Kiedy byłam mała,
mama wysyłała mnie po szczaw na łąkę nieopodal domu. Nie miałam problemu z jego
rozpoznaniem, szczaw zbierało się u nas od zawsze. Wracałam do domu z torbą
wypełnioną zielonymi łodyżkami i świadomością, że na obiad będzie pyszna gęsta
zupa szczawiowa z ugotowanym na twardo jajkiem.
Kilkanaście lat
później zapragnęłam tej zupy, ale że w okolicy nie było najmniejszej łodyżki
szczawiu, kupiłam ten ze słoiczka. Moje rozczarowanie było ogromne, potrawa,
którą przyrządziłam ani odrobinę nie przypominała tej z dzieciństwa. Nie udało
mi się odtworzyć tego smaku, więc zrezygnowana porzuciłam mrzonki o pysznej
szczawiowej.
Podczas ostatniej
wizyty na Kaszubach trafiłam na szczawiową polanę. Łapczywie rzuciłam się na
zielone kępki. Do domu wróciłam z torbą szczawiu, jak za dawnych lat.
W domu przewertowałam
kilka starych książek kucharskich w poszukiwaniu dobrej receptury na zupę i mój wybór
padł na tę ze „Współczesnej kuchni domowej” Aliny Gniewkowskiej (wydanie 4.,
rok wydania: 1929 r.).
Książka ta,
podobnie jak wszystkie inne retro pozycje, napisana jest uroczym językiem. Już sama przedmowa do „czwartego wydania
warszawskiego” zawiera mnóstwo smaczków. Posłuchajcie:
Każda książka – grubsza czy cieńsza, lepsza czy gorsza –
daje tylko teorję. Praktykę zdobywa się dopiero wolą nieprzymuszoną,
wytrwałością i wczuciem się w myśli i intencję Autora. (…)
Do każdej czynności kulinarnej należy przystępować z wiarą,
że nie święci garnki lepią. Nie uda się dana potrawa raz czy dwa uda
się za trzecim razem, byle tylko rąk nie pokładać, bacznie patrzeć na przyczyny
i skutki, towarzyszące robocie, i zawsze
z uporem iść naprzód bez zbytniego oglądania się na czyjąś pomoc lub wyrękę.
Stare książki kucharskie uwielbiam za ich wielowymiarowość. Czyta się je jak
podręcznik życia, nie tylko jako zbiór receptur.
Ale wróćmy do
zupy szczawiowej:
ZUPA
SZCZAWIOWA
wg
Aliny Gniewkowskiej, „Współczesna kuchnia domowa”, 1929 r.;
Ugotować smak z 1 pietruszki 2 marchwi, kawałeczka selera,
cebuli i garstki suszonej włoszczyzny. Szczaw, przebrany i opłókany (sic!) w kilku
wodach, udusić na maśle. Gdy smak gotów, rozprowadzić szczaw przecedzonym
smakiem. Zaprawić szklanką śmietany rozbitej z łyżką mąki i raz zagotować. W
wazie można rozbić jedno lub dwa żółtka z łyżką ostudzonej zupy i mieszając
ciągle, wlać gorącą zupę. Do tej zupy podają się grzanki i jajka na twardo. Kto
chce, może dodać kilka całych kartofli.
MOJA SZCZAWIOWA
duży pęk szczawiu (ok. 250 g)
porcja włoszczyzny: 1 pietruszka,
kawałek selera, 2 marchewki
1/2 cebuli, opalonej nad
palnikiem
2 łyżki masła
1 średniej wielkości ziemniak
2 ziarenka pieprzu
opcjonalnie: 1/3 szklanki
śmietany do zup
sól i pierz do smaku
ok. 1-1,5 l wody
do podania: ugotowane ziemniaki
2-4 ugotowane na twardo jajka
W garnku umieszczam
umytą i obraną włoszczyznę oraz 1 ziemniaka, cebulę, ziarenka pieprzu, sól i
zalewam wodą. Gotuję do miękkości, po czym wyławiam cebulę i jedną marchewkę
(można wyłowić całą włoszczyznę – ja moją zostawiam w zupie).
W międzyczasie rozgrzewam
na dużej patelni masło i duszę umyty, pozbawiony łodyżek szczaw. Kiedy zmięknie
i przybierze brudnozieloną barwę, zdejmuję z gazu. Dodaję szczaw do zupy i
gotuję ok. 10 minut. Zdejmuję z gazu, miksuję (razem z ziemniakiem i
pozostałą włoszczyzną), ale pozostawiam nieco niedomiksowanych kawałków szczawiu. Ewent. dosalam i pieprzę zupę.
Wlewam do talerzy porcję zupy,
dodaję pokrojone w ćwiartki jajka. Na stole kładę również śmietanę i ugotowane
w całości ziemniaki – kto chce, ten wzbogaca zupę o te składniki.
Uwagi:
1. Przyrządzając moją zupę,
zrezygnowałam z zasmażki, zagęszczając zupę ugotowanym ziemniakiem i pozostałą
włoszczyzną (jedną marchewkę wyławiam, by zupa nie była nazbyt słodka).
Śmietanę podałam jako opcjonalny dodatek, bo wg mnie nie jest tu niezbędna – do
swojej porcji dodałam jej odrobinę.
2. Zgodnie z zaleceniami Aliny Gniewkowskiej i naszą domową tradycją, do zupy dodałam kilka całych kartofli.