W niedzielę wieczorem, 30
czerwca, wpadłam do mieszkania, przeprałam ubrudzoną bieszczadzkim błotem
kurtkę przeciwdeszczową, doładowałam baterię w aparacie i przepakowałam plecak.
W poniedziałkowy poranek ruszyłam do Choczewa, gdzie od niedzieli trwało
pierwsze spotkanie polskich szefów kuchni – Gotujemy ProNature. Spotkanie,
którego spiritus movens była Justyna
Zdunek z restauracji Metamorfoza (a Agnieszka Małkiewicz i cała ekipa
Metamorfozy z Łukaszem Toczkiem na czele dbali o to, by impreza przebiegała zgodnie z planem) odbywające się pod hasłem: bronimy godności polskich ryb, czyli rybka lubi pływać;).
Już sama lista gości zapowiadała,
że to będzie inspirujący i smaczny wyjazd: Adam Chrząstowski (Kraków), Arleta
Żynel (Białystok), Adam Woźniak (Gdańsk), Paweł Oszczyk (Warszawa), Andrzej
Polan (Warszawa), Witek Iwański (Serock), Maciej Nowicki (Warszawa), Sebastian
Krauzowicz (Toruń) i Łukasz Toczek (Gdańsk).
|
Uczestnicy Gotujemy ProNature |
Dotarłam na miejsce. Na skraju pięknej pustej plaży w Choczewie stał biały namiot, a w nim stoły pełne przysmaków przygotowanych przez Koło Gospodyń Wiejskich Sasin, w tym obłędne ciasto drożdżowe z agrestem, świeże mleko, maślankę jagodową i chrupiący chleb. Dzień wcześniej pod tym namiotem Łukasz Toczek z restauracji Metamorfoza przygotował dla gości kolację na bazie lokalnych składników.
Posiliwszy się ciastem, łyknąwszy
naszpikowanego wanilią ajerkoniaku z Metamorfozy (mniam), dołączyłam do grona
pochylonych nad koszykiem ziół osób. Pani Teresa – zielarka - prowadziła
właśnie wykład na temat ziół i innych jadalnych roślin, które znaleźć można w
okolicznych lasach.
|
Pani Teresa, diabeł morski i ajerkoniak z Metamorfozy |
Tuż za namiotem bulgotała zupa ze
złowionych w dniu poprzednim ryb - zjedliśmy ją kilka godzin później. W
poniedziałek też mieliśmy wypłynąć na morze, ale sztorm pokrzyżował te plany.
Ruszyliśmy więc w las w towarzystwie leśniczego, gdzie wyposażeni w koszyki szefowie
kuchni mieli okazję wcielić w życie wiedzę nabytą podczas wykładu pani Teresy.
Leśne zbiory miały potem wejść w skład potraw przyrządzonych przez gości.
W uzupełnianiu koszyka pomagałam
Witkowi Iwańskiemu. Początkowo nasze zbiory wyglądały marnie, ale szybko się
rozkręciliśmy i w koszyku wylądował m.in. szczawik zajęczy, listki brzozy,
młode jeżyny, rumianek, jagody i krwawnik.
|
Ukrzyżowana ryba P. Oszczyka, W. Iwański w akcji, A. Chrząstowski i turbot oraz świeże masło |
Spacer zakończyliśmy w
leśniczówce Chabaziówka.
Goście przystąpili do gotowania, a ja biegałam z
aparatem jak oszalała, nie wiedząc, czy fotografować sterty świeżutkich ryb
(turboty, dorsze, diabły morskie, flądry, świeże śledzie, węgorze), Macieja
Nowickiego z pięknymi leśnymi zbiorami, Adama Chrząstowskiego w towarzystwie
turbota, Sebastiana Krauzowicza i jego imponujący „talerz” – opalony pień
drewna, Pawła Oszczyka krzyżującego rybę, skupioną minę Witka Iwańskiego
segregującego swoje leśne zbiory, panie z koła gospodyń wiejskich ubijających
masło czy przywieziony z Białegostoku słoik ziołowych śledzi Arlety Żytel.
Ostatecznie udało mi się sfotografować wszystko, ale przezornie najpierw pobiegłam spróbować śledzia od pani Arlety, potem ruszyłam po kromkę chleba z masłem, a następnie skupiłam się na pracy gości ;)
|
S. Krauzowicz ze swoim 'talerzykiem' i ja podziwiająca zbiory M. Nowickiego |
Efekty pracy były piękne, każdy
talerz był dziełem sztuki. Poniżej prezentuję większość potraw, które powstały w to ciepłe
poniedziałkowe popołudnie (nie wszystkie udało mi się sfotografować, ale
większość z nich udało mi się spróbować).
Maciej Nowicki (specjalizujący się w kuchni
staropolskiej, współpracujący z prof. Jackiem Dumanowskim) przygotował
pięknego wędzonego węgorza na korze brzozowej ze szczawikiem zajęczym, trybulą
ogrodową, czosnkiem niedźwiedzim a także turbota w pęczaku z sosem jagodowym,
płatkami róży i stewią.
Arleta
Żytel przygotowała śledzie z czosnkiem podane na carpaccio z buraka oraz węgorza na szparagach, podanego z
chipsami z kindziuka żołędnym sosem z pietruszki i ikry (ale nie pamiętam,
jakiej).
|
M. Nowicki i jego potrawa oraz śledzie A. Żytel |
Andrzej Polan zamarynował śledzie w sosie z maślanki, upiekł je i podał z opieczonym w ognisku ziemniaku, z pędami młodej sosny i jagodami w zalewie z octu jabłkowego.
Adam Woźniak zrobił sandacza z puree z kalafiora i przepalonymi kurkami,
ziołami leśnymi i bzem, a potrawę tę nazwał „Sandacz i Choczewo” ;)
W Sebastianie Krauzowiczu zawrzała góralska krew i poszedł na całość: podał
swoje danie - turbota z pieczonymi w ognisku marchewkami z aksamitnym puree z
kalafiora, jagodami i blanszowanymi kurkami – na wielkim opalonym pniu.
Dramatyzmu całej kompozycji dodał wbity w drewno nóż ;)
Witek
Iwański zrobił pysznego turbota pieczonego w korze brzozowej z leśną sałatką z
jagód, kurek, groszku, pokrzywy, listkami rumianku i szczawiku
zajęczego, z pysznym zielonym sosem z zebranej w lesie zieleniny.
Adam
Chrząstowski przygotował karmelizowanego turbota z sosem maślanym z kwiatami
czarnego bzu, kurkami, mchem leśnym,
zwieńczonego smażoną na głębokim tłuszczu ikrą z turbota w panierce z komosy ryżowej.
Łukasz Toczek przygotował piękną minimalistyczną
kompozycję pt. „Ryba w lesie”:), ustawiając na kawałku deski policzki i karczki
(!) z sandacza z kurkami, szczawikiem zajęczym i oliwą koperkową.
Paweł Oszczyk naszpikował dorsza młodymi pędami
jałowca i ukrzyżował go na desce, opiekając go w niskiej temperaturze przy ogniu, po czy
podał w towarzystwie sałatki z kurek i pęczaku, jagodowego chutney’a i śniegu z
kalafiora.