Są historie, w które – gdybym nie była ich świadkiem - nigdy bym nie uwierzyła.
A już na pewno ostatnią rzeczą, której byłabym skłonna dać wiarę, była wiadomość, jaką moja mama usłyszała przez słuchawkę domofonu: państwa pies przebywa na komisariacie.
Że co?!
Jest szare, styczniowe popołudnie. Ciemność powoli pochłania resztki światła. Nasz piękny, acz niezbyt inteligentny pies, jak zwykle hasa w ogrodzie. Nagle dostrzega, że furtka, która zawsze była zamknięta, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności jest uchylona. Niewiele się namyślając, pan pies wymyka się na spacer.
A że niebardzo orientuje się w rozkładzie ulic i domów, szybko się gubi. Gna przez siebie, zapewne zwiedzając wszystkie ośnieżone zakamarki, zaglądając pod każde napotkane drzewo, obwąchując wszystkie mijane krzaczki.
I tak, od drzewa do drzewa, pies zawędrował na pustkowie. Pewnie był już mocno zmęczony, gdy nagle zauważył, że nieopodal zatrzymał się samochód. Kierowca wyszedł rozprostować nogi ;). Pan pies, zmęczony kilkugodzinną wędrówką, pomyślał, że nie może przegapić takiej okazji, po czym wpakował się do samochodu. Na nic lamenty i krzyki kierowcy, na nic jego spokojne tłumaczenie: pies nie chciał wyjść z auta.
Mężczyzna ruszył. Z niechcianym autostopowiczem na tylnim siedzeniu.
Nie wiedząc, co począć z pasażerem, zawiózł go na komendę policji. Następnie odnalazł nasz dom* i po kilku minutach rozmowy, z winem Carlo Rossi (to na dowód wdzięczności) pod pachą, wrócił do domu, by opowiedzieć żonie przygodę, jaka spotkała go w drodze z pracy.
Mama pojechała na komisariat, by odebrać niesfornego spacerowicza. I tak zakończyła się historia o psie, który jeździł autostopem i siedział na komisariacie. ---
Historia sosu dalmatyńskiego, który akurat przyrządzałam, gdy dotarła do mnie wiadomość o naszym niesfornym psie, jest mniej skomplikowana.
Prawdę powiedziawszy, w ogóle nie jest skomplikowana. Przepis na wspomniany sos podsunął mi R. Makłowicz, który z kolei trafił na recepturę w książce o intrygującym tytule „Kapar”(autorstwa R. Kovaczevicia).
Zatem jedno jest pewne: sos dalmatyński składa się z kaparów.
Jest tu jeszcze pietruszka (której kiedyś szczerze nie znosiłam, a którą pokochałam miłością nagłą i niespodziewaną jakiś rok temu).
Są anchovies, jest i cytryna.
Całość stanowi mocny akcent smakowy: na języku kwaśna cytryna walczy o palmę pierwszeństwa ze słonymi sardelami, ale chwilę później nadciąga ostry czosnek, aromat pietruszki i lekko octowy, trudny do opisania smak kaparów. A wszystko zanurzone w oliwie…
Pyszne z młodymi ziemniaczkami (np. w towarzystwie jajka sadzonego)
Z zielonymi szparagami.
Ze zgrillowanym kawałkiem jasnego mięsa lub rybą.
Ja zjadłam go w towarzystwie kosmicznego kalafiora romanesco i plastrem kurczaka podsmażonym na patelni grillowej.
W rondlu rozgrzewam oliwię.
Dodaję sardele, a gdy się rozpuszczą, posiekaną pietruszkę, wyciśnięty przez praskę czosnek i sok z cytryny. Mieszam. Gotuję. Ściągam z ognia i podaję jako dodatek w/w składników.
* kierowca zadzwonił do znajomej właścicielki psa husky, ta zaś naprowadziła go na nasz trop;