Moja najsłodsza...


Sobotni wieczór, za oknem mrok. Chłód powoli ścina podtopiony śnieg, szarość dnia ustąpiła miejsca granatowej nocy...

Siedzę w kuchni i wertuję kartki, raz jeszcze spoglądam na podkreślone różowym żelpenem fragmenty. Raz kozie śmierć!

Jedno białko
drugie białko
trzecie...
... i szóste.

Czy moja pierwsza Pavlova się uda?

Udała się!

To dla niej złamałam świętą zasadę niejedzenia na 3 godziny przed zaśnięciem.
To przez jej złotawą skorupkę, przez jej puszysty środek, straciłam rozsądek i - zapomniawszy o pryncypiach - skupiłam się na procesie chrupania.

Kolejne przenikanie:
chrupiący spód powoli przeistacza się w puszystą piankę, która z kolei harmonijnie przechodzi w bitą śmietanę. Całość zwieńczają lekko kwaskowate mandarynki.

PAVLOVA


Przepis (i mnóstwo wskazówek) z forum. Ponizej z moimi modyfikacjami.

Składniki:

6 białek
300 g miałkiego cukru
łyżeczka mąki ziemniaczanej
łyżeczka białego octu
400 ml słodkiej śmietanki
kwaskowate owoce

Białka ubijam na sztywną pianę. Następnie, po jednej łyżce, dodaję cukier (ciągle ubijając). Na koniec dodaję mąkę i ocet.
Na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, formuję z masy nieduży okrąg (ok.22 cm), lekko spłaszczając wierzch.
Przez pierwsze 5 minut piekę w 180 st. C (bez termoobiegu), następnie zmniejszam temp. do 150 st. C i piekę jeszcze ok. 1 h i 15 minut (w trakcie pieczenia sprawdzam bezę patyczkiem - w srodku mam byc jeszcze lekko wilgotna). Następnie suszę bezę ok. 30 min. w uchylonym piekarniku.
Ukladam ją na paterze do góry nogami. Ubijam śmietankę (bez cukru!), po czym układam ją na bezie. Zostawiam ciasto na jakieś 30 min., następnie dekoruję mandarynkami.
Poezja!

Etykiety: , , ,