Pamętajcie o WZ (WuZetkach)



Chyba za dużo tej szarości ostatnimi czasy...
Mgiełka ciemności zasnuła mi myśli. Ogrzewam się kieliszkiem czerwonego wina - lepiej smakowałoby w towarzystwie goździków, cynamonu i plastra pomarańczy, ale cóż, nie chce mi się nic robic w tym kierunku.

Aha, chciałam Wam coś powiedzieć, ale to lepiej w gwiazdce.*

Dziś rozpływam się na kanapie jak kostka lodu na ciepłej dłoni. Jestem, ale jakby mnie nie było, przerzoczysta i nienamacalna. Zdobywanie świata, poszerzanie horyzontów zostawiam na następny dzień, dziś ograniczę się do kanapowej wegetacji.

Najchętniej zamieniłabym się w kota Bonifacego** i osiadła na ciepłych kaflach kuchennego pieca, wąchając tajemnicze zapachy z babcinych garnków i mrucząc pod nosem "niebiański jest ten koci żywot".
Mogłabym jeszcze upiec bułeczki albo czekoladowe ciasto, bo to właśnie przygotowywanie tych potraw działa na mnie kojąco.

Lepienie kotlecików też koi. Nabieram masy w dłonie, lepię kulkę, spłaszczam kulkę, obtaczam ją w bułce tartej, odkładam na tacę. Kolejna kulka, spłaszczam, obtaczam, odkładam. Kulka, spłaszczam, obtaczam, odkładam. Kulka, spłaszczam...



PLACUSZKI ALOO GOBI

(porcja na 3-4 osoby)

Składniki:

1 nieduży kalafior, podzielony na różyczki
4 duże ziemniaki
1 cebula
1 suszona papryczka chili, pokruszona (albo 3/4 łyżeczki chili w proszku)
1 lyzeczka kuminu
1 łyżeczka kurkumy
1/2 łyżeczki ziaren gorczycy
2 łyżeczki garam masali
3 łyżki oleju
3 cm świeżego imbiru (startego albo posiekanego)
1 kajzerka, namoczona w wodzie i dokładnie odciśnięta
2 roztrzepane jajka
sól do smaku
bułka tarta do obtaczania kotlecików
olej do smażenia

Różyczki kalafiora lekko solę i gotuję na parze. Ziemniaki obieram, kroję na mniejsze częsci i gotuję, aż będą miękkie.

W międzyczasie rozgrzewam olej, wrzucam nań ziarna kuminu i gorczycy i przez kilkanaście sekund prażę. Dodaję posiekaną cebulkę, imbir. Trzymam na ogniu, az cebulka się zeszkli.
Ugotowane ziemniaki i kalafiora przekładam do miski, dodaję bardzo dobrze odciśnięta bułkę (nie moze być wodnista, bo kotleciki się rozplyną) i rozgniatam wszystkie składniki. Nie miażdżę ich na papkę, ponieważ chcę, by smak i faktura kalafiora był wyczuwalne. Gdy uzyskam pożądaną fakturę, dodaję garam masalę, papryczkę chili, sól i jajko, dokładnie mieszając składniki.

Z tak przygotowanej masy lepię kotleciki, obtaczając je w bułce tartej. Gotowe do smażenia kotlety ukaldam na desce. Gdy wszystkie będą gotowe, rozgrzewam na patelni olej i smażę je partiami po kilka minut z każdej strony (aż będą rumiane i chrupiące).

Kotleciki podaję ze zsiadłym mlekiem albo chłodnym jogurtem.



Uwagi:

1. placuszki to mój pomysł. Od dawna miałam ochotę na małgosine kotleciki kalafiorowe, a że po głowie chodziło mi też aloo gobi, postanowiłam połączyć dwa przepisy w jednej potrawie. W rezultacie wyszły mi swojskie placuszki o orientalnym posmaku. Mają one delikatną fakturę, są puszyste i rozpływają się na podniebieniu, tylko tu i ówdzie trafi się kawałek kalafiora. Ale ich smak daleki jest od delikatnosci, bo pełne są mocnych smaków: chili, garam masala, kumin...

2. Jestem zdania, że jeżeli coś zawiera w sobie kalafior i miękkie, delikatne ziemniaczki,nie moze być niedobre. Jesli dodac do tego trochę egzotyki, powstaje całkiem miły i ciekawy obiad. Dodatek chłodnego kwaskowatego nabiału (vide: kefir, zsiadle mleko) jest dla mnie niezbędny, bowiem chłodzi język zbombardowany intensywnym smakiem egzotycznych przypraw.

3. Co do przypraw: jakiś czas temu zaopatrzyłam się w wiele egzotycznych smaków i powoli się do nich przyzwyczajam, umieszczając je w dipach, w panierkach czy winegretach. Dla podniebienia wychowanego na ziołach prowansalskich, tymianku i kminku to ciekawa odmiana.



* jako że zawsze starałam się uchować tego bloga od reklam i zachować jego czystość, jestem teraz w kropce. Jest bowiem kilka drobiazgów, które - bym dotrzymała umowy - powinny pojawić się na blogu. A że nie chcę, byście - przez sympatię do mego bloga - wplątali się w czytanie artykułów reklamowych, postanowiłam ostrzegać Was przed tym odpowiednią etykietą i tytułem notki. Otóż notka reklamowa (bo może się tu takowa pojawić) będzie opatrzona etykietą: wpis zamawiany (czyli WZ, czyli WuZetka). Podobnie będzie z tytułem, zawsze będzie opatrzony skrótem WZ i to od Was będzie zależało, czy to czytać, czy nie.

Ale nie myślcie sobie, ze zaleje Was fala reklam i WuZetek! :) Piszę to zawczasu, bowiem mam kilka ciekawych propozycji, z których grzechem byłoby nie skorzystać, a przy tym pragnę być UCZCIWA wobec Was. Nie mam zamiaru słodzić i ściemniać, nie martwcie się, ze nagle pojawi się tu product placement albo ze zacznę zachwalać okreslone produkty. Mam na myśli co najwyzej podlinkowanie pewnej strony, którą będę tworzyć albo artykułu, w którego pisaniu wezmę udział. Nic wiecej.

Wiec nie myślcie, że Truskawki zeszły na psy (znam jeszcze brzydsze okreslenie, ale nie będę go tu przytaczać), pamiętajcie o WuZetkach i nie gniewajcie się, jesliby się taka tu pojawiła.

** pamiętacie "Przygody kota Filemona"?

Etykiety: , , , ,