Ostrzeżenie: osoby uczulone na truskawki oraz ci, którym truskawki się przejadły (czy są tacy?), proszeni są porzucenie lektury tej notki.
Czas: 25-26 czerwca 2011 r.
Miejsce: Złota Góra k. Kartuz.
Przedmiot zainteresowania: truskawki!
Było kolorowo, pachnąco i smakowicie.
Na pierwszy rzut oka mocno regionalnie - Kaszubi w regionalnych strojach, stoiska z produktami, z których słyną Kaszuby (tabakiery, koszyki, wyroby z drewna, miody, hafty i ceramika z kaszubskimi wzorami). Chińszczyznę rozsądnie upchnięto na zbocza Złotej Góry, dzięki czemu gości nie straszyły hordy obrzydliwych piesków z plastiku czy kołtuny jaskrawych peruk.
Oczywiście siłą napędową całego przedsięwzięcia była t r u s k a w k a. Obecna na większości stoisk, pod każdą postacią.
Truskawkowe koktajle...
... truskawkowe soki...
... truskawkowe miseczki (cukier i bita śmietana do wyboru)...
... truskawkowe babeczki z galaretką i bitą śmietaną...
... ciasta drożdżowe z truskawkami...
... z truskawkami gofry...
... truskawkowe nalewki...
... truskawkowe kolczyki...
Liczyłam jednak na to, że podczas imprezy zaopatrzę się w pokaźną porcję tanich truskawek, tymczasem ceny na Truskawkobraniu nie różniły się od tych w Gdańsku.
Znudzeni truskawkami mogli spróbować specjałów przygotowanych przez koła gospodyń kaszubskich. I tak na moim ulubionym stoisku, wokół którego zrobiłam kilka okrążeń, kupić można było koronkowe naleśniki z dżemem (co też uczyniłam), wiele ciast i naszą tradycyjną przekąskę jarmarczno-odpustową, czyli chleb ze smalcem i ogórkiem kiszonym (chleb również kupiłam). O ile naleśnik lekko mnie zawiódł (ale to może być wina tego, że podawany był na zimno), o tyle chleb był dobry.
Zerkając na blachy ciast, moją uwagę przykuło drożdżowe upstrzone śliczną, grubą kruszonką, z jagodami bądź - a jakże!- z truskawkami. Kawałek tegoż drożdżowego (z truskawką:) osłodził mi nieco fakt, iż pośród sprzedawanych "regionalnych" ciast znajdowały się takie cuda, jak ciasto z zielonym nadzieniem typu shrek czy ciasto bajaderka - dziwaczne twory, które coraz częściej zastępują proste i pyszne, tradycyjne wypieki. Gospodynie sprzedawały jeszcze suto posypane cukrem pudrem ucierane ciasto z truskawkami, szarlotkę z różową pianką czy lukrowany sernik.
Nie brakowało oczywiście tradycyjnych potraw jarmarcznych, czyli mis bigosu, kiełbas, kaszanek i szaszłyków. Gdzieniegdzie stał wózek sprzedawcy popcornu, waty cukrowej i sporo budek z lodami włoskimi. Nie obyło się również bez namiotów piwnych, które niczym huby przyklejają się do stoisk mięsnych. Sama miałam okazję skubnąć szaszłyka kupionego przez Tomasza i gdyby nie fakt, że szykowałam szturm stoiska gospodyń, zjadłabym go więcej.
A na koniec, kontynuując ścieżkę kiczu, przeszliśmy do sektora rozrywki - kolorowych strzelnic, obdrapanych karuzel i dmuchanych zjeżdżalni.
Etykiety: parakulinarnie, podróże, strawberries (from Poland)