Majowe kąski


Nadszedł maj. 

Powietrze zawirowało od wspomnień, zakwitły jabłonie, a parki zaczęły drżeć od dziecięcego śmiechu. Jak zawsze w maju, powróciłam do lektury „Pestki” Anki Kowalskiej, delektując się znanymi, wielokroć czytanymi, kilkakrotnie przepisywanymi, zakreślanymi i powtarzanymi fragmentami.

W naszym mieszkaniu pojawiła się kanapa, zaś półki regału zapełniły się ostatnią porcją książek kulinarnych, którą przywiozłam z P. Do niektórych pozycji nie zaglądałam kilka lat, więc ich układanie zajęło mi kilka dni, bo każdą z książek musiałam przejrzeć. Czułam się jak w dzieciństwie, kiedy mamcia wyciągała z szafy worek zabawek, które znudzona porzuciłam kilka miesięcy wcześniej. Okrycie tych starych-nowych zabawek było rozkoszne, przepadałam na kilka dni (a wtedy mamcia chowała do worka zabawki, które porzuciłam na rzecz tych nowoodkrytych). Podobnie było teraz:

Ojej, zapomniałam już o tej książce! („Kuchnia z Zielonego Wzgórza”)
Jak mogłam żyć bez tej książki?! („Jajka” M. Roux)
O, jaka śliczna dedykacja! („Lubię gotować” P. Brodnicki, z dedykacją napisaną kulfoniastym pismem najmłodszej z moich sióstr)

Ciekawe jest to, że gdy dziś przeglądam niektóre z książek, zwracam uwagę na przepisy, które niegdyś zupełnie mnie nie interesowały. Niektóre z przepisów omijałam szerokim łukiem z powodu ich trudności, składników, które wydawały mi się dziwne czy po prostu dlatego, że miałam inny gust kulinarny (np. kiedyś nie spojrzałabym na terrinę).

Dziś skorzystałam z przepisu, który niegdyś wydawał mi się skomplikowany i upiekłam bezy. Część z nich chciałam wykorzystać na deser Eton Mess, ale odwiedziła nas ma średnia siostra i po bezach zostały okruszki.


BEZY FRANCUSKIE WG M. ROUX

4 średnia białka
125 g drobnego cukru
125 cukru pudru

Białka ubijam, aż powstaną lekko sztywne wierzchołki. Ciągle ubijając, dodaję stopniowo drobny cukier (kolejną porcję dodaję, aż poprzednia przestanie chrzęścić w mikserze). Proces ubijania białek z cukrem trwa ok. 10 minut. Piana ma lśnić i być supersztywna. Następnie wsypuję cukier puder i jeszcze chwilę miksuję.

Pianę nakładam łyżką (albo bardziej elegancko: wyciskam szprycą cukierniczą) na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.

Bezy piekę w 110 st. C. przez 1 godzinę i 25 minut (jeżeli porcje będą mniejsze, to o 10 minut krócej). Kiedy bezy będą gotowe, wyłączam piekarnik, ale go nie otwieram, pozostawiając w nim bezy do oschnięcia.


Uwagi:

1. Przepis pochodzi z książki „Jajka” M. Roux. Z porcji wychodzi 20 większych ciastek, ale następnym razem zrobiłabym mniejsze porcje, by łatwiej schły.

2. Do połowy porcji dodałam mieloną kawę, co było błędem, bo beza nie udźwignęła ciężaru i pozostała wilgotna w środku (w czystej bezie tego nie było). Jeżeli więc chcecie aromatyzować bezy, dodajcie niewielką ilość kawy rozpuszczalnej, mielona raczej się nie nadaje.

3.  Bezy są białe, chrupiące i delikatne. Muszę je upiec raz jeszcze bo mam ochotę na Eton Mess!

Etykiety: , ,