśmy oprzeć się kuszącym pozycjom z krótkiego menu. 


Zatem niedługo później na naszym stole pojawił się: rosół z pielmieni, rozpływające się w ustach kartacze (choć te były dla mnie bardziej jak pyzy, tyle że o wrzecionowatym kształcie) i sandacz z chrupiącą surówką z kapusty i pajdami sprężystego chleba.


Wszystko pyszne, domowe, jak z babcinej kuchni. I bardzo przystępne cenowo, co po drogiej zupie grzybowej lśniącej jaskrawymi oczkami z kostki rosołowej, którą zaserwowano nam w hotelu w Mrągowie, było naprawdę miłym zaskoczeniem. 


Wszystko podane bez pompy, garniru, piórek, pianek i sprężynek. Biała zastawa, proste sztućce, obrusy w kratkę. Smak na przedzie, ozdoby na bok!


Zatem dla poszukiwaczy pyszności w Mrągowie mam radę: pojedźcie do Świętej Lipki.





***

Na tym kończę naszą wycieczkę. A że dopiero wróciłam z ładowania akumulatorów na Kaszubach, niebawem może się tu pojawić kolejna porcja jesiennych zdjęć, tym razem już z przepisami. 

Bo - jak napisał jakiś czas temu w komentarzu Anonim - to blog kulinarny, więc nie ma tu miejsca na pierdoły!

Jeszcze jeden...
PS Zjadłam trzy kartacze, choć miałam ochotę na znacznie więcej.



Etykiety: , ,