Sobota równa się śniadanie.
Prawdziwe Śniadanie.
Takie, które zawsze kończy się plamami na obrusie i okruchami na podłodze, a rozciąga się aż do południa.
Herbatę spijamy ze starych, zdekompletowanych filiżanek po dziadku.
Mamy, świeże, chrupiące pieczywo.
Z reguły na śniadaniu pojawiają się jajka, często pod postacią szakszuki, czyli zanurzone w pachnącym sosie pomidorowym z plamą pietruszkowej zieleni na górze.
Idealnie jest, kiedy mogę zrobić śniadanie najbliższym. Tu w towarzystwie siostry i mamci.
Przepis na szakszukę jest TUTAJ.
A TUTAJ jest tekst o blogach kulinarnych, w którym dorzucam kilka słów od siebie. I nawet pojawiam się na zdjęciu, zbierając śliwki w ogrodzie :)
Do zobaczenia w poniedziałek!
Etykiety: bezmięsne, jajko, na słono, na śniadanie, pomidor, warzywa