Tam, gdzie r o s ł y poziomki



Cukinię po raz pierwszy ujrzałam mając kilka lat, podczas wakacji u dziadków. Leżała na kuchennym parapecie – potężna i ciemnozielona, niedawno przywieziona z działki. Myślałam, że to wielki ogórek i oczyma wyobraźni widziałam siebie chrupiącą wielkie seledynowe plastry.* Jakież było moje rozczarowanie, gdy usłyszałam, że to wcale nie jest moje ulubione warzywo…

Oprócz wielkich cukinii, dziadkowie przywozili z działki jeszcze mnóstwo innych specjałów. Najpierw, z samego rana, na działkę wybierał się dziadek. My w tym czasie myłyśmy się (bądź – w zależności od wieku - udawałyśmy, że się myjemy), jadłyśmy leniwe śniadanie**, po czym zmywałyśmy naczynia przy dźwiękach Muzycznej Poczty UKF.

Po jakimś czasie rozlegał się warkot malucha, a chwilę później słychać było na klatce echo kroków. Drrrrrrryń!
Dzwonek do drzwi***, jest dziadek, stawia na stole niebieską kobiałkę i żółtą siatkę, pełne działkowych zdobyczy.
Dorodne pomidory,
kształtne ogóreczki,
fasolkę szparagową,
groszek, który wyjadałyśmy prosto z łupinek,
kwaśny agrest,
kuleczki czerwonej i czarnej porzeczki,
soczyste gruszki,
miseczkę malin,
jeżyny
albo poziomki, na które rzucałyśmy się od razu.

A po obiedzie upychaliśmy w maluchu koce, piłki, kanapki, lalki, kredki, poduszki, książki, termosy i ruszaliśmy na działkę. Zaczynało się słodkie popołudnie na zielonej trawce.

Strasznie za tym tęsknię.
I choć dziadek nadal jeździ na działkę, to kobiałka, z którą wraca jest lżejsza. I – co najbardziej smuci – nie ma tam już mnie, zaglądającej do niebieskiego koszyka w poszukiwaniu poziomek.


CHOCOLATE & ZUCCHINI CAKE
(CIASTO CZEKOLADOWO-CUKINIOWE z książki „Chocolate & Zucchini” C. Dusoulier)

Składniki:

120 ml oleju
240 g mąki
60 g kakao
1 łyżeczka sody oczyszczonej
½ łyżeczki proszku do pieczenia
½ łyżeczki soli morskiej
3 duże jajka
150 g cukru pudru
1 łyżka kawy rozpuszczalnej
350 g cukinii, startej na tarce o grubych oczkach (ze skórką)
tabliczka czekolady (gorzkiej albo mlecznej, wg uznania), posiekana

W dużej misce mieszam mąkę, kakao, sodę, proszek do pieczenia, sól. W oddzielnej misce mieszam dokładnie olej i cukier puder, dodaję kawę i jajka i dalej miksuję.

Do masy jajecznej wsypuję 2/3 suchych składników (resztę odkładam). Mieszam delikatnie do połączenia składników (masa nie powinna być długo mieszana).

Do miski z pozostałą mąką wrzucam cukinię (nie odsączając jej z płynu!) i posiekaną czekoladę, mieszam, aż proszek oblepi składniki. Następnie mieszam to z resztą ciasta (do połączenia składników).

Wylewam ciasto do wyłożonej pergaminem tortownicy (25 cm), wyrównuję jego powierzchnię. Piekę w 180 st. C przez około 40-50 minut (aż wetknięty do ciasta patyczek nie będzie lepki).

Uwagi:

1. do przepisu Klotyldy wprowadziłam kilka modyfikacji – brązowy cukier zamieniłam na cukier puder ( i zmniejszyłam jego ilość) i zmniejszyłam trochę ilość czekolady.

2. Ciasto podawałam domownikom nie informując ich o jego składnikach, nikt nie wyczuł cukinii. W takim momencie zastanawiam się zawsze, po co nam składniki, których w potrawach nie czujemy. Po cóż piec ciasto cukiniowe, którego zaletą jest to, że nie czuć cukinii? Dla zabawy – to jedyne, co mi przychodzi na myśl. Bo ja się bawię świadomością, że robię cukiniowe ciasto, bawię się myślą, że piekę coś, co kryje w sobie słodką tajemnicę i tylko ode mnie zależy, czy ją komuś zdradzę, czy nie!

3. A smak? Jak już napisałam, niecukiniowy. Czekoladowy. Moooocno czekoladowy. Z chrupiącą skorupką, trochę jak w brownies, ale z o wiele bardziej puszystym środkiem. Pyszne z odrobiną cukru pudru na wierzchu.

4. Następnym razem wzbogacę ciasto o podpieczone orzechy laskowe. Bardzo mi tu pasują - cos chrupkiego jako kontrast dla totalnej miękkości, coś wyrazistego dla przełamania dominacji czekolady.


* w dzieciństwie ogórek był moim warzywem numer jeden – zrywany prosto z dziadkowej grządki, czasem nawet nieobierany ze skórki, miał nieziemski smak; dziś ogórka z piedestału strącił pomidor (chociaż po delikatnym ukiszeniu ogórka jego szanse znacznie u mnie wzrastają!);

** świeże pieczywo (z poranną Trybuną;), przyniesione rano przez dziadka (wieluńskie pieczywo jest najlepsze!), z plasterkiem różowej szynki (spójrz na tę wędlinę, widzisz włókna? Nie ma wody, nie ślizga się – wieluńskie wędliny są najlepsze!) i kawałkiem malinówki ze szklarni wujka;

*** ten, co umarłego by obudził;

Etykiety: , , , ,