Ciepła lipcowa noc, siedzę na tarasie i jedyne, co widzę, to zapalone światła w pobliskich mieszkaniach i jasny ekran komputera. Już dawno powinnam pójść do domu, bo lada moment nastanie północ, ale tak mi tu przyjemnie... Po raz pierwszy w tym roku mam okazję siedzieć na tarasie w kusej sukience, z gołymi nogami, sącząc zimną zieloną herbatę i słuchając, świerszczy harcujących w pobliskiej polanie.
Również po raz pierwszy w tym roku upiekłam jagodzianki. I jak zawsze miałam ten sam dylemat - mają być równe i piękne, ale kosztem zmniejszenia ilości jagód czy może narazić się na pęknięcia, ale wypchać je owocami do granic możliwości? I znów postawiłam na tę drugą opcję (podobne dylematy mamy też w stosunku do makowców: wypychać makiem czy ograniczyć się do makowej wstążki w eleganckiej, bezpiecznej szerokości).
A więc są, lekko spękane, mocno nadziane, pokryte warstwą lukru: jagodzianki.
Piekłam je o poranku przy dźwiękach Lata z radiem, co spotęgowało wakacyjny wymiar tej czynności. Bo jeśli jagodzianki, to wakacje, jeśli Lato z radiem, to lipiec spędzony u dziadków, ze wyprawami na targ po arbuzy, z pomidorami od wujka i spacerami do pobliskiej lodziarni.
JAGODZIANKI NR 1
2 łyżeczki suchych drożdży
2 łyżki ciepłej wody
500 g mąki
50 g cukru
5 jajek w temp. pokojowej (plus 1 do posmarowania bułeczek)
350 g miękkiego masła
ok. 400 g jagód
opcjonalnie: cukier puder
na lukier:
1 szklanka cukru pudru
5-6 łyżek wody
Drożdże mieszam z ciepłą wodą i odstawiam, aż się spienią (10-15 minut). Do miski przesiewam mąkę, cukier, szczyptę soli, drożdże i 3 jajka. Mieszam do połączenia składników. Następnie dodaję po jednym jajku, wyrabiając ciągle ciasto, aż będzie gładkie i elastyczne, będzie kleić się do ręki i miski (a nie odchodzić od niech). Trwa to około 10 minut.
Następnie stopniowo dodaję masło, po jednej łyżce, ciągle wyrabiając ciasto. Gdy cały tłuszcz połączy się z ciastem, przykrywam miskę folią spożywczą, okrywam ręcznikiem i odstawiam do wyrośnięcia w ciepłe, nieprzewiewne miejsce na 1,5 godziny. Po tym czasie odgazowuję ciasto, uderzając w nie pięścią, po czym przykrywam ponownie folią i wkładam do lodówki na noc.
Rano wysypuję na stolnice nieco mąki, po czym rozwałkowuję ciasto na grubość ok. 1 cm. Kroję w kwadraty (6 cm), po czym każdy kwadrat nieco rozpłaszczam w dłoni i nakładam 2 łyżki jagód (albo mniej, wg uznania), dokładnie zlepiając ciasto. Przed zlepieniem ciasta można jagody posypać odrobiną cukru pudru. Jagodzianki układam zlepieniem do spodu, zachowując między nimi odstępy. Odstawiam je do wyrośnięcia na ok. 1,5 godziny, po czym smaruję rozkłóconym jajkiem. Piekę w 190 st. C. przez około 15 minut, do uzyskania złotej barwy. Studzę na kratce.
W kubku ucieram cukier puder z wodą i tak powstałym lukrem smaruję bułeczki. Najpyszniejsze są jeszcze lekko ciepłe!
Uwagi:
1. W zasadzie powinnam nazwać je "jagodzianki nr 2", bo te nr 1 piekę od lat wg receptury mojej mamy, którą z kolei opublikowałam rok temu w KUKBUKU (znajdziecie go tutaj). To jest moje pierwsze podejście do innego przepisu i najgorsze jest to, że te chyba smakują mi jeszcze bardziej niż nasze domowe, które uwielbiam!
2. Przepis na w/w jagodzianki pochodzi od Asi z Kwestii Smaku, tu z moimi modyfikacjami (gł. dotyczą one ilości nadzienia). Już kiedyś zwróciłam nań uwagę, kusiła mnie ilość masła, jakiej wymaga receptura. Przy tak dużej ilości tłuszczu ciasto MUSI wyjść delikatne, lekko wilgotne, a przy tym puszyste. I w rzeczy samej, wyszło. Jagodzianki wyszły boskie.
3. Z podanych proporcji wychodzą 3 blachy jagodzianek, około 32-34 sztuki.
Etykiety: ciasto drożdżowe, jagody, na deser, na słodko, owoce, owoce leśne